Archive for 2011

Rok upadku dyktatorów, czyli mangowe podsumowanie roku 2011 w Polsce

Rok 2011 przejdzie do historii jako rok, w którym wielu złych ludzi pożegnało się z życiem. Wszytko zaczęło się już 17 grudnia 2010, kiedy to ciemiężony lud Algierii powiedział dość, trwającemu w tym kraju od 1992 roku stanowi wyjątkowemu. Protest ów rozlał się na kolejne 18 krajów Czarnego Kontynentu oraz Azji dając początek Arabskiej Wiośnie, trwającej do dziś (może to właśnie stąd, ta wiosenna aura za oknem). To właśnie w czasie jej trwania, 20 października, zginął, propagator bunga- bunga, Muammar Kaddafi. Wcześniej, bo 2 maja, z rozkazu laureata Pokojowej Nagrody Nobla bohatersko, chowając się za żoną, zginął Osama bin Laden. Natomiast z końcem roku (tj.: 17 grudnia) z życiem pożegnał się drugi z koreańskiej dynastii Kimów, Kim Dzong Il.  

Jak widzimy dla demokratycznego świata, był to rok bardzo udany. Jednak dla mnie i dla Ciebie, pewnie też, Drogi Czytelniku, istotniejsza jest odpowiedź na pytanie: jak my, fani japońskiego komiksu w Polsce, będziemy wspominać ten, 2011 rok? Przede wszystkim, w mijającym roku, zwiększyła się konkurencyjność wydawnictw mangowych, które coraz śmielej poczynają sobie również, wśród zadeklarowanych komiksiarzy, którzy powoli przestają się wstydzić tego, że na ich półkach z komiksami obok: Sandmana, Ligi Niezwykłych Dżentelmenów i Osiedla Swoboda, stoją teraz: Pluto i Uzumaki. Zmienia się również, układ sił na samym ryku mangowym. Powoli kończy się okres dominacji JPF-u, któremu depczą po piętach Hanami i Waneko, które postanowiło, nieco zmienić swoją strategię sprzedażową poprzez wprowadzenie do swojej oferty hiciorów z Kraju Wschodzącego Słońca. Widać również, że po 15 latach obecności mangi na polskim rynku, czytelnicy zaczynają dorastać i coraz chętniej sięgają po poważniejsze tytuły, czego dowodem jest utrzymanie się na naszym rynku wydawnictwa Hanami, nieco przygniecionego przez niepłacący za sprzedawany towar Empik (zresztą odczuły to wszystkie wydawnictwa).  

Ankiety JPF minuta po minucie cz. 2

Informacja na temat pojawienia się ankiety, w której będziemy wybierać następce kończącego się, najprawdopodobniej w marcu 2012 roku, Fullmetal Alchemist, była nam znana już przy rozpisaniu głosowania na następną Mega Mangę. W końcu 29 listopada br. poznaliśmy (prawie) wszystkich faworytów mierzyńskiego wydawnictwa. Tym razem jednak głosować można, nie za pośrednictwem oficjalnego portalu wydawcy, ale przez jego fecebookową stronę.

29.11.2011, godz. 13:07

Pierwszym tytułem stającym w szranki o zostanie następcą FMA jest komiks Ludwig Revolution. Jego autorka, Kaori Yuki jest już znana polskim czytelnikom, między innymi z wydanego u nas, również przez JPF, Angel Sanctuary. Bohaterem komiksu jest bawidamek o imieniu Ludwig (a jakże!), który segreguje ludzi według wielkości miseczek. Co więcej, gustuje on wyłącznie w pannach małomównych i nie mam tu na myśli dziewcząt wstydliwych czy nieśmiałych, ale martwych. Tak, nie przeczytaliście źle, martwych. Sytuacja ta, jest nie w smak ojcu bohatera, co jakoś szczególnie mnie nie dziwi, bo liczy on na wnuka, a tym samym na zachowanie ciągłości królewskiego rodu. Niestety gusta syna mu tego nie gwarantują. Zrozpaczony król wysyła, więc swoją pociechę w daleką podróż, na poszukiwanie (żywej) małżonki. Towarzyszyć mu w tym będzie sługa, Wilhelm. Ta niezwykła para spotka na swojej drodze m.in. Królewnę Śnieżkę, Czerwonego Kapturka (widocznego na kadrze obok) oraz całą masę innych, nie mniej uroczych bohaterek europejskich baśni. Manga zamknęła się w 16 rozdziałach co starczyło na 4 tomy serii. 

Manga nad Wisłą #5

Z racji faktu, iż "coraz bliżej święta", wydawnictwa specjalizujące się w wydawaniu w Polsce japońskich komiksów, przygotowały dla swoich czytelników świąteczne promocje. JPF proponuje nam darmową wysyłkę przy zakupie mang o łącznej wartości przekraczającej 69 zł (dotyczy wyłącznie przesyłki dostarczanej przez kuriera oraz zamówień złożonych do 22 grudnia). Dodatkowo można zakupić taniej, wszystkie tomiki najpoczytniejszych tytułów (One Piece, Bleach, Ouran..., i FMA), ta ostatnia oferta, nie dotyczy jednak pre-orderów. Waneko, również postanowiło zawalczyć o klienta, proponując nam mangi już od 2 zł (Locke... i Tu detektyw Jeż)! Poza tym, w internetowym sklepiku wydawnictwa można zakupić specjalne pakiety świąteczne, dzięki którym możemy zaoszczędzić nawet do 50%. Czyżby zakrojone na tak szeroką skalę wietrzenie magazynów zapowiadało niezwykle syty rok 2012? Z odpowiedzią na to pytanie musimy jeszcze trochę poczekać.


Wiadomością dnia jest niewątpliwie ponowne pojawienie się Czarodziejki z Księżyca w polskiej tv. To właśnie emisja tego serialu w 1995 roku w telewizji Polsat rozpoczęła mangowo- animowe szaleństwo, które trawa do dzisiaj. Seria będzie emitowana od poniedziałku do piątku o godzinie 17.30 na kanale tv 4. Nie przegapcie!

Jakiś czas temu pisałem o Kairi, Polce, która w swoim debiucie na Eurocosplayu, odbywającym się w ramach londyńskiego MCMEXPO, zdobyła drugie miejsce. Dziś, chciałbym napisać o innej Polce, a mianowicie o siedemnastoletniej Julii „Aralce” Bernard, która została zaproszona do najstarszego, japońskiego talent show. Jakim cudem zapytacie? Otóż, ta niezwykle uzdolniona młoda dziewczyna, od ponad dwóch lat publikuje na portalu You Tube, własne aranżacje popularnych japońskich przebojów. Co więcej, od roku można tam znaleźć również, prowadzone przez nią, lekcje języka polskiego, po japońsku! Wszystko to zaowocowało zaproszeniem Aralki, do wzięcia udziału w międzynarodowej edycji show Nodojiman The World. Odcinek z jej udziałem został wyemitowany w japońskiej telewizji 11 października tego roku. Rozgłos w kraju przyniosły jej jednak dopiero, wystąpienia w TVN'ie (Uwaga!), który jest znany w fandomie z rozpętania afery o kryptonimie "goła pupa Bulmy". Wszystkich zainteresowanych twórczością Julii, zachęcam do słuchania radia Aoi, na falach którego, 2 grudnia (piątek), o godzinie 21.00 zostanie wyemitowany wywiad z artystką.

