Archive for czerwca 2014

#157 Papierowy Debiut

Ponad czteroletnie doświadczenie na blogu zaowocowało. W najnowszym, dwudziesty numerze magazynu Arigato możecie Drodzy Czytelnicy przeczytać moją recenzję anime Kill la kill, którą napisałem wspólnie z redaktorem naczelnym pisma Arkadiuszem Dzierżawskim. 

Magazyn możecie zamawiać na stronie wydawcy, sklepach specjalistycznych lub w Empiku.

Okładeczka magazynu
Fragment mojego papierowego debiutu

#156 Czy można zmienić przyszłość? Recenzja filmu X-Man: Przyszłość która nadejdzie.

UWAGA!!!
NA KOŃCU ARTYKUŁU ZNAJDUJE SIĘ KRÓTKIE WYJAŚNIENIE WYDARZEŃ ZE SCENY BONUSOWEJ. JEŻELI NIE CHCESZ PSUĆ SOBIE ZABAWY SKOŃCZ PRZEWIJANIE GDY ZOBACZYSZ TABELKĘ Z OCENĄ.

Jedną z pierwszych historii o podróżach w czasie jest pochodzący z VII w. p.n.e hinduski mit o królu Revaicie, który, po spotkaniu z bogiem Brahmą, powraca na Ziemię wiele lat po jej opuszczeniu, mimo, że sama rozmowa była dużo krótsza. Późniejsi pisarze wielokrotnie powracali do tego konceptu, jednak ich bohaterowie zawsze podróżowali przy pomocy nadprzyrodzonych mocy. Sytuacja ta zmieniła się w roku 1895 kiedy opublikowano Wehikuł czasu Herberta George’a Wellsa, który jako pierwszy zaproponował, aby bohaterowie przemieszczali się w czasie o własnych siłach. Pierwszym komiksem traktującym o podróżach w czasie był premierowy zeszyt New Fun Comics wydany w lutym 1935 roku przez National Allied Publications (później DC Comics). Od tego czasu kolejni (super)bohaterowie kolorowych zeszytów wielokrotnie odwiedzali lub byli odwiedzani przez przybyszy w innego czasu.

Czy zaryzykowałbyś spotkanie z samym sobą z przyszłości?
Chris Claremont, człowiek którego fanom mutantów nie trzeba przedstawiać. To właśnie on przez ponad szesnaście lat tworzył przygody X-Men, co daje mu tytuł amerykańskiego twórcy najdłużej pracującego nad jednym tytułem (na drugim miejscu jest Erik Larsen pracujący od 12 lat nad serią Savage Dragon). Jego najlepiej znanym komiksem jest Mroczna Phoenix, po którego zakończeniu mało kto wierzył, że w niedługim czasie powstanie równie dobry komiks o mutantach. Na szczęście stało się inaczej. Już cztery miesiące później Marvel wydał pierwszy zeszyt dwuczęściowej historii Days of Future Past, którego okładka informowała, że większość mutantów była martwa lub aresztowana. Wnętrze komiksu było równie intrygujące, co spowodowało, że do dziś nosi on miano kultowego. Nic więc dziwnego, że to właśnie ten tytuł stał się bazą scenariusza do najnowszego filmu z uniwersum X-Men.

Blink tworząca portal, podczas obrony sali w której znajduje się ciało Wolverine'a
Akcja Przyszłości która nadejdzie rozpoczyna się w mrocznej przyszłości rządzonej przez potężne roboty zwane Sentinelami. Zostały one stworzone w celu eksterminacji nosicieli genu X. Z czasem nauczyły się one również rozpoznawać homo sapiens, których potomstwo będzie mutantami. Po wieloletniej walce opór stawiają już tylko nieliczni. Zdają sobie oni jednak sprawę z tego, że ich szanse na zwycięstwo są coraz mniejsze. Postanawiają więc postawić wszystko na jedną kartę. Dowodzący ruchem oporu prof. Charles Xavier (Patrick Stewart) postanawia odbyć podróż w przeszłość, aby zapobiec zamordowaniu Bolivara Traska (Peter Dinklage), ponieważ właśnie to wydarzenie to stało się przyczynkiem do masowej produkcji robotów. Niestety plan ten ma kilka wad. Po pierwsze, tak daleka wycieczka w przeszłość niemal na pewno spowoduje ciężkie obrażenia mózgu podróżnika. Po drugie możliwa jest wyłącznie podróż jaźni, należy więc chronić ciało podróżnika. Po trzecie wreszcie, jedynym sposobem, aby przenieść się w przeszłość jest użycie mocy Kitty Pride (Ellen Page), a to na pewno zwabi Strażników. Mając to wszystko na uwadze w przeszłość zostaje wysłany Wolvernie, który musi przekonać młodego Xaviera do połączenia sił ze swoim największym wrogiem.

Sentinel z 1973 roku (u góry) i z przyszłości 
Logan trafia więc do roku 1973, ponad dziesięć lat po kryzysie kubańskim w którym to nieoficjalnie miała brać udział grupka mutantów (X-men: Pierwsza klasa). Swoje pierwsze kroki kieruje on do szkoły dla młodych talentów, gdzie ma nadzieję znaleźć młodego profesora. Niestety szkoła jest zamknięta, a sam Xavier (James McAvoy) zupełnie nie przypomina tego z przyszłości. To był ten moment kiedy po raz pierwszy (ale nie ostatni) na seansie powiedziałem cichutko "wow". Przywódca mutantów wreszcie przestał być postacią ikoniczną. Można wręcz śmiało powiedzieć, że się stoczył. Jego wiara w misję stworzenia świata przyjaznego zarówno dla ludzi jak i dla homo superior wyparowała. W tym momencie zrozumiałem również dlaczego znów tak dużą rolę dostał Hugh Jackman (poza ściągnięciem do kin przedstawicielek płci pięknej), Wolverine jest jedyną postacią która w sposób wiarygodny może wyciągnąć Xaviera z dołka.

Tyrion Lannister planujący eksterminację mutantów
W ogóle oglądając Przyszłość... miałem wrażenie, że śledzę fabułę przemyślaną od początku do końca. Przez sześć poprzednich części sagi w uniwersum nagromadziła się duża ilość postaci i to w obu liniach czasowych. W filmie występuje większość z nich, jednak nie czuje się przez to przeładowania postaciami. Każda z nich ma do odegrania swoją rolę i się jej trzyma, dzięki czemu widz nie ma wrażenia, że gdzieś któraś postać została wepchnięta na siłę. A przecież nie należy zapominać, że w filmie są i nowe postaci. Na największe słowa uznania zasługuje postać Quicksilvera (Evan Peters), którego imię zostało zmienione z Pietro na Peter. Sceny z jego udziałem są najlepszymi w całym filmie. Zwłaszcza ta dziejąca się w kuchni Pentagonu, która w mojej opinii wejdzie w poczet najlepszych scen w historii kina. Kolejną postacią zasługującą na uwagę jest postać Blink (Fan Bingbing). Od razu widać było, że jest ona zaprawiona w boju, bo tworzone przez nią portale zawsze pojawiały się w taktycznie pożądanych miejscach.


Akcja filmu odbywa się dwutorowo. Pierwsza linia fabularna przedstawia działania Wolverine'a mające na celu ocalenie Traska, druga opisuje ochronę jego ciała. Ta pierwsza jest o tyle ironiczna, że mutanci muszą w niej ochronić człowieka, który zaprojektuje roboty mające ich zabić. W drugiej poznajemy ich finalną wersję, która moim zdaniem zbyt mocno przypominała Destroyera z Thora. Na szczęście równowaga w pokazywaniu obu linii czasowych została zachowana. Ta pierwsza zdecydowanie przeważa, bo i dzieje się w niej więcej ciekawych rzeczy. Drugą tak naprawdę śledzimy tylko na początku i na końcu filmu.

Mimo tak dużej ilości bohaterów o zdolnościach bojowych w samym filmie scen walki jest niewiele. Przyszłość.. jest przede wszystkim opowieścią o akceptacji samego siebie i próbie znalezienia swojego miejsca w świecie. Pytanie to stawia sobie każdy z głównych bohaterów, no może poza Magneto, który wreszcie nie jest głównym antagonistą serii. Film zdecydowanie polecam obejrzeć do samego końca, bo bonusowa scena została umieszczona dopiero po całej liście płac, a naprawdę warto ją zobaczyć.




- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -