(Recenzja obejmuje drugi tom komiksu)
Muszę przyznać Wam Drodzy Czytelnicy, że gdy zakładałem tego bloga to nie przypuszczałem, że będę recenzował jakąkolwiek serię tom, po tomie. Mimo to cieszę się, że coś takiego się stało. Tym bardziej, że padło na serię która bardzo mi się spodobała, przez co zadanie którego się podjąłem stało się nie przykrym obowiązkiem, ale przede wszystkim dobrą zabawą.
Pierwszy tom The Breaker zakończył się w momencie kiedy to na dachu Szkoły Dziewięciu Smoków rozpoczął się pojedynek pomiędzy, odstającym nieco od koreańskich standardów nauczycielem języka angielskiego, Han'em Chun-woon'em, a tajemniczą czarnowłosą pięknością. Przyznam szczerze, że spodziewałem się, jeżeli nie silnej wymiany ciosów, to choćby kilku ostrych zdań, nic takiego się jednak stało. Fakt ten zdziwił nie tylko mnie, ale również mimowolnego świadka tych wydarzeń, czyli młodego Lee Shi-woon'a, który gdy przyglądał się tej scenie, miał podobny do mojego wyraz twarzy. Co ważne jednak, wydarzenia te wprowadziły do serii nową postać: śliczną Lee Si-ho, pełniącą w szkolę rolę higienistki.
Przyznam szczerze, że do dziś nie wiem czemu Yumegari zdecydowało się na tą nazwę pełnionego przez nią zawodu, zamiast użyć potocznej, ale wydawało by się bardziej stosownej w tym miejscu "pielęgniarki". Zostawmy to jednak, bo pani higienistka z miejsca stała się moją ulubioną postacią w serii. Genialnie narysowane zmysłowe kształty bohaterki powodowały, że zdarzało mi się na dłużej zatrzymywać wzrok na kadrach z jej udziałem. Jednak nie tylko to zadecydowało o mojej sympatii do niej. Si-ho mimo, że jest postacią bardzo otwartą, to szybko okazuje się, że ma ona jakąś tajemnicę, co tylko czyni tę postać ciekawszą. Jedyną wadą scen z udziałem pięknej Si-ho może być duża ilość "cyckowego" humoru, który może odrzucić część potencjalnych czytelników. W mojej ocenie jednak wszystkie te sceny są autentycznie śmieszne, a ponętna pani która je aranżuje, tylko podnosi ich wartość.