Pierwsze wrażenia #4- Ikigami

(Recenzja obejmuje tomy od 1- 5 polskiego wydania)

Życie mnie nie oszczędzało. Wychowany w wielodzietnej rodzinie musiałem toczyć bezwzględną walkę o każde przychylne spojrzenie rodziców. Sytuacja ta nie zmieniła się nawet, gdy poszedłem na studia. Duża konkurencja spowodowała, że młodsi wybrali łatwiejsze kierunki. Efekt jest taki, że nawet ucząc się tyle co oni wszyscy razem wzięci i jeszcze więcej, nie byłem w stanie osiągnąć takich wyników jak oni. Na szczęście, czasy te już minęły, udało mi się znaleźć pracę, która pozwoliła mi wyprowadzić się z domu. Poznałem również wspaniałą dziewczynę. Mamy zamiar się pobrać. Oboje wierzyliśmy, że może być tylko lepiej. Dziś jednak, do moich drzwi zapukał doręczyciel.

Komiks Ikigami, to jedna z niewielu mang, która pojawiała się w zeszłorocznych zestawieniach najlepszych komiksów wydanych w Polsce w 2010 roku. Docenili ją jednak, nie tylko Polacy. W ciągu ostatnich kilku lat, została ona wyróżniona wieloma prestiżowymi nagrodami i wyróżnieniami (m.in. na festiwalach: Festival International de la Bende Dessinee d'Angouleme, Japan Expo czy Le Festival du Voyageur)1. Nic więc dziwnego, że już przed zakupem, miałem nadzieję, że w moje ręce ma trafić tytuł nieprzeciętny. Akcja komiksu przenosi nas do alternatywnej Japonii, której rząd, po zapaści gospodarczej spowodowanej przegraną w II Wojnie Światowej, wprowadza w życie "Dekret o nieustannym rozwoju kraju". Na mocy którego, każdy młody Japończyk, rozpoczynający swoją edukację, ma obowiązek, przyjąć "szczepionkę rozwoju kraju" (w skrócie roz-kraj). W części z nich zawarta jest nanokapsuła, która wraz z krwiobiegiem przedostaje się do pnia płucnego, gdzie się zatrzymuje i już pozostaje. Taką kapsułę posiada, co tysięczny, młody obywatel Kraju Kwitnącej Wiśni. Gdy nosiciel znajdzie się w wieku pomiędzy 18, a 24 rokiem, życia kapsuła zostaje zdetonowana, powodując zgon. To, przypominające rosyjską ruletkę prawo, ma na celu zmuszenie młodych ludzi, aby już od samego początku, zdawali sobie sprawę z wartości życia. Na chwilę obecną wydaje się, że zamierzenia te zostały zrealizowane, bo wszystkie współczynniki rozwojowe Japonii (wzrost PKB, liczba samobójstw, itd.) utrzymywane są na świetnym poziomie.

Manga nad Wisłą #4

Dokładnie jeden dzień po opublikowaniu przeze mnie posta w którym pisałem o m.in.: o pierwszej w Polsce emisji Czarodziejki z Księżyca. Na portalach zajmujących się japońskim komiksem pojawiła się informacja o ponownej emisji tego dzieła. Od 1 grudnia na kanale TV 4 będziemy mogli ponownie śledzić przygody Bunny i spółki. Tym razem jednak, jak donosi strona internetowa magazynu Otaku, będzie to wersja na francuskiej licencji z całkowicie nowym tłumaczeniem i (nie)stety nowym lektorem. Osobiście polecam zarówno starym (głównie z powodów sentymentalnych) jak i nowym fanom. Pierwszy odcinek zostanie wyemitowany o godz. 17.30.

Przyszły rok zapowiada się naprawdę świetnie dla fanów japońskiego komiksu w Polsce, a to za sprawą wydawnictwa Waneko, które ogłosiło, że tajemniczym tytułem B będzie Battle Royale. Historia przedstawiona w komiksie koncentruje się na pewnej klasie japońskiego liceum, której uczniowie są zmuszeni do wzięcia udziału w reality show o nazwie Battle Royale, właśnie. Zasady gry są proste: trwa ona 3 dni, przez ten czas uczniowie mają się zabijać. Jeżeli po upływie wyznaczonego czasu, nie zostanie wyłoniony zwycięzca, giną wszyscy. Jeżeli spróbujesz opuścić wyspę lub twoje poczynania będą niezadowalające, obroża, którą masz na szyi, wybucha. Każdy z uczestników dostaje prowiant na trzy dni, mapę, kompas i losowo przydzielaną broń. Komiks jest adaptacją książki Kōshuna Takamiego, która, mimo pozornie bezsensownej fabuły, stara się zmusić czytelnika do poszukania odpowiedzi na wiele pytań dotyczących współczesnego społeczeństwa. Na naszym rynku są dostępne płyty DVD z dwoma filmami na bazie powieści. Komiks zamknął się w 15 tomach, miejmy nadzieję, że będzie on wydawany tak samo regularnie jak inne tytuły. Pozycja obowiązkowa, ale tylko dla dojrzałych fanów z powodu dużej dawki przemocy i golizny. Jak również z racji faktu, że młodsi czytelnicy po prostu nie zrozumieją przesłania tej historii. Premiera komiksu na początku marca 2012 roku.

15 lat mangi w Polsce. Czasy premangowe.

Piętnaście lat to długi okres. Po mniej więcej takim czasie, od swoich narodzin, Twoja córka może cię uświadomić, że jest w ciąży. Twój syn może wrócić do domu spity do nieprzytomności, a Ty nadal będziesz uważać, że to małe dziecko. No właśnie, dziecko, aby mogło się narodzić, poczynione muszą zostać pewne działania. Podobnie rzecz miała się z "narodzinami" mangi w Polsce.

Prehistoria

Okładka pierwszej SFery
Pierwsze próby popularyzacji mangi w Polsce zostały uczynione już w czasach PRL-u. To właśnie wtedy w latach 1984- 1988 wydawano fanzin fantastyki SFera. W jednym z numerów zina opublikowano epizod z serii Black Knight Batto. Napisał go twórca Cobry i Goku Midnight Eye, hitów przełomu lat '70 i '80 w Japonii, Buichi Terasawa. Artysta ten w 1976 przeprowadził się z rodzinnej Asahikawy (wyspa Hokkaido), gdzie urodził się w 30 marca 1955 do Tokio, gdzie zaczął tworzyć pod okiem samego Osamu Tezuki (Astro boy, Metropolis). Jego komiksy były publikowane w magazynie Weekly Shonen Jump w którym publikowane są dziś takie hity jak Naruto czy One Piece. Terasawa pracował dla Tezuka Production (dział manga), zdobył również nagrodę Tezuka Awards. Podeszliśmy więc do tematu bardzo poważnie i to już od samego początku, jednak wtedy się nie udało i przez kolejne 10 lat w naszym kraju było o mandze cicho.

