Archive for stycznia 2014

# 146 Ludzkie oblicze superherosa. Recenzja komiksu Iron Man: Demon w butelce.

(recenzja obejmuje dwudziesty dziewiąty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela)

Ciężko jest być superbohaterem. Co i rusz musisz się odrywać od swoich obowiązków i tracić kupę czasu na ciągłe przebieranie się, tylko po to aby złoić skórę komuś, kto postawił sobie za cel uprzykrzenie tego dnia innym. Pół biedy jeżeli tym kimś jest Galactus, czy inny Ultron, którego pobicie przyniesie (krótką) chwałę i zdjęcie na pierwszej stronie Daily Bugle. Gorzej, gdy tym kimś jest jakiś frajer z podrzędną mocą i zerowym wyczuciem mody. Wtedy choćbyś nie wiem jak się starał czeka cię tylko krew, pot, łzy i wierna butelka Jack'a Powers'a.

Stare amerykańskie komiksy, zawłaszcza te wydawane w srebrnej erze, mają swój niepowtarzalny klimat. Szczególnie ujmuje mnie w nich kreska wolna od mangowych naleciałości i nieudolnie nałożonych, za pomocą jednego z popularnych programów komputerowych, kolorów. Tak narysowani mężczyźni byli prawdziwymi twardzielami, a kobiety wolne od botoksu i sylikonu zniewalały ich swoją naturalną urodą. Nic więc dziwnego, że ucieszyłem się gdy doszła mnie wieść, że w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela zostanie wydany w Polsce komiks Demon w butelce, będący milowym krokiem, jeżeli nie w dziedzinie komiksu suprbohaterskiego, to na na pewno w życiu Tony'ego Stark'a.

#145 Minirecenzja #6- Walkin' Butterfly #2

UWAGA! SPOJLER!

Kwitną różne kwiaty.

Komiks Walkin' Butterfly to w mojej opinii największe objawienie 2013 roku. Co ciekawe, gdyby nie zawiązanie przeze mnie współpracy z wydawnictwem Taiga, nigdy bym do niego nie zajrzał, dochodząc do wniosku, że manga o świecie mody nie jest tym co kreci dużych chłopców. Jakiż błąd bym popełnił. 

W najnowszym tomie, Michiko wreszcie podejmuje decyzję, aby postawić swoje pierwsze kroki jako modelka. Dosłownie kroki, bo naukę zacznie ona od próby opanowania chodu po wybiegu. Oczywiście nie oznacza to, że od razu będzie jej wszystko wychodziło. Na jej drodze staną wybuchowy charakterek oraz apodyktyczna menadżerka Tago, której jedynym hobby wydają się być dręczenie Michiko oraz alkoholizm. Nie mniej zawsze może ona liczyć na wsparcie kolegów i matki, nawet jeżeli ta robi to tak nieumiejętnie. 

To co najbardziej spodobało mi się w drugim tomie Walkin' Butterfly to rozwinięcie wątku projektanta Mihary. W pierwszym tomie wydawał się on być głównym rozgrywającym w japońskim, modelingowym półświatku. Okazuje się jednak, że jest on jedynie rezerwowym. Firma Mihary popadła w kłopoty finansowe. Czy oznacza to, że nie dojdzie już do ponownej konfrontacji jego z Michiko? O tym dowiecie się tylko jeżeli sięgniecie po ten komiks. 

# 144 Minirecenzja #5- 6000 #2

UWAGA! SPOJLER!

Ludzie od wieków zastanawiali się co skrywają podmorskie głębiny. Ci inspirowani twórczością Platona twierdzili, że wykształciła się w nich podwodna rasa Atlantów. Silna i dumna ze swych osiągnięć. Inni, tacy jak H.P. Lovecraft uważali, że podmorskie głębiny skrywają swoje plugawe tajemnice. Tak okropne, że aż niepojęte dla ludzkiego umysłu. Obie te teorie w równym stopniu wpływały na twórczość autorów komiksów, a Nokuto Koike wybrał, tą najbardziej makabryczną.

W jednym z opuszczonych magazynów z żywnością nasz bohater, Kadokura Kengo wraz z panią inżynier Kusakabe Miwą odnajdują żywego człowieka. Okazuje się, że jest on jedynym członkiem załogi, który przeżył rzekomy pożar sprzed trzech lat. Może on więc być kluczem do rozwiązania zagadki serii tajemniczych wypadków na Cofdeece, które sukcesywnie zmniejszają morale załogi i przyczyniają się do ciągłego spadku zaufania do kolegów. Ponadto Kengo liczy, że tajemniczy mężczyzna powie mu coś więcej na temat makabrycznych wizji, które były udziałem jego i części załogi.

W najnowszym tomie serii 6000 fabuła skręca w dość nieoczekiwanym kierunku. Skupia się ona głównie na wydarzeniach, które doprowadziły do sprowadzenia demonów 6000 metrów pod powierzchnię morza. Powoduje to, że w tym tomie mamy mniej konfrontacji z plugastwami i co za tym idzie komiks mniej straszy. W poprzednim tomie mieliśmy dużo scen w których z ciemności wyłaniały się tajemnicze, nieokreślone kształty. W tym, autor postanowił pokazać jak gęstnieje atmosfera wśród załogi. Odniosłem jednak wrażenie, że chciał on pokazać zbyt wiele, na zbyt małej ilości kadrów, przez co w komiksie mamy całą masę niedopowiedzeń. Oczywiście taki zabieg jest wskazany w horrorach, tutaj jednak jest ich zbyt wiele, przez co czytelnik może się pogubić i zacząć odbierać historię jako papkę z pozszywanych, niepasujących do siebie elementów. Na całe szczęście końcówka nie zawodzi. Autor wraca w niej do schematów z pierwszego tomu. Trup ściele się gęsto, a atmosfera grozy narasta.

Osoby lubiące horrory raczej się na tej serii nie przejadą i mogą ją w ciemno kupować. Ja jednak jestem nieco zawiedziony, na całe szczęście końcówka mangi przekonała mnie do siebie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Yumegari za udostępnienie komiksu do recenzji!


Grafika zamieszczona w artykule pochodzi ze strony wydawcy.

# 143 Minirecenzja #4- The Breaker #4

UWAGA! SPOJLER!

Głównym problemem wielu miast na świecie jest wysoki wskaźnik przestępczości. Przyczyniają się do tego głównie gangi znudzonej młodzieży nie mogącej znaleźć w życiu żadnego celu. Co ciekawe społeczeństwo nic z tym nie robi mimo, iż to ono jest za taki stan rzeczy odpowiedzialne, twierdząc, że tak po prostu musi być. Na całe szczęście raz na jakiś czas pojawiają się w naszym społeczeństwie jednostki, które chcą coś zmienić.

Przyznam Wam, szczerze Drodzy Czytelnicy, że czwarty tom manhwy The Breaker jest (wreszcie) tym na co czekałem. Rozpoczyna się on w momencie, gdy pościg gangu Rebels of the Storm dościga naszych bohaterów na moście Seohae. Jak łatwo się domyślić doprowadza to do całej serii pojedynków i (wreszcie) do uwolnienia mocy przez Shi-woon'a. To zaś skutkuje tym, że nasz bohater (wreszcie) przestaje być płaksą i zaczyna przeobrażać się w prawdziwego mężczyznę, którym żywi się kowadłami oraz krwią pokonanych wrogów. Trochę przesadzam, ale wiecie o co mi chodzi. W tym tomie rozpoczyna się również (wreszcie) jego porządny trening. Fajne też, że dochodzi (wreszcie) do zbliżenia naszych bohaterów do organizacji Murim, która przestała być Daenerys tej serii.

W czwartym tomie Łamacza wyraźnie widać poprawę komiksu pod względem graficznym. Pan Park Jin-Hwan zaserwował nam kilka kadrów w których wyraźnie chciał się pochwalić swoimi umiejętnościami w stosowaniu ujęć z różnych, nietypowych dla komiksu perspektyw. Szczególnie jest to widoczne w "pojedynku" Si-ho z jej niedawnym pracodawcą. Pani higienistka jest niezwykle hojnie obdarzona przez naturę, a scena ta, te atuty tylko uwypukla. 

Jeżeli ktoś jeszcze nie sięgnął po The Breaker niech się wstydzi i zakopie pod ziemią, a najlepiej niech w końcu stamtąd wyjdzie i pokieruje swoje kroki do najbliższej księgarni. Bo to wstyd nie znać tego komiksu. 

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Yumegari za udostępnienie komiksu do recenzji!

# 142 Rok dmuchania rysowanych balonów, czyli subiektywne podsumowanie tego co działo się w 2013 roku na polskim ryku mangi

Nasz skromy ryneczek rozpędza się niczym polska Luxtorpeda w latach '30 ubiegłego stulecia. Liczba mang jakie możemy kupić w lokalnych empikach już dawno przerosła najśmielsze oczekiwania ojców założycieli znanych z łamów Kawaii, czy Animegaido, a kolejny rok ma być jeszcze lepszy. Co oznacza tylko tyle, że żaden z nas, ani ja, ani ty Drogi Czytelniku nie kupi w 2014 roku wszystkiego czego by chciał. Skupmy się jednak na roku 2013 i na spokojnie go podsumujmy. 

Zeszły rok obrodził w azjatyckie komiksy jak gmina Wilków w truskawki. W roku 2012 na nasz rynek wydano siedemnaście nowości, co uważałem za rekord nie do podbicia. Amaterasu, jakiż ja byłem naiwny. W 2013 roku mieliśmy, aż dwadzieścia siedem premierowych mang, trzy manhwy (komiksy rodem z tej dobrej Korei), dwa polskie komiksy stylizowane na dzieło Japończyków i jedną manhuę (komiks chiński). Daje nam to zawrotną liczbę trzydziestu trzech (lub trzydziestu jeden, jeżeli wyłączymy polskie produkcje) premier. Oznacza to, że średnio co półtora tygodnia wydawano w Polsce nowy, nie znany jeszcze nikomu (ta, jasne) tytuł, rodem z Azji lub jej okolic. Najlepszy pod tym względem był lipiec, w którym, do tej pory, rok rocznie, działo się niewiele, a tu siedem premier. Najgorszy był kwiecień, czyli jedyny miesiąc w 2013 roku w którym nic nowego u nas nie wydano.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -