Napisane przez: Jarosław Przewoźniak
20 lip 2011
Lipiec Anno Domini 2011 nie rozpieszcza Polaków. Mała ilość słonecznych dni zniechęca do spacerów czy wypadów nad wodę. Drogie lato! Nie po to harowaliśmy dziesięć miesięcy w szkołach i na uczelniach, abyś Ty, teraz leciało sobie w kulki! Co!? Nie obchodzi mnie, że niektórzy studenci mają teraz praktyki! Ma być p(o)arno i duszno, bo takie właśnie jest lato! Zobaczysz co da się zrobić!? Ok! Ty się zastanawiaj, a ja zabiorę się za lekturę.

Jeżeli miałbym do czegoś porównywać Pitu pitu to byłby to Sandaman. Daisuke Igarashi, podobnie jak Neil Gaiman, potrafi wpleść w swoją opowieść, wątki mitologiczne w taki sposób, że ma się wrażanie, że pasują one tam idealnie, bez względu na to jak dziwaczne by one nie były. Czytelnik poruszający się w tym świecie ma wrażenie, że również i on po przeczytaniu tego komiksu może ruszyć w miasto i napotkać na swojej drodze bóstwo z dowolnego panteonu. To co różni te dwa tytuły to fakt, że pozornie niepowiązane historie Władcy Snów splatają się w jedną całość, natomiast w Pitu pitu mamy do czynienia z opowiadaniami, które w żaden sposób nie są ze sobą powiązane. Dlatego możemy rozpocząć czytanie komiksu od dowolnego rozdziału. Przyznam, że mnie osobiście ta epizodyczność nieco męczyła, tym bardziej, że miałem wrażanie, że niektóre opowiadania wydawały się niedokończone i że można było je rozwinąć. Na szczęście większość opowiadań ma naprawdę zaskakujące puenty.
Graficznie opowiadania reprezentują nierówny poziom. Po niektórych z nich widać, że były rysowane tylko i wyłącznie w ramach ćwiczenia, ale ich fabuła była na tyle dobra, że wydawca (lub sam autor) zdecydował się na dołączenie ich do zbioru. To co łączy opowiadania to obsesyjna wręcz szczegółowość w rysowaniu natury. Niektóre projekty zwierząt przypominają żywcem wyjęte z rycin z podręcznika do biologii. Inaczej rzecz wygląda w przypadku bohaterów ludzkich. Rysowani są oni w sporym uproszeniu, na szczęście każda z występujących postaci jest inna. Możemy tu dostrzec bardzo różne style ubioru od tych czerpiących z tradycji wschodu po takie które możemy ujrzeć w witrynach zachodnich sklepów. Potwierdza to tylko kunszt autora, który jest wysoko ceniony w swoim kraju (m.in. nominacja do nagrody im. Osamu Tezuki w 2005 roku).
Pitu pitu jest kolejnym tytułem za pomocą, którego wydawnictwo Hanami walczy ze stereotypowym spojrzeniem na japoński komiks (bo inne wydawnictwa wydają mangi). Walka ta wyglądała jednak różnie obok wybitnych dzieł Taniguchiego, czy Asano mieliśmy takie potworki jak Beautiful people, ale nie ma co narzekać, bo jest to jak na razie jedyne wydawnictwo, obok JPF'u, którego losy śledzą nie tylko fani japońskiej kreski, ale również fani Batmana, czy Tintin'a. Polecam na letnie, deszczowe dni.
z JPF polecam "Spiralę"!
OdpowiedzUsuńmocno polecam.
Komiks przeczytany :). Moja opinia na jego temat tutaj: http://jarazppk.blogspot.com/2011/06/magia-spirali.html.
OdpowiedzUsuń