W Polsce, czy w ogóle na świecie, manga jest niezwykle silnie kojarzona z animacją (anime). Pierwszy taki tytuł pojawił się w naszym kraju już w 1972 roku. To właśnie wtedy w polskich kinach emitowany był Kot w butach z 1969 roku, produkcji Toei Animation (Dragon Ball, Sailor Moon, Rycerze Zodiaku). Reżyserem tego filmu był Kimio Yabuki, a scenarzystą Hisashi Inoue i Morihisa Yamamoto. Była to adaptacja znanej europejskiej baśni. Ubogi Piotruś nieoczekiwanie otrzymuje pomoc od swojego kota, który pomaga mu w pokonaniu złego Czarnoksiężnika. Sympatyczny futrzak sam wpada jednak w tarapaty, bo za zaprzyjaźnienie się z myszami, zostaje on skazany na śmierć przez samego Króla Kotów. Film został nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie w 1970 roku. Może właśnie to przesądziło, że ten film dotarł również i do nas.

Manga nad Wisłą #3

Niemal 15 lat temu za sprawą Japończyka, na stałe mieszkającego w Polsce, pana Shina Yasudy i założonego przez niego studia Japonica Polonica Fantasica, wydano w naszym kraju pierwszy tom komiksu Aż do nieba. Była to pierwsza, oficjalnie wydana w naszym kraju, manga. Przez ten czas przez nasz rynek przewinęło się, aż trzynaście firm zajmujących się wydaniem japońskich komiksów. Dla niektórych z nich był to tylko dodatek do oferty (Kultura Gniewu, Egmont, Hanami) dla inni zaś główne źródło dochodów (JPF, Mangaya). Na dzień dzisiejszy, na naszym rynku działa pięć wydawnictw, które wydają komiksy z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Na swoim oficjalnym facebooku wydawnictwo JPF poinformowało nieoficjalnie, że tytułem, który zastąpi Heat będzie Oh! My Goddess, Kosuke Fujishima. Komiks ten opowiada historię Keiichiego Morisato, studenta politechniki i fana motoryzacji. Pewnego dnia omyłkowo wybiera on zły numer i łączy się z Biurem Boskiej Pomocy. W momencie nawiązania połączenia w pokoju naszego bohatera, przez lustro, przedostaje się seksowna boginka, która obiecuje spełnić jedno jego życzenie. Ponieważ, chłopaczyna jest przekonany, że to żart jego starszego kolegi i z powodu mizernego powodzenie wśród płci pięknej prosi Belldandy (przybyłą boginkę) o to by została z nim na zawsze (w końcu raz się żyje). Dziewczę się zgadza, co niestety kończy się to katastrofą, bo regulamin akademika jest dosyć surowy w tej kwestii (zakaz sprowadzania panienek) i Keiichi zostaje wyrzucony na bruk. Summa summarum, nie jest jednak tak źle, jak na pierwszy rzut oka mogło by się wydawać, bo do świątyni w której się osiedlił przybywa coraz więcej pięknych boginek. Seria ta została u nas zawieszona, na 27 tomie, we wrześniu 2005. Chyba jedynie najwierniejsi fani tytułu wierzyli, że zostanie on u nas dokończony, a jednak (być może) stało się. Ostatecznie, każdy z nas chciałby mieć na swojej półce kompletną, ulubioną serię, najlepiej w jednym języku. Oh! My goddess wydawane jest w Japonii od 1988 roku, u nas od 2000, i póki co doczekało się już 42 tomów (czyli tyle co Dragon Ball).

(D)Oda do komiksu #3

Początki tego posta sięgają maja tego roku. To właśnie wtedy, powstał zalążek tego artykułu. Z czasem jednak, chęci się gdzieś ulotniły i został on odłożony na bliżej nie określony czas. Dziś nareszcie, postanowiłem do niego wrócić i tak oto przed waszymi oczami pojawia się kolejne zestawienie piosenek (być może) inspirowanych literaturą obrazkową. Ja natomiast wcielę się w rolę Swobodnego Interpretatora (w skrócie SI).

7. Jestem ajron men (Piersi)

Piosenka ta pojawiła na pierwszym albumie studyjnym zespołu Piersi pod niezwykle oryginalnym tytułem Piersi (1992). Słowa napisał Paweł Kukiz, a muzykę skomponował... no, o tym może za chwilę. Najpierw obejrzyjcie klip. Ostrzegam jednak, osoby wrażliwe na kalanie naszego pięknego języka, że znajduje się tam dużo brzydkich słów.


Z uśmiechem mu do twarzy. Recenzja komiksu Joker.

Najnowsza gra studia Rocksteady, Batman: Arkham City jest już w sprzedaży, jednak cieszyć się nią mogą na razie jedynie posiadacze konsol (według najnowszego raportu Worner Bros. jest ich już ponad 4 mln). My, pecetowcy musimy jeszcze trochę poczekać. Dlatego na osłodę życia postanowiłem nabyć komiks traktujący o najsłynniejszym przeciwniku nietoperza. Nie został on jednak wydany w związku z premierą gry, ale z racji wizyty w naszym kraju Brian'a Azzarello, scenarzysty 100 naboi oraz Jokera.

Nikt nie wie jak do tego doszło, jednak ciężko sprzeczać się z faktami. Jokera wypuszczono z Arkham. Do odebrania go z więzienia zgłosił się niejaki Jonny Frost. Ten młody gangster nie zrobił tego bez powodu. Jego marzeniem jest stać się takim jak Joker. Szanowanym przez wszystkich, niekwestionowanym władcą Gotham. Niestety, rzeczywistość jest z goła odmienna. Pobyt w odosobnieniu spowodował, że królestwo klowna zmalało. Jego współpracownicy podzielili między siebie jego włości, jemu pozostał zaś, jedynie skromny nocny klub, przynoszący mizerne zyski. Coś takiego nie wzbudza szacunku nawet w oczach najmizerniejszych bossów półświatka. Joker, jednak nie ma zamiaru tego tak zostawić. Z pomocą Killer Croca i Harley Quinn ma on zamiar odzyskać to co należy do niego. Czynny udział w tym przedstawieniu weźmie Jonny Jonny, który z czasem zacznie rewidować swoje marzenia.

Manga nad Wisłą #2

25 października swoją światową premierę będzie miała książka pt.: 1001 Comics You Must Read Before You Die. Publikacja ta, została napisana przez 67 znawców komiksu z 27 krajów, pod redakcją pana Paul'a Gravett'a, nazwanego przez magazyn The Times of London „największym historykiem komiksu i powieści graficznej w kraju”. Dziennikarza, wykładowcę oraz autora wielu książek poświęconych komiksowi m.in.: Manga: 60 Years of Japanese Comics (2004). Jednym ze współautorów książki jest pan Radosław Bolałek, szef wydawnictwa Hanami, który na potrzeby książki napisał recenzję m.in.: wydanych w Polsce: Pluto Naoki'ego Urasawy, Ikigami Motoro Mase, Ristorante Paradiso Natsume Ono i Solanina Inio Asano. Trwają prace nad tłumaczeniem zbioru na inne języki, więc miejmy nadzieję, że i u nas to dzieło zostanie wydane. Jako ciekawostkę napiszę jeszcze, że przedmowę do książki napisał Terry Gilliam, reżyser i scenarzysta filmowy oraz animator i były członek grupy Monty Pythona. Pełną listę 1001 komiksów, które musisz przeczytać przed śmiercią, znajdziecie tu (są na niej również dwa tytuły z Polski).

O superbohaterach z trochę innej strony. Recenzja komiksu Byłem bogiem.

Słowo super bohater, większości z nas kojarzy się z mężczyzną (lub kobietą) ubranym w kolorowy trykot, walczącym z jakimś, podobnie do niego, niemodnie ubranym nemezis na kartach amerykańskiego komiksu. Jest to bardzo trafne skojarzenie. Historia komiksu super bohaterskiego sięga 18 kwietnia 1938 roku. To właśnie wtedy, w Ameryce, swoją premierę miał pierwszy zeszyt serii Action Comics na którego kartach zadebiutował protoplasta, wszystkich herosów, czyli Superman. Wydarzenie to rozpoczęło okres zwany przez badaczy literatury obrazkowej, Złotą Erą Komiksu. Od tego dnia kolejni autorzy na nowo przebudowywali oraz tworzyli zupełnie nowe podejścia do opowieści o super herosach, na trwałe zapisując się na kartach historii gatunku.

Co jakiś czas wydawnictwo Mucha Comics, oprócz standardowych opowiastek o super bohaterach zaskakuje nas czymś zupełnie innym. Po raz pierwszy taka sytuacja zdarzyła się w październiku 2009 roku, kiedy to na półkach polskich księgarni pojawił się znakomity Marvels. Komiks ten opowiadał o reakcjach obywateli na wyczyny super bohaterów, dzielących z nimi, ich wspólne miasto. Tym razem dostaliśmy okazję zapoznania się z opowieścią idącą o krok dalej. 

Eric Forster jest zwyczajnym obywatelem najpotężniejszego państwa na Ziemi, czyli Stanów Zjednoczonych Ameryki. No, może nie do końca takim zwyczajnym. Młodzieniec zdaje się nie ulegać presji otoczenia. Mieszka on w Irvine, mieście położonym na południu stanu Kalifornia, borykającym się z problemem rasizmu, mimo to jego najlepszy kumpel, Sam, jest czarny. Modna ostatnio i u nas laicyzacja, nie przeszkadza mu w co niedzielnym uczestnictwie we Mszy Świętej, a dla rodzonego brata, Hugh i jego żony Almy, zrobił by dosłownie wszystko. Eric jest szczęśliwy. Jednak jak łatwo się domyślić ta idylla nie może trwać wiecznie. Pewnej nocy zdarza się wypadek. W budynku w którym mieszkał nasz bohater dochodzi do tajemniczego wybuchu. W wyniku tego zdarzenia śmierć ponosi co najmniej 40 osób. O dziwo, Forster wychodzi z tego wypadku bez szwanku. Co więcej, otrzymał on moc dzięki, której zyskał niesamowite umiejętności, takie jak możliwość latania, nadludzką siłę oraz niezwykle wytrzymałą skórę, której nie jest w stanie przebić nawet karabinowa kula. 

Manga nad Wisłą #1

Tym wpisem inicjuję kolejny, po Pierwszych wrażeniach i, póki co zawieszonej, (D)Odzie do komiksu, cykl artykułów. W Mandze nad Wisłą, będę informował państwa o kolejnych posunięciach polskich wydawców specjalizujących się w komiksie japońskim. Powodem podjęcia przez mnie takich działań jest niezwykle dynamicznie zmieniająca się sytuacja na rynku, rozpoczęta przez JPF rozpisaniem ankiety na Mega Mangę, która odbiła się szerokim echem zarówno wśród fanów mangi jak i w środowiskach kojarzonych głównie z komiksem niejapońskim. Dowodem na to niech będzie wysoka frekwencja głosujących w ww. ankiecie. Oprócz suchych informacji na temat posunięć graczy na mangowym rynku znajdą tu państwo moje opinie i komentarze. Zapraszam do lektury.

W piątek (30.09.) na sklepowych półkach pojawił się ostatni, siedemnasty tom komiksu Heat wydawnictwa JPF. Ta pełna przemocy i seksu opowieść, koncentruje się na historii Tatsumi Karasawy, który w ciągu zaledwie dwóch dni przejmuje Shinjuru Sokai, klub nocny dla pań. Jest to jednak tylko wstęp do jego planu mającego na celu przejęcie władzy w przestępczym półświatku. Komiks ten nie cieszył się w Polsce zbyt dużą popularnością. Po wydaniu czterech tomów (od lipca 2005 do stycznia 2006) nastąpiła dziesięciomiesięczna przerwa w wydawaniu tytułu. Kolejny tom wyszedł po pół roku. Natomiast na ósmy tom serii fani musieli czekać ponad dwa lata. Na szczęście po tym wydarzeniu JPF zacisną zęby i wydawał kolejne tomy, tym razem już regularnie. W odstępie dwóch miesięcy. Na chwilę obecną wiadomo, że komiks ten nie zostanie zastąpiony nowym. Na nowy tytuł musimy poczekać co najmniej do drugiego kwartału 2012 roku, gdy to zakończy się seria Fullmetal Alchemist. Z okazji zakończenia serii wydawnictwo przygotowało niespodziankę dla osób niezaznajamianych z serią. Otóż, pierwsze cztery tomy serii można, za pośrednictwem wydawnictwa, zakupić w promocyjnej cenie 9,99 zł.

Ankiety JPF minuta po minucie cz. 1

Wydawnictwo JPF dotrzymało słowa i zaprezentowało siedem tytułów z których fani będą mogli wybrać ten, który zostanie wydany w ramach serii Mega Manga. Przypomnę tylko, że pierwszym tytułem z tego cyklu było Uzumaki. Horror ten został niezwykle ciepło przyjęty przez polskich sympatyków (nie tylko japońskiego) komisu.

21.09.2011 godz. 12:26
 
Ujawnienie pierwszego tytułu, który stanie w szranki z innymi wiązało się z małym konkursem. Na facebookowej stronie JPF-u pojawił się kadr z jednej z propozycji. Zadaniem internautów było zgadnąć z jakiego komiksu on pochodzi. Po pięciu godzinach konkurs został rozstrzygnięty. Pierwszym tytułem do wyboru będzie Gin no Sankaku (ang. Silver Triangle). Autorką tej serii jest Moto Hagio. Ta urodzona w 1949 roku artystka jest zaliczana do Grupy roku 24-ego, która zrewolucjonizowała styl mang shojo (komiksów dla młodych dziewcząt) w latach '70. Zapewne wielu z was zadaje sobie pytanie skąd ten rok 24. Otóż, do tej nieformalnej grupy zaliczają się również panie Riyoko Ikeda, znana w Polsce z wydanego przez JPF Aż do nieba, oraz pani Keiko Takemiya. Wszystkie te panie urodziły się około roku 1950, a dla Japończyka, około 24 roku ery Showa (czyli 24 lata po objęciu tronu przez cesarza Hirohito). Sam komiks jest zbiorem opowiadań z pogranicza SF. Komiks w 1983 roku został nagrodzony statuetką Seiun Award. Nagroda ta jest rozdawana od 1970 roku dla najlepszych komiksów SF wydanych w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Powakacyjne tąpnięcie

Nie dalej jak wczoraj, pisałem o nowym planie zapowiedzi JPF-u, a już dziś kolejni wydawcy mniej lub bardziej związani z rynkiem m&aa w Polsce dali o sobie znać.

Po przerwie spowodowanej sezonem urlopowym w Japonii i wydaniu w czerwcu z okazji Bałtyckiego Festiwalu Komiksu GDAK w Gdańsku kompletnie "niemangowej" Biblii, Simon'a Bisley'a. Wydawnictwo Hanami zapowiedziało wydanie kolejnych tomów serii Ikigami (7 październik) oraz Pluto (30 września). Co ciekawe jest to jedyne polskie wydawnictwo, któremu sezon urlopowy w Japonii uniemożliwił wydanie kolejnych tomów serii.

Również dzisiaj Studio Lain ogłosiło, że już od godzin popołudniowych będzie można składać zamówienia na kolejny numer magazynu Arigato.

Dodatkowo od kilku dni można zaopatrywać się w dziewiąty tom serii Black Lagoon. Tym samym polskie wydanie dogoniło to japońskie. Wraz z wydaniem tego tomu doszło do małego skandalu i to nie dlatego, że seria jest dość brutalna, ale dlatego, że wydawca umieścił na obwolucie błędną cenę tomiku. Kosztuje on 29,99, a nie jak jest podane 19,99. Wynika to z faktu, że nowy tom ma więcej stron niż poprzednie.

Co w JPF'ie piszczy? Czyli internetowa burza po zapowiedziach wydawnictwa na IV kwartał 2011 roku.

Parę dni temu wydawnictwo JPF podało do publicznej wiadomości listę tytułów, które mają zostać wydane w okresie od września 2011 do stycznia 2011. Wraz z nią na facebookowej stronie wydawnictwa pojawiło się kilka ciekawych informacji.

Po pierwsze, problemów z dotrzymywaniem terminów ciąg dalszy. Fani przygód Luffy'ego i spółki muszą uzbroić się w cierpliwość, gdyż siódmy tom komiksu One Piece, wpłynie do polskich portów z miesięcznym opóźnieniem. Jest to zapewne dla wielu fanów spory zawód, ponieważ w sklepie internetowym wydawnictwa pojawiła się możliwość zamówienia przedpremierowo, aż dwóch kolejnych tomów serii (do tej pory była możliwość zamawiania jedynie jednego tomu do przodu). Fakt ten spowodował falę spekulacji i rozbudził nadzieje fanów na wydawanie tej serii z większą częstotliwością. Wbrew pozorom nie byłoby to takie niemożliwe (starsi fani pamiętają zapewne, że Dragon Ball był wydawany jako dwutygodnik). Teraz jest już jednak niemal pewne, że tak się nie stanie.

Pierwsze wrażenia #3- Highschool of the dead

(recenzja obejmuje tomy 1 i 2 polskiego wydania)

Wszyscy jesteśmy zaskoczeni atakiem żywych trupów. Przed chwilą widzieliśmy jak uczniowie jednego z liceów, zorganizowali się w małą grupkę i wspólnymi siłami próbują odeprzeć ich atak. Niestety, nie jest to takie łatwe, gdyż plaga rozprzestrzenia się w niewiarygodnym tempie. Każdy ugryziony, niezależnie od ciężkości obrażeń, umiera i powraca do życia, infekując kolejnych ludzi. Policja i Siły Samoobrony nie są w stanie zapanować nad sytuacją, na całe szczęście media starają się nie wywoływać paniki. Dla wielu z nas jest już jednak jasne, że świat jaki znaliśmy, właśnie się skończył. Sakura, co ci jest? Sakura? Sakuraaa!!!

Kolorowe strony, dają mnóstwo frajdy
Od jakiegoś już czasu widać znaczne ożywienie w szeregach Waneko. Do tej pory można było odnieść wrażenie, że wydawnictwo to, nie do końca zdecydowało, czym chce się zająć. Wśród ich publikacji można było znaleźć komiksy, książki z legendami oraz podręczniki. Dopiero niedawno zweryfikowali oni swoje plany skupiając swoje wszystkie siły na komiksach i od razu postawili na japońskie hity. Jednak, w przeciwieństwie do JPF-u, nie zabrali się oni za tasiemce, ale za serie krótsze, ok. dziesięciotomowe. Oczywiście, większość z nich do tej pory nie została zakończona, więc nie można wykluczyć, że nie zamkną się one w pięćdziesięciu, czy sześćdziesięciu tomach, ale to szczegół.

Jednym z ostatnich tytułów jakie Waneko zaczęło wydawać jest seria Highscool of the dead, braci Daisuke (scenariusz) i Shouji'ego (rysunki) Sato. Akcja komiksu rozpoczyna się w momencie gdy trójka licealistów: Takashi Komuro, Hisashi Igo i Rei Miyamoto, stawia prowizoryczną barykadę, na schodach prowadzących na dach szkoły. Schronili się oni tam, gdyż fala spanikowanych uczniów oraz hordy nieumarłych odcięły im drogę do wyjścia z budynku. Wiedzą jednak, że nie będą mogli tkwić tam w nieskończoność. Ich zapasy są mocno ograniczone, co gorsze jedno z nich zostało ugryzione przez zombie. Prócz nich infekcji uniknęło jeszcze kilku uczniów: mistrzyni Japonii w kendo, Saeko Busujima, genialna Saya Takagi oraz nieustępujący jej na krok, maniak militariów Kouta Hirano. Dodatkowo masakrę przetrwała hojnie obdarzona przez naturę pielęgniarka Shizuka Marikawa. Od tej chwili ludzie ci, aby przeżyć będą zmuszeni połączyć swe siły.

Rodzina, ach rodzina. Recenzja animacji Summer Wars.

Fani japońskiej animacji w Kraju nad Wisłą nie mają łatwego życia. Z trzech firm zajmujących się dystrybucją japońszczyzny do Polski pozostało zero. Szkoda, bo obok tytułów skierowanych głównie do fanatyków (Bleach: Memories of Nobady), pojawiały się na naszym rynku także, takie perełki jak Sammer Wars.

To jak, bierzesz tę robotę?
Japonia to kraj nieprawdopodobnych wręcz kontrastów. Z jednej strony jej mieszkańcy lubią się chwalić jakim to oni nie, są nowoczesnym narodem. Z drugiej, zaś, ani na moment, nie zerwali, ze swoją wielowiekową tradycją. Jest to również nacja, w której największe szanse na wyrwanie fajnej laski, mają życiowi nieudacznicy, tacy jak Kenji Koiso, bo jak tu inaczej mówić o uczniaku, który nie zdołał się zakwalifikować do ogolnojapońskiej olimpiady matematycznej. Toć to zwykły lamer! Zamiast rozwiązywać całki przestrzenne, jest on zmuszony spędzać czas z gościem nazwiskiem, Takashi Sakuma i nadzorować kawałek wirtualnego świata zwanego Oz. Nuda. Czy ktoś go uratuje? Otóż tak, bo oto do kanciapy naszych infomatołów wpada jedna z najpiękniejszych dziewcząt w szkole, Natsuki Shinohara. Dziewczę, proponuje Kenjiemu pracę, która polega na, uwaga, spędzeniu z nią wakacji. Szykuje się kolejny nudny romans? Nic z tych rzeczy. Wakacji bowiem nie spędzą oni sami, ale z całą wielopokoleniową rodziną dziewczyny, w której prym wiedzie pewna 89 letnia starsza pani.

Pierwszy z mścicieli. Recenzja filmu Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie.

Ostatnią ekranizacją amerykańskiego komiksu, którą widziałem w kinie była trzecia część przygód Spidermana. Szedłem na nią pełen nadziei, gdyż stwierdziłem, że po dwóch tak słabych częściach można zrobić jedynie coś lepszego. Niestety, zawiodłem się. Film ten obdarł z całej magii moją ulubioną postać z uniwersum Marvela i doprowadził do tego, że jeszcze tego samego dnia przyrzekłem sobie, iż chłopcy z Domu Pomysłów już, nigdy więcej, nie zarobią na mnie w ten sposób. Nic, jednak nie trwa wiecznie. Kilka dni temu, mój kolega, na swoim blogu, wyraził opinię, że od czasu, gdy za  pracę nad filmami o superbohaterach przestali się zabierać spece z Hollywoodu, poziom tych produkcji wzrósł. Słowa te sprawiły, że postanowiłem zaryzykować, jeszcze raz.

Kapitan Ameryka jest jednym z pierwszych superbohaterów
stworzonych przez Marvel Comics
Akcja filmu Captain America: Pierwsze starcie, rozpoczyna się w 1940 roku gdy młody student sztuki, Steve Rogers (w tej roli Chris Evans), po raz kolejny próbuje zaciągnąć się do wojska. Pełen zapału i ułańskiej fantazji staje przed komisją i po raz kolejny dostaje kategorię F. Powodem takiego stanu rzeczy jest astma, która automatycznie go dyskwalifikuje. Jakby tego było mało jego najlepszy kumpel James “Bucky” Barnes (Sebastian Stan) zaprasza go na pożegnalne przyjęcie, gdyż sam dostał przydział do 107. pułku i następnego dnia wyrusza na front. Jednak darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, jest to przecież dobra okazja, aby wyrwać panny. Nie, wróć, Steve, nie jest w tym za dobry, aby ponownie spróbować szczęścia w rekrutacji. Tym razem jednak nie przyzna się do astmy. Jak łatwo się domyślić wywiad wojskowy jest czujny i od razu rozpoznają oszusta. Naszego niedoszłego rekruta z opresji ratuje Dr Abraham Erskin, któremu przypadł do gustu niezwykły wręcz patriotyzm młodzieńca i proponuję mu współpracę w ramach projektu "Odrodzenie", który ma na celu stworzenie super żołnierza.

Pierwsze wrażenia #2- magazyn Akiba

Rynek komiksu japońskiego rozwija się nad Wisłą nader prężnie. Mamy już trzy wydawnictwa o silnie ugruntowanej pozycji. Wprawdzie bardzo często zdarza się im nie dotrzymywać terminów wydawniczych (z winy Japończyków, oczywiście), ale summa summarum, wydają one wszystko co sobie zaplanują (przykładem niech będzie niesławny Uzumaki). Nic więc dziwnego, że pojawia się coraz więcej osób chcących uszczknąć co nieco z mangowego tortu.

Jak dotąd, cycki, były kojarzone głównie z
magazynem Arigato
Jeżeli zaczynasz interesować się jakąkolwiek dziedziną życia naturalnym jest, że zaczynasz szukać o niej jak największej ilości informacji. Jedni w tym celu zaczynają przeszukiwać Internet. Problem z nim jest jednak taki, że można tam znaleźć dużo nieautoryzowanych treści, które, po krótkim zapoznaniu się z nimi, okazują się być zwykłymi śmieciami. Dlatego niektórzy poszukują innych źródeł informacji np.: czasopism specjalistycznych. Potencjalny fan japońskiej kreski miał, do tej pory, do wyboru trzy takie tytułu: magazyny Otaku, Arigato i Kyaa. Od lipca do tego grona dołączył Akiba.

Twórcy magazynu już na starcie mieli utrudnione zadanie. Po pierwsze: duża konkurencja (a, jak!). Po drugie: duża niechęć fan(atyk)ów do nowego pisma. Wydawać by się mogło, że czynniki te wymuszą na redakcji duże zaangażowanie i stworzenie czegoś oryginalnego na względnie wysokim poziomie. Sztuka ta udała się redakcji Akiby tylko połowicznie. Z jednej strony położono duży nacisk na tematy, którym konkurencja nie poświęcała za dużo uwagi lub w ogóle je pomijała. Z drugiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że magazyn był robiony w dużym pośpiechu, ale po kolei.

Pierwsze wrażenia #1- Pluto

(Tym wpisem chciałbym zainicjować cykl artykułów w których będę recenzował serie komiksowe, których wydawanie nie zostało jeszcze w Polsce zakończone.)

(recenzja obejmuje tomy 1 i 2 polskiego wydania)

Atom Żelaznoręki, powszechnie znany szerszej publiczności jako Astro Boy, zadebiutował w kwietniu 1952 roku, to właśnie wtedy w Japonii wydano pierwszy tom jego przygód. Atom został stworzony przez profesora Tenmę, jako pierwszy robot o ludzkim sercu. Miał on zastąpić naukowcowi jego tragicznie zmarłego syna. Niestety, nawet najbardziej ludzka, technologiczna zabawka, nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu rodzica. Robot został sprzedany do cyrku, gdzie miał zabawiać beztroskie tłumy do końca swoich dni. To właśnie tam został zauważony przez profesora Ochanomizu, który pożałował biedaka i postanowił stworzyć mu w Japonii prawdziwy dom z mechanicznymi rodzicami i siostrą, Uran. Od tego czasu Atom stał się superbohaterem w świecie w którym ludzie i roboty żyją obok siebie.

Uwspółcześniony Atom
7 kwietnia 2003 to data narodzin Atoma. Została ona ustalona przez samego autora jego przygód, Osamu Tezukę, zwanego "bogiem mangi". Człowiek ten miał wpływ na twórczość wielu dzisiejszych artystów. Nic więc dziwnego, że postanowili oni w sposób szczególny uczcić "narodziny" jego najsłynniejszego dziecka. Na pomysł przypomnienia publiczności epizodu Największy robot na Ziemi wpadł Naoki Urasawa, autor takich hitów jak Monster czy 20th Century Boys. Początkowo przeciwny temu pomysłowi był Macoto Tezuka, najstarszy syn Osamu, który stwierdził, że jest jeszcze za wcześnie na robienie remake'ów dzieł jego ojca. Urasawa pozostawał jednak nieugięty i przygotował serię szkiców, które miał zamiar pokazać pierworodnemu "boga mangi". Jego upór został nagrodzony i Macoto Tezuka postanowił zgodzić się na wydanie komiksu, postawił jednak jeden warunek: Urasawa nie ma naśladować stylu Tezuki, ma stanąć z nim w szranki i udowodnić, że potrafi opowiedzieć tę historię lepiej.

Lektura na deszczowe lato. Recenzja Pitu pitu.

Lipiec Anno Domini 2011 nie rozpieszcza Polaków. Mała ilość słonecznych dni zniechęca do spacerów czy wypadów nad wodę. Drogie lato! Nie po to harowaliśmy dziesięć miesięcy w szkołach i na uczelniach, abyś Ty, teraz leciało sobie w kulki! Co!? Nie obchodzi mnie, że niektórzy studenci mają teraz praktyki! Ma być p(o)arno i duszno, bo takie właśnie jest lato! Zobaczysz co da się zrobić!? Ok! Ty się zastanawiaj, a ja zabiorę się za lekturę.

Pitu pitu to dwutomowy komiks Daisuke Igarashiego wewnątrz którego znajdziemy 45 niepowiązanych ze sobą opowiadań, luźno nawiązujących do japońskiego folkloru. W wielu z nich pojawiają się bóstwa lub potwory z japońskiej mitologii. W błędzie jest jednak ten kto myśli, że znajomość wierzeń mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni jest niezbędna do zrozumienia tych historii. Wszystkie mity zostały dostosowane do dzisiejszych realiów i dzieją się we współczesnych miastach czy mieszkaniach (np. Entei przybiera tu formę budowanego wieżowca). Nawet jeżeli polski czytelnik miałby problem ze zrozumieniem jakiejś historii z pomocą przychodzą przypisy, które w krótki i rzeczowy sposób wyjaśniają nam sens opowiadania. Wszystkie one mają w sobie jakiś element fantastyczny, nie sprowadza się to jednak tylko do występowania w nich stworów z ludowych wierzeń. W zbiorze znajdziemy na przykład historie chłopca, któremu asfalt "zjada" sandały czy opowiadanie o dziewczynie, której dzwoni z buzi. Co ciekawe, wydarzenia te nie są dla bohaterów niczym nadzwyczajnym, ale zwyczajnym elementem codzienności.

Rewolucja w magicznym świecie. Recenzja Puella Magi Madoka Magica.

Pierwszy zryw fanów mangi i anime w Polsce datowany jest na pierwszą połowę lat '90 XX wieku. To właśnie wtedy, młode dziewczęta (i nie tylko) szturmowały domy i zasiadały przed telewizorami, oglądając w Polsacie, Czarodziejkę z księżyca. Tytuł ten, do tej pory uznawany jest za wzór dla kolejnych serii z gatunku magical girl (jap. maho shojo). Fakt ten spowodował, że potencjalna widownia, wiedziała już mniej więcej czego może się spodziewać, po tego typu produkcjach. Sytuacja ta zmieniła się jednak w roku 2011, gdy to świat poznał Puella Magi Madoka Magica.

Przed wyruszeniem w drogę zbierz drużynę
Wracając ze szkoły czternastoletnia uczennica Madoka Kamane odwiedza, wraz z przyjaciółką Sayaką Miki, jedno z lokalnych centr handlowych w celu nabycia CD z muzyką poważną. Podczas buszowania między półkami Madoka słyszy znajomy głos. To samo wołanie słyszała wczoraj we śnie, jednak tym razem, bez wątpienia, ktoś wzywał pomocy. Niewiele się zastanawiając nasza bohaterka postanawia pomóc. Prowadzona rozpaczliwym krzykiem dostaje się na zaplecze, gdzie odnajduje poranione, dziwne, kotopodobne stworzenie, Kyubey. Jakież jest jej zdziwienie, gdy okazuje się, że jego oprawcom jest nowo przybyła do klasy, Homura Akemi, której celem jest uśmiercenie kociaka. Szybka interwencja, przybyłej za koleżanką Sayaki, udaremnia jednak ten plan. Korzystając z powstałego zamieszania dziewczęta, wraz z nowym zwierzakiem, czym prędzej oddalają się od miejsca spotkania z Hamurą, wpadając w sam środek wymiaru wykreowanego przez Wiedźmę. Tym razem to one potrzebują pomocy. Wybawicielkom okazuje się Mami Tomoe, która przepędza Wiedźmę i doprowadza do porządku Kyubey, który w zamian za otrzymaną pomoc proponuje dziewczętom kontrakt. Zakłada on, że w zamian za podjecie się roli magicznej dziewczyny kociak spełni jedno, dowolne życzenie czarodziejki. Wydawać by się mogło, że tak zaprojektowany kontrakt jest niezwykle korzystny dla dziewcząt. Mogą one ratować świat w gronie koleżanek do tego mając zagwarantowane spełnienie jednego, najbardziej nawet wymyślnego życzenia. Zapewne wiele dziewcząt w wieku bohaterek poszłoby na taki układ bez mrugnięcia okiem. Dlaczego więc, Homura zabrania Madoce przyjęcia warunków umowy?

Starcie tytanów. Recenzja Batman: Arkham Asylum.

Ostatnio fanów DC Comics rozgrzewa informacja o "zresetowaniu" całego uniwersum i nadanie mu nowego charakteru. Numeracja wszystkich serii, we wrześniu, rozpocznie się od nowa (choć niektóre zbliżały się do #1000). Niektórzy superherosi doczekają się własnych serii, inni, zaś będą musieli na jakiś czas z nich zrezygnować. Najwięcej kontrowersji dotyczy Supermana, który jakiś czas temu postanowił zrezygnować z amerykańskiego obywatelstwa (aby za miesiąc znów być dumnym synem Ameryki), który w nowym kostiumie, znów będzie uczył Amerykanów patriotyzmu (wiem, to zdanie jest wewnętrznie sprzeczne, ale takie jest DC). Nie małe zamieszanie dotyczy również świata Mrocznego Rycerza. Od września jedynym Batmanem będzie Bruce Wayne, natomiast Dick Grayson, pierwszy Robin, wróci do roli Nightwinga. To co najbardziej elektryzuje fanów to jednak powrót Barbary Gordon do roli Batgirl, która za sprawą Jokera w Batman: The Killing Joke z marca 1988 roku wylądowała na wózku inwalidzkim i do tej pory pełniła rolę Oracle. Zainteresowanych resetem odsyłam do Kolorowych Zeszytów i DC Multiverse, które na bieżąco śledzą wydarzenia.

Nie ma jak w domu
Komiks inspiruje! Hasło to przyświeca mojemu blogowi od początku jego istnienia. Opisywałem tu już seriale i piosenki, które w mniejszym lub większym stopniu inspirowane były tym medium. Jednak z czasem temat ten zszedł na dalszy plan. Skupiłem się na recenzjach i coraz to bardziej zwracałem się w stronę osób już zaznajomionych z materią literatury obrazkowej, zaniedbując przy tym tych do których początkowo Półka... była skierowana, czyli do osób, dopiero rozpoczynających swoją przygodę z komiksem. Tak, więc dziś wracam, posypując, przy okazji, swoją głowę popiołem, do Was kociaki, jednocześnie debiutując jako recenzent gier.

Magia spirali. Recenzja Uzumaki.

Spirala, symbol towarzyszący nam na każdym kroku. Kształtem tym natura obdarzyła pędy roślin, ślimacze muszle i wszelkiego rodzaju wiry powstające na wodzie czy w powietrzu. Jest ona również integralną częścią naszego ciała. Dostrzegamy ją w lokach czy też liniach papilarnych. Jak żaden inny kształt, spirala przyciąga wzrok i sprawia, że chcemy odkryć co też za tajemnice kryje wewnątrz. Zwykle szybko dochodzimy do wniosku, że niczego tam nie ma, a może, po prostu, nie patrzymy zbyt uważnie.

Przykład iluzorycznej spirali
Przedstawienie horroru za pomocą komiksu jest zadaniem niezwykle trudnym. Duża ilość kadrów porozrzucanych na całej stronie powoduje, że bardzo trudno jest zbudować odpowiedni nastrój. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że nie można umieścić w nim dźwięków, przez co autor nie może posiłkować się przerażającą muzyką czy złowieszczymi odgłosami w tle. Oczywiście można nastawić się na ciągłe epatowanie makabrą od której skręca żołądek, ale poza małymi wyjątkami, twory takie mają niewielką, jeżeli w ogóle jakąkolwiek, wartość artystyczną. Nie trudno, więc wysnuć wniosek, że osoba której powiedzie się sztuka zaklęcia horroru w komiksie, może liczyć na szacunek w świecie. Osobą taką jest bez wątpienia Junji Ito.

"Słyszałam, że świat się kiedyś skończy". Recenzja komiksu Osiedle Promieniste.

Blokowisko, zespół budynków wielokondygnacyjnych skoncentrowanych na niewielkiej przestrzeni. Po raz pierwszy pojawiły się one we Francji w 1954 roku. Pomysł ten bardzo szybko podchwyciły inne państwa, gdyż był to łatwy i szybki sposób na zaradzenie dwóm problemom: spadku ożywienia gospodarczego i braku przestrzeni pod budowę nowych domów. Nikogo więc nie zdziwiło, że Japonia, której większość terytorium nie nadaje się do zagospodarowania pod budownictwo mieszkaniowe zaczęła budowę wielkich zespołów mieszkaniowych.

Tokijskie Osiedle Promieniste jest właśnie jednym z takich osiedli. Jego nazwa, którą nadali mu sami mieszkańcy, wynika z faktu, że wzniesiono je na mocno nasłonecznionym terenie. Mimo tej pozytywnie nastrajającej nazwy, na osiedlu nie żyje się tak łatwo i przyjemnie, jak mogłoby się wydawać o czym świadczy rosnący w zastraszająco szybkim tempie wskaźnik samobójstw.

W.I.T.C.H. dla dorosłych. Recenzja Sky Doll.

Nie tak dawno temu zamieściłem na tym blogu recenzję japońskiego komiksu erotycznego Chirality. Jedna z czytelniczek napisała pod nim komentarz o następującej treści: "I tą notą potwierdziłeś moje wyobrażenie o japońskim komiksie (...)". Trochę mnie zmartwiło, że jednym artykułem zawaliłem wszystkie swoje dotychczasowe starania o zmianę wizerunku komiksu w Polsce, dlatego tym razem przyjrzę się innemu komiksowi erotycznemu. 

Roboty też nie mają łatwo
Akcja Sky Doll, duetu: Barbucci, Canepa rozpoczyna się pewnego szczególnego dnia na planecie Papathea. Właśnie tego dnia podano do publicznej wiadomości, że papieżyca Ludwika przywróciła odpust dla tych, którzy grzeszą z lalkami, z zastrzeżeniem, że będą to oryginalne lalki Sky Doll, humanoidalne roboty posiadające, ograniczoną, własną wolę. Tego samego dnia dwaj emisariusze papiescy, Roy i Jahu postanawiają skorzystać z astromyjni Heaven, która, prócz umycia wozu, oferuje możliwość oglądania tej czynności, wykonywanej przez skąpo ubrane Sky Doll. Wreszcie tego samego dnia jeden z pracujących tam robotów, imieniem Noa, postanawia uciec. Wszystko to dzieje się w czasach, gdy sytuacja polityczna na Papathei nie jest łatwa. Eksperyment polegający na wprowadzeniu na planecie duumwiratu, nie powiódł się. Jedna z współrządzących sióstr, Agape, reprezentująca duchowy wymiar władzy, zaginęła i oficjalnie została uznana za martwą. Powodem takiej decyzji był rozpad społeczeństwa na dwie frakcje. Widmo wojny domowej sprawiło, że druga z rodzeństwa Ludwika ogłosiła się papieżycą i ekskomunikowała siostrę. Uspokoiło to nieco sytuację. Spokój ten ma jednak bardzo kruche podstawy.

Rysuj z Myszką Miki!

Parę dni temu, wracając z uczelni do domu moją uwagę zwróciła postać biegnącego Kaczora Donalda. Widok tej postaci w kiosku niewielu już dziwi, wszakże zeszytówka z jego przygodami wychodzi w naszym kraju już od ponad 17 lat. Tym razem jednak było to coś większego, coś zajmującego połowę kioskowej witryny.
Ciężko rysować w biegu...
Po udanym transporcie tego kolosa do domu zabrałem się do jego rozpakowywania. Wbrew pozorom nie było to wcale zadanie łatwe, co cieszy, ponieważ daje to pewność, że podczas transportu niczego nie zgubimy. Po kilku chwilach taśma, jednak się poddała i udało mi się dobrać do zawartości Kursu rysowania krok po kroku: Szkoła komiksu. Z pierwszym numerem kolekcji, dostajemy ołówek 2B, gumkę oraz zeszyt na scenorys. Gadżety te zaskoczyły mnie swoją wysoką jakością. Drewniany ołówek pozostawia wyraźny ślad, który bez problemu można zmazać (nie rozmazuje się). Gumka, w mojej opinii nieco zbyt twarda, poradziła sobie ze wszystkimi ołówkami jakie znalazłem w pokoju, również z tym który towarzyszył jej w zestawie. Zeszyt na scenorys posiada stonowaną okładkę z dymkiem przeznaczonym na tytuł naszego dzieła, ułatwia to jego zlokalizowanie w bałaganie na biurku. Problemem jest mała ilość stron (tylko 8) i podział stron na 6 równych części. Wydawca argumentuje ten zabieg faktem, że jest to najbardziej rozpowszechniony format w komiksach, zapomniał jednak dodać słówka: Disney'a.

A ja tylko gołe baby, jeśli gdzieś zauważę. Recenzja komiksu Chirality.

Przez cały czas istnienia tego bloga starałem się udowodnić Tobie, Drogi Czytelniku, że komiks to nie "rozrywka dla małych dzieci", ale ważny składnik (pop)kultury oraz, że komiks japoński, to nie "chińskie porno kreskówki". Jednak ile można! Nie oszukujmy się! Komiks służy, czytnikom głównie za rozrywkę, a twórcom jako sposób do zaspokajania swoich, chorych fantazji!

Główne bohaterki w gorącym uścisku
Przenieśmy się w niedaleką przyszłość. Za jakieś sto lat. Naszym oczom ukarze się zrujnowana, pustynna okolica. Na horyzoncie, żadnej żywej duszy. Jeżeli szybko się nie ukryjemy, to z pewnością zginiemy (taki rym) i to nie z powodu ekstremalnych warunków panujących na zewnątrz.
Świat ten, bowiem został zdominowany przez GM'y (biomechaniczne pasożyty), które lubią się zadomawiać wewnątrz żywych organizmów, całkowicie przejmując nad nimi kontrolę. Napomknę tylko, że nie ma na to lekarstwa. Jeżeli napotkasz ludzi i wykryją w tobie pasożyta dostaniesz kulkę. Jakich ludzi, zapytasz, gdzie oni są, przecież tu nikogo nie ma. Otóż, ludzie jeszcze, są. Wprawdzie ich garstka, ale ci którzy przetrwali, chronią się w podziemnych schronach i jakoś sobie radzą. Nie to, żeby nie próbowani odbić planety. Na chwilę obecną jest ich, jednak zbyt mało, aby tego dokonać, dlatego ograniczają swoje działania do odpierania kolejnych ataków i likwidacji zainfekowanych.

Na początku było słowo. Recenzja komiksu Księga Genesis.

Duża ilość czasu wolnego na przełomie kwietnia i maja spowodowała, że znalazłem nieco wolnego czasu na nadrobienie zaległości w lekturze komiksów. Jednym z nich jest dzieło amerykańskiego rysownika Roberta Crumba, znanego z niezwykłego zamiłowania do podejmowania w swoich dziełach tematu narkotyków i seksu.

Biblia, święta księga dwóch z trzech największych religii: judaizmu i chrześcijaństwa. Składa się ona ze Starego i Nowego Testamentu