Archive for czerwca 2013

#129 Minirecenzja #1- The Breaker #2

(Recenzja obejmuje drugi tom komiksu) 

Muszę przyznać Wam Drodzy Czytelnicy, że gdy zakładałem tego bloga to nie przypuszczałem, że będę recenzował jakąkolwiek serię tom, po tomie. Mimo to cieszę się, że coś takiego się stało. Tym bardziej, że padło na serię która bardzo mi się spodobała, przez co zadanie którego się podjąłem stało się nie przykrym obowiązkiem, ale przede wszystkim dobrą zabawą. 

Pierwszy tom The Breaker zakończył się w momencie kiedy to na dachu Szkoły Dziewięciu Smoków rozpoczął się pojedynek pomiędzy, odstającym nieco od koreańskich standardów nauczycielem języka angielskiego, Han'em Chun-woon'em, a tajemniczą czarnowłosą pięknością. Przyznam szczerze, że spodziewałem się, jeżeli nie silnej wymiany ciosów, to choćby kilku ostrych zdań, nic takiego się jednak stało. Fakt ten zdziwił nie tylko mnie, ale również mimowolnego świadka tych wydarzeń, czyli młodego Lee Shi-woon'a, który gdy przyglądał się tej scenie, miał podobny do mojego wyraz twarzy. Co ważne jednak, wydarzenia te wprowadziły do serii nową postać: śliczną Lee Si-ho, pełniącą w szkolę rolę higienistki. 

Przyznam szczerze, że do dziś nie wiem czemu Yumegari zdecydowało się na tą nazwę pełnionego przez nią zawodu, zamiast użyć potocznej, ale wydawało by się bardziej stosownej w tym miejscu "pielęgniarki". Zostawmy to jednak, bo pani higienistka z miejsca stała się moją ulubioną postacią w serii. Genialnie narysowane zmysłowe kształty bohaterki powodowały, że zdarzało mi się na dłużej zatrzymywać wzrok na kadrach z jej udziałem. Jednak nie tylko to zadecydowało o mojej sympatii do niej. Si-ho mimo, że jest postacią bardzo otwartą, to szybko okazuje się, że ma ona jakąś tajemnicę, co tylko czyni tę postać ciekawszą. Jedyną wadą scen z udziałem pięknej Si-ho może być duża ilość "cyckowego" humoru, który może odrzucić część potencjalnych czytelników. W mojej ocenie jednak wszystkie te sceny są autentycznie śmieszne, a ponętna pani która je aranżuje, tylko podnosi ich wartość. 

#128 Gdzie są moje gacie? Recenzja filmu Człowiek ze Stali.

Ostatnimi czasy dziesiąta muza, niczym panna na wydaniu, coraz śmielej nęci nas komiksiarzy swoimi wdziękami. Początkowo szło jej nie najlepiej, kolejne odsłony skrawków jej cia..., to jest, kultowych dzieł światowego komiksu, zamiast przyciągać do niej śliniących się kawalerów skutecznie ich od niej odpędzały. Doszła więc do wniosku, że widocznie nie eksponowała tego co powinna. Zwolniła więc dotychczasowych wizażystów, czy innych scenarzystów i po dokładnych oględzinach jej walorów zaczęli od Początku. Strategia okazała się na skuteczna, bo dziś nawet i ja, mimo, iż do niedawna stroniłem od aktorskich wersji moich ulubionych opowieści, chętnie wpadam do Dziesiątej pooglądać to co ma mi do zaoferowania. Tym razem mój wzrok padł na Człowieka ze stali.


Mało kto dziś wie, że pierwsza filmowa adaptacja komiksu superbohaterskiego weszła na ekrany amerykańskich kin ponad sześćdziesiąt lat temu. Dokładnie miało to miejsce w 1951 roku, a filmem tym był Superman and the Mole Men w reżyserii Lee Sholem'a. Na kolejną ekranizację przygód Kal-El'a fani komiksu musieli czekać, aż do roku 1978, kiedy to w rolę człowieka ze stali wcielił się genialny Christopher Reeve, który odegrał tę postać, aż czterokrotnie, przez co wielu do dziś to właśnie z jego twarzą kojarzy Supermana. Po raz kolejny tego superbohatera mogliśmy oglądać na wielkim ekranie nie tak dawno temu, bo w 2006 roku przy okazji bardzo słabo odebranego Powrotu Supermana. Dziś historia zatocza koło i, podobnie jak to miało miejsce sześćdziesiąt dwa lata temu, znowu możemy oglądać przygody najpotężniejszego z superbohaterów na wielkim ekranie.

#127 Pierwsze wrażenia #12- 6000

(Recenzja obejmuje pierwszy tom komiksu)

Woda, twór pokrywający ponad 70% naszej planety z którego miliony lat temu na ląd wypełzło życie. Bardzo mu się tu spodobało dlatego też zaczęło ono systematycznie opanowywać nowe rejony, powoli zapominając o swojej wilgotnej kolebce. Sytuacja ta zaczęła się jednak zmieniać, w momencie gdy ta sucha kraina oddała swoim nowym panom już wszystko co miała im do zaoferowania. To właśnie wtedy w głowach niegdysiejszych dzieci oceanów narodził się pomysł, aby powrócić do głębin. Niestety w swojej pysze zapomnieli oni, że życie nigdy nie opuściło podmorskich toni. Co więcej, nie wzięli oni pod uwagę faktu, że władcy głębin mogą sobie nie życzyć odwiedzin swoich wysuszonych kuzynów. 

Ostatnie wydarzenia na naszym rodzimym rynku mangowym pozwalają wysnuć teorię, że Polacy lubią się bać. Wydawane od niedawna rysowane horrory spadły na podatny grunt i cieszą się w naszym kraju coraz większym wzięciem. Nic więc dziwnego, że kolejni wydawcy próbują swoich sił na tym polu. Jednym z nich jest poznańskie Yumegari, które niedawno wypuściło pierwszy tom mangi 6000, autorstwa Nokuto Koike. Tytuł komiksu może wydawać się nieco dziwaczny, jednak, wbrew pozorom nie jest on przypadkowy, gdyż akcja komiksu dzieje się właśnie na takiej głębokości. W tym momencie można zadać sobie pytanie: "skąd tyle japońskich opowieść grozy koncentrujących się na zagrożeniu pochodzącym z morskich otchłani?", bo przecież nieobcy jest polskiemu czytelnikowi inny horror którego akcja jest blisko związana z morzem, czyli Gyo, Junji Ito. Otóż należy pamiętać, że Japończycy to przede wszystkim wyspiarze, dlatego właśnie na otaczających ich wodach opierają swoją stabilność ekonomiczną oraz bezpieczeństwo. Wyraźnie było to odczuwalne w latach 1636-1854, gdy to dość skutecznie odizolowali się oni od Europejczyków i Amerykanów. Nic więc dziwnego, że Japończycy dobrze rozumieją jakie zagrożenia może nieść ze sobą ten, słabo przecież poznany przez człowieka żywioł. Dodajmy do tego jeszcze talent potomków samurajów do wymyślania najbardziej wykręconych stworów i mamy gotowy przepis na horror.

#126 Manga nad Wisłą #17

Rynek mangowy w Polsce powoli zwalnia, a to bezsprzecznie oznacza, że zbliża się lato. Okres w którym wydawcy odpoczywają oraz rewidują swoje plany na drugą połowę roku, a czytelnicy mają okazję na dokarmienie swoich portfeli, które skutecznie odchudziła lawina nowości z początku roku. Oczywiście można pójść w inną stronę i wreszcie zakupić coś, co przez kilka miesięcy znajdowało się jedynie w sferze naszych marzeń. Zanim jednak do tego dojdzie przyjrzyjmy się jak przez ten ostatni miesiąc zmienił się nasz rynek.

Na początek uzupełnienie poprzedniej Mangi nad Wisłą. Otóż z przykrością donoszę, że w zeszłym miesiącu zapomniałem poinformować Was, Drodzy Czytelnicy o nowym wydawnictwie, które próbuje sił na naszym rynku. Na to wołające o pomstę do Nieba przeoczenie zwrócił mi uwagę w komentarzach amsterdream, za co chciałbym mu teraz serdecznie podziękować. Tak więc śpieszę was poinformować, że 14 kwietnia swoją działalność rozpoczęło wydawnictwo Taiga. Nazwa to oznacza Tygrysa o czym dość dobitnie informowało nas stare logo wydawnictwa. Tak, stare, ponieważ to które widzicie z boku to nowa wersja logotypu. W mojej opinii, dużo lepsza od poprzedniej. Na dzień dzisiejszy Taiga zapowiedziała trzy serie komiksowe. Pierwsza z nich, Strażniczka Orelianu autorstwa Rin Kouduki,  swoją premierę ma mieć już 5 czerwca. Ta jednotomowa historia koncentruje się na postaci Airy, której zostaje powierzone stanowisko osobistego rycerza jego wysokości księcia Rudeiris'a. Służba ta rozpoczyna się dość niezwykle, gdyż książę ofiarowuje swojemu ochroniarzowi gorący pocałunek. Tych którzy spodziewają się, że młody następca tronu przejdzie po tym do rzeczy, muszę zmartwić, bo Strażniczka... jest romansem. Przykładowe plansze z tej serii znajdziecie na taigowym facebooku.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -