Archive for lipca 2012

Pierwsze wrażenia #7- Resident Evil: Marhawa Desire

(recenzja obejmuje pierwszy tom polskiego wydania)

Wraz z premierą filmowej adaptacji książki Stephenie Meyer pt: Zmierzch, rozpoczął się w popkulturze boom na opowieści o stworach nocy. Wysportowane ciała wampirów, wilkołaków oraz im podobnych, wylewające się z ekranów telewizorów, komputerów i telefonów, pobudzają wyobraźnie nastolatek oraz skutecznie psują prasę ich krwiożerczych kuzynów z dawnych opowieści. Na całe szczęście, los łagodniej obszedł się zombie. Mimo sporej popularności żywe trupy występują wyłącznie w historiach z pogranicza postapokalipsy i horroru. Póki co, nie przybierając formy przystojnych truposzy, łamiących niewieście serca.

8 czerwca 2012 roku to dla polskiego rynku komiksowego data przełomowa. Pierwszy raz bowiem zdarzyło się, żeby premiera zagranicznego komiksu odbyła się tego samego dnia w Polsce i na świecie. Stało się to możliwe dzięki staniom wydawnictwa JPF, które sprowadziło na nasz rodzimy rynek mangę Resident Evil: Marhawa Desire. Za scenariusz tej opowieści odpowiada firma CAPCOM. Powinno to przypaść do gustu zwłaszcza zapalonym fanom serii gier spod szyldu RE. Inni czytelnicy zaś, nie powinni mieć złudzeń. Marhawa Desire jest częścią kampanii promocyjnej gry Resident Evil: Operation Racoon City, co skutecznie uniemożliwia tchnięcie w tą opowieść czegoś oryginalnego. Bohaterami opowieści są profesor Doug Wright, specjalista w dziedzinie bioterroryzmu, wykładający na Uniwersytecie Bennett w Singapurze oraz jeden z jego studentów Ricky Tozawa, prywatnie siostrzeniec profesora. Owa dwójka zostaje zaproszona do najbardziej elitarnej uczelni w Azji, tytułowej Marhawy, w celu zbadania przypadku zombifikacji. Szkole tej przewodzi demoniczna matka Garcia, niegdysiejsza ukochana naszego profesora, która pilnie strzeże tajemnic placówki, którą zarządza. 

Relacja z konwentu Animatsuri: Konflikt okresu Sengoku

Warszawa. Miasto o który napisano niezliczoną ilość hymnów, pieśni i piosenek. Miasto, którego dzieje można śledzić w kronikach i na płótnach wielkich mistrzów. Wreszcie, miasto, które, siłą rzeczy, zawsze było w centrum wydarzeń decydujących o losie naszej ojczyzny. Nie dziwi więc, że to właśnie tu, 14 lipca 2012 roku odbyła się inscenizacja jednej z ważniejszych bitew w historii Japonii. Na wstępie muszę Wam przyznać, że do końca nie wiedziałem czy wybiorę się na tegoroczne Animatsuri. Ekipa z którą miałem jechać, sukcesywnie się rozpadała. W końcu, na kilka dni przed wyjazdem, gdy miałem już jechać po bilety na pociąg, okazało się, że jadę wyłącznie ze swoją o sześć lat młodszą siostrą, Weroniką, dla której miał być to pierwszy w życiu konwent.

Honorowy patronat objęła ambasada Japonii
Podróż z Bydgoszczy do Warszawy przebiegła nam bez większych nieprzyjemności. Można wręcz powiedzieć, że aż do Torunia jazda była wręcz komfortowa, gdyż oprócz nas w przedziale siedziała tylko jedna pani. Potem już, nasz przedział sukcesywnie się wypełniał. Do stolicy naszego kraju dojechaliśmy około godziny siedemnastej, czyli na godzinę przed rozpoczęciem imprezy. Podróż z peronu do szkoły konwentowej przebiegła nam sprawnie i szybko. Dużo szybciej niż się spodziewałem, gdyż początkowo zakładałem, że będziemy długo kluczyć po mieście. Bardzo pomocna okazała się dokładna mapka dojazdu, zamieszczona na stronie internetowej organizatorów. Pierwsze co ukazało się naszym oczom to kolejka, bardzo długa kolejka, wychodząca, aż poza teren XXI LO im. Hugona Kołłątaja. Tu przydały się nam nasze dziennikarskie wejściówki, umożliwiające nam ominięcie kolejki i szybkie dostanie się na teren konwentu. Ciekawostką jest fakt, że ochrona wpuszczała najpierw osoby bez rezerwacji. Być może akurat wtedy, to właśnie to stanowisko było wolne. Po ominięciu ochrony skierowaliśmy się do okienka dla VIPów, gdzie pojawił się pierwszy zgrzyt. Otóż okazało się, że nie ma nas na liście. Miła pani długo szukała naszych nazwisk, w końcu jednak dopisała nas na nią i pozwoliła przejść, wręczając uprzednio plan atrakcji, informator (zawierający kilka stron z komiksu Usagi Yojimbo), znaczek z maskotką stowarzyszenia Animatsuri, czyli z Echiko Matsuri, Usagiego w wersji zrób to sam i bransoletkę, którą mieliśmy obowiązek pokazywać przy wejściu na teren konwentu.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -