- coś po japońsku - rzekł pierwszy.
- coś po japońsku - odparł jego towarzysz.
Nagle z mgły wyłoniła się trzecia sylwetka, nieco różniąca się od pozostałych.
- coś po indiańsku - zagaił.
Jiro Taniguchi człowiek, który w dziedzinie komiksu osiągnął już chyba wszystko. Był nominowany do Eisera (
Wędrowiec z Tundry) oraz Harveya (
Ikar). Zdobył nagrodę za najlepszy scenariusz na festiwalu w Angouleme (
Odległa Dzielnica). Współpracował z takimi gwiazdami światowego komiksu jak Jean "Moebius" Giraud (
Ikar), a wszystko to (i jeszcze więcej) przez zaledwie 30 lat kariery zawodowej. Ciekawe gdzie my, Drogi Czytelniku, będziemy po takim czasie, tejże kariery?
Komiks, który chciałbym Wam dziś przybliżyć nie jest tak zabawny jak sugerowałby to wstęp do tego tekstu. Opowiada on historię dwóch samurajów: Manzo Shiotsu i Hakosaburo Soma, którzy w wyniku wojennej zawieruchy w Japonii, zostali zmuszeni do wyruszenia do Stanów Zjednoczonych. Kraj ten nie był dla nich łaskawy, jednak wszystko się zmienia. Pewnego dnia podczas polowania Hakosaburo odnajduje płaczące niemowlę, a w raz z nim nieprzytomną Indiankę. Nasz szlachetny mąż postanawia zabrać ich do siebie. Jak się szybko okazuje, kobieta uciekła z pobliskiej kopalni złota, będąc w zaawansowanej ciąży. Nie zdążyła, jednak uciec daleko, ponieważ rozpoczął się poród. Nie wiedząc co dalej robić, czekała na śmierć, zamiast niej zjawił, się jednak samuraj.