Archive for kwietnia 2014

#152 Minirecenzja #7- Walkin' Butterfly #3

UWAGA!!! 
TEKST MOŻE ZAWIERAĆ ŚLADOWE ILOŚCI SPOJLERÓW!!!

To już trzeci tom jednego z moich ulubionych komiksów wydawanych obecnie w Polsce. Fakt nie ma w nim trykociarzy ratujących świat, ani tyrad na temat upadku społeczeństwa, które tak bardzo lubię. Jest za to prosta opowieść, która pozwala uwierzyć, że wystarczy tylko chcieć, aby spełnić swoje marzenia. 

Tym razem Michico wpada w nie lada tarapaty. Agencja modelek z którą do tej pory współpracowała w wyniku choroby właścicielki, zakończyła swoją działalność. Nasza bohaterka nie poddaje się jednak, gdyż pamięta o złożonej sobie i swojemu koledze obietnicy. Pogodzenie roli menadżerki, modelki i pracownicy stacji benzynowej na pół etatu wydaje się jednak ponad jej siły. Na szczęście czujne oko jednookiej Darumy dostrzega jej zaangażowanie i stawia na drodze Michico, Joanna. Czy nowa znajomość pozwoli naszej bohaterce inaczej spojrzeć na ciągle dla niej niedostępny świat modelingu?

Najnowszy tom mangi Walkin' Butterfly wydaje się być zupełnie inny niż dwa poprzednie. Michico za sprawą spotkania z Joannem staje się zupełnie inną kobietą, dużo radośniejszą i pewniejszą siebie niż dotychczas. Wrażenie to pogłębia fakt, że przestała ona być tak często rysowana w sposób karykaturalny. Zmienił się również jej image. Nie nosi ona już workowatych ciuchów mających zamaskować jej wzrost, ale dobrze dopasowane ubrania. Widać więc, że Michico powoli zaczyna akceptować samą siebie.


Fabularnie jest nieco gorzej niż poprzednio. Podczas lektury miałem wrażenie, że autorka na siłę stara się wydłużyć komiks, przez co zabrakło temu wszystkiemu spójności. Niemniej nadal jest to świetny komiks, który warto mieć na swojej półce.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Taiga za udostępnienie komiksu do recenzji!


Grafika zamieszczona w artykule pochodzi ze strony wydawcy.

#151 Polej Tequile, przy komiksie miłe chwile. Recenzja komiksu Tequila: Władca marionetek.

Istnieje teoria mówiąca, że płacenie podatków jest oznaką skrajnego patriotyzmu. Wszak to właśnie te pieniądze sprawiają, że państwo może zapewnić nam świetną pracę za satysfakcjonującą nas płacę. Nasze dzieci mogą chodzić do szkoły, która naprawdę óczy (błąd ortograficzny zamierzony), a emeryci realizować ostatnie ze swoich niespełnionych marzeń. Szkoda tylko, że sami rządzący w to nie wierzą. Dowodem na to niech będzie fakt, że godzą się oni na przekazywanie 1% naszego podatku na organizacje pożytku publicznego. Wielu uznało, że to jednak za mało i stworzyło podwaliny pod nowy sposób finansowania, zwany dziś crowdfundingiem, czyli finansowaniem przez tłum.

Polskich komiksów wydaje się Polsce mało. Dużo mniej niż miało to miejsce w PRL-u, kiedy to wychodziły takie klasyki jak Tytus, Romek i A'Tomek, Kajtek i Koko, czy Kapitan Żbik. Nie mniej liczba osób gustujących w tym sposobie opowiadania historii wciąż (powoli) rośnie. Nic więc dziwnego, że również i nasi rodzimi twórcy próbują coś z tego torcika uszczknąć. Nie jest to jednak takie proste, gdyż trzeba u nas konkurować z Batmanami, Marvelami i innymi Thorgalami, nie mówiąc już o dużo lepiej sprzedających się mangach (tak, wiem, że Thorgal sprzedaje się lepiej od japońszczyzny). Nic więc dziwnego, że przed wydaniem swojego debiutanckiego komiksu Łukasz Śmigiel postanowił najpierw zbadać rynek. Oszacował ile mniej więcej będzie go kosztowało wydanie swojego rysunkowego dzieła, zamieścił ofertę na portalu Polak Potrafi i zebrał 122% wymaganej kwoty. Dzięki czemu legenda Tequili mogła zostać opowiedziana.

Naszą bohaterkę zastajemy na szczycie wodospadu w miejscu zwanym Edenem, będącym rajską wysepką pośród świata zniszczonego przez tajemnicze anomalie, zwane oknami. To właśnie przez nie na Ziemię wylał się żar, który spopielił większość planety. Ludzkość jednak, na przekór wszystkiemu (jak zwykle), nauczyła się w takich warunkach żyć. Gdy już wydawało się, że wszystko udało się względnie uporządkować, przez okna zaczęły wypełzać stwory zwane Serpentynami, które powoli wykańczały pozostałe przy życiu niedobitki. Ludzie nie stracili jednak nadziei. Wielu szamanów zaczęło wieszczyć, że oto z nieba spadnie bohater, który uratuje planetę. Jeden z nich niejaki Kabuki Joe, twierdził nawet, że go spotkał. Teraz Tequila trafiła do miejsca, które objawiło się jej w snach. Eden okazał się jednak dużo mniej przyjazny niż jego biblijny odpowiednik. Wszędzie czyhały dzikie bestie, a i o strzał w plecy nie było trudno. Na szczęście nasza bohaterka szybko trafiła na Adamaha, który zaproponował jej połączenie sił w celu odnalezienia tajemniczego artefaktu. Pytanie tylko, kto tak naprawdę potrzebuje pomocy.


Za stronę graficzną komiksu odpowiada Katarzyna Babis, jedna z najszybciej rozwijających się młodych, polskich rysowniczek. Jej pierwsze projekty głównej bohaterki zelektryzowały fandom i dały zapowiedź prawdziwej uczty dla oczu. Kasia jak nikt potrafi operować światłem i kolorem. Tworząc złudzenie disneyowskiego świata. Ona sama przyznaje jednak, że inspiruje się głównie twórczością Alessandro Barbucciego i Barbary Canepy, twórców W.I.T.C.H. i Sky Doll. W Tequili widać inspirację głównie tym drugim tytułem. Głównie z racji dużej dawki erotyki. Styl polki jest jednak dużo bardziej brudny. Niektóre kadry wyglądają jakby niedokładnie zmazano z nich ślady po ołówku. Jest to jednak zamierzony efekt. Prawdziwym problemem są sceny walki. Ciało ugodzonego ciosem nie zachowuje się tak jak powinno, przez co można odnieść wrażenie, że bohaterowie obijają jakieś gumowe lale. Można było również zwiększyć dynamizm scen poprzez wszelkiego rodzaju rozmazania, bo dwie, białe kreski to w wielu przypadkach zdecydowanie za mało. 

Tequila: Władca marionetek jest jednym z tych komiksów które, przed napisaniem recenzji, musiałem przeczytać dwa razy. Po pierwszym przeczytaniu stwierdziłem, że opowieść ta nie ma większego sensu, a jedynym wartym zapamiętania wątkiem są biusty bohaterek. Za drugim razem wiedziałem już czego mogę się spodziewać po fabule, więc zacząłem skupiać się na szczegółach, mimo to nadal czułem się zagubiony. Śmigiel zaplanował swoje dzieło jako projekt komiksowo-książkowy. Wygląda więc na to, że poznanie wszystkich wątków i bohaterów będzie wymagało od czytelnika znajomości ich wszystkich. Trochę przypomina to eventy w uniwersach Marvela czy DC. Szkoda tylko, że w pierwszej części cyklu nie dowiadujemy się czegoś więcej, jeżeli nie o świecie, to choćby o samej głównej bohaterce.

Jak we wstępie przyznają sami twórcy, Tequila jest dzieckiem kompromisu. Z jednej strony ogromny sukces marketingowy podsycił apetyty, z drugiej pośpiech, aby jak najszybciej zadowolić inwestorów, nie pozwolił wszystkiego dobrze przyprawić. W rezultacie otrzymujemy opowieść, która graficznie ze strony na stronę jest coraz gorsza, fabuła zaś podana jest tu w ilościach szczątkowych. Ja jednak wierzę, że kolejnym częścią komiksu autorzy poświęcą więcej czasu, dzięki czemu dostaniemy świetną historię, bo potencjał w tytule jest, trzeba go tylko dobrze wykorzystać.


#150 Wielka moc, wielka odpowiedzialność i wielka miłość. Recenzja komiksu Spider-Man: Niebieski.

Od prawie pięćdziesięciu lat, każdej walentynkowej nocy, na jednym z pylonów Mostu Brooklińskiego pojawia się tajemnicza postać. Z jego szczytu, spogląda ona na zakochanych, którzy tego dnia, w niezmierzonych ilościach przechadzają się ulicami Nowego Yorku. Niektórzy widzą w tym zjawisku omen, bo po każdej takiej wizycie do East River spadają róże. 

Spider-Man jest postacią z wielu powodów niezwykłą. Jako pierwszy z superbohaterów rozpoczął on swoją działalność już w wieku -nastu lat. Wcześniej twórcy komiksów uważali, że heros musi być osobą, która dorosła do roli do której aspiruje. Młokos mógł co najwyżej zbierać doświadczenie jako asystent którejś ze starszych postaci. Mimo to Stan Lee postanowił zaryzykować i obsadzić jako głównego bohatera swojej nowej serii supergołowąsa. Pomysł chwycił. Czytelnicy bardzo szybko polubili postać z którą z mogli się identyfikować, bo Ścianołaz w przeciwieństwie do wielu swoich ówczesnych kolegów po fachu, zmagał się z problemami, bliskimi potencjalnemu odbiorcy jego przygód. Zdawał on na studia, stawiał pierwsze kroki w życiu zawodowym oraz poszukiwał prawdziwej miłości. Wielu twierdzi, że był to dla Petera Parkera najlepszy okres. Nic więc dziwnego, że to właśnie on został wybrany przez Jepha Loeba jako jedna z części jego "kolorowej" trylogii (lub tetralogii, patrz Czy wiesz, że... na końcu posta).

Akcja komiksu Spider-Man: Niebieski rozpoczyna się od jednej z najważniejszych historii w pajęczej sadze, a mianowicie od starcia Pająka z Green Goblinem. Był to debiut John'a Romity Sr., jako rysownika The Amazing Spider-Man (dziś przez wielu uważanego za tego który zdefiniował styl graficzny serii). Stawką tego pojedynku było zachowanie tajemnicy o tym kto kryje się pod pajęczą maską. W ostatecznym rozrachunku Spidey nie uśmiercił swojego arcywroga, ba z różnych powodów nie posłał go nawet za kratki. Konsekwencje tej decyzji miały okazać się katastrofalne, gdyż miały doprowadzić do jednej z najtragiczniejszych opowieści w pajęczym uniwersum. Nie na tym jednak skupia się akcja tego komiksu.

Los Peter'a znów postanowił z niego zakpić i jak na złość zaczął mu sprzyjać. Z nielubianego przez nikogo (poza ciocią May i wiernymi czytelnikami) mola książkowego zaczął się on przeobrażać w prawdziwą gwiazdę kampusu. Gwiazda taka potrzebowała jednak towarzyszki, która wspierałaby jej blask. Tu znowu pojawiły się schody, bo los postawił przed nim nieliche zadanie. Mianowicie musiał on wybrać pomiędzy, ognistą pięknością Mary Jane Watson, a miss uniwersytetu Gwen Stacy. Jak trudne to zadanie najlepiej obrazuje moja ulubiona scena w komiksie, a mianowicie ta w której obie panie przejmują na siebie rolę osobistych pielęgniarek Parkera. Zapewne, tak właśnie zapewne wygląda raj.

Mimo, iż ten komiks to tak naprawdę romans, nie brakuje w nim również całej plejady superłotrów wprowadzanych w myśl starej zasady: jeden zeszyt, jeden przeciwnik. Jednak różnica pomiędzy Niebieskim, a pierwowzorem z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia polega na tym, że starcia te są ze sobą powiązane. Nie jest to jednak jedyna zmiana wprowadzona przez Loeba. W wielu miejscach pozmieniał on nieco starą historię w celu zachowania wewnętrznej spójności miniserii oraz dostosowując ją do współczesnych realiów (np.: wygląd sprzedawcy motocykli). Zresztą polski fan pajęczaka powinien część z tych zmian dość łatwo wychwycić, a to za sprawą drugiego tomu Essential Spider-Mana wydanego u nas jakiś czas temu przez Mandragorę.

Graficznie cud-miód. Tim Sale świetnie oddał realia minionej epoki posługując się przy tym stylem bardziej pasującym do plakatu, niż do komiksu. Widać to szczególnie po okładkach poszczególnych zeszytów serii. Nie mniej całość wygląda świetnie. Ciocia May ma na twarzy sieć zmarszczek, gęstszą niż warszawskie metro, Harry Osborn nie wygląda jak emo, a za M.J. i Gwen każdy z męskich czytelników oddałby duszę. Co więcej dziewczyny różnią się nie tylko charakterem, ale i stylem. Obie jednak wyglądają w swoich kreacjach naprawdę wystrzałowo. Na koniec wspomnę jeszcze, że w komiksie można znaleźć kadry będące cytatami z oryginalnych zeszytów i to nie tylko z tych na których opiera się ta miniseria.

Czytając niebieskiego Spider-Mana miałem wrażenie, że jego autor się ze mną bawi, ponieważ przedstawia mi historię, której zakończenie znam i jednocześnie nie znam. Znam, bo wiem jak zakończył się romans Petera z Gwen. Nie znam, gdyż opowieść ta zmierza w zupełnie innym kierunku. Poczucie tego rozdwojenia potęguje wyszczerzona w złowieszczym uśmiechu twarz Green Goblina, kończąca każdy rozdział komiksu. Osobiście uważam, że ostatni (najprawdopodobniej) tom przygód Pajęczaka wydany u nas w ramach WKKM powinien przeczytać każdy. Nie zależnie od tego, czy zna on oryginalną opowieść czy nie, bo jest to jeden z niewielu (jeżeli nie jedyny) komiks od Hachette, który autentycznie wzrusza i który pozostawia czytelnika sam na sam z pytaniem "Dlaczego?".





#149 Półka pełna komiksów 2.0

W tym roku 11 stycznia Półka pełna komiksów wyjątkowo NIE obchodziła kolejnych (czwartych już) urodzin. Stało się tak nie dlatego, że o nich zapomniałem, ale dlatego, że postanowiłem przestać już pisać o tym co mam zamiar zrobić, a zacząć wreszcie działać. 

To co najbardziej rzuca się w oczy to zupełnie nowa główna grafika. Dostawałem sporo maili które sugerowały mi jej zmianę, głównie dlatego, że była ona za duża, co znacznie wydłużało czas ładowania strony. Ponownie pojawia się na niej postać muzy komisu- Comix. Jej ubiór nawiązuje swoimi elementami do pięciu rudowłosych piękności znanych z kadrów różnych serii. Jednej japońskiej i czterech amerykańskich. Dywanik w kształcie pokeball'a nawiązuje do szóstego dziewczęcia, które zadebiutowało w grze na Game Boy'a. Pojawiła się ona jednak m.in. w wydanej w Polsce mandze Pokemon Adventures. Za plecami Comix umieściłem (wreszcie) półkę pełną komiksów. Większość z ustawionych tam woluminów może być czymkolwiek, jednak wprawione oko komiksiarza szybko zlokalizuje grzbiety nawiązujące do ośmiu znanych tytułów czy też serii komiksowych.

Ostatnią nowością w tej części bloga są wtyczki serwisów społecznościowych.




Pod grafiką pojawiło się menu mające na celu łatwiejszą nawigację po stronie. Kliknięcie w jakikolwiek z jego elementów odeśle was na odpowiednią podstronę. Nie będę ukrywał, że przez cztery lata w niektórych kategoriach nagromadziło się wiele tytułów, dlatego radzę korzystać ze skrótu ctrl+f.

Zmienił się również układ widgetów. O mnie i wcześniejsze posty spadły na sam dół. Loga współpracujących ze mną wydawnictw i portali zostały połączone w jedną animację. Dodałem również kalendarz premier w którym znajdziecie daty premier komiksów wydawanych przez wydawnictwa z którymi Półka... nawiązała współpracę. Pojawił się również licznik odwiedzin, którym jednak nie należy się póki co przejmować ponieważ liczy on wejścia począwszy od dnia dzisiejszego.


Mam nadzieję, że zmieni się również częstotliwość wpisów. Manga nad Wisłą będzie się teraz pojawiać zawsze gdy w polskim, mangowym półświatku zostanie ogłoszone coś wartego przytoczenia. Głównie będą to informacje o zapowiedziach i premierach nowych tytułów. Chciałbym również, aby nowe posty pojawiały w najgorszym wypadku co tydzień.

W tym roku nie będę snuł jakichś wielkich planów na 2014 rok. Jedyny cel jaki sobie stawiam do dotarcie do jak największego grona odbiorców. Mam nadzieję, że również dzięki waszej pomocy mi się to uda.

Serdeczne podziękowania dla Johanes'a Djogan'a za szablon na bazie którego zbudowałem nową stronę oraz dla Arka "SilverRat'a" R. który pomógł mi ten szablon przerabiać.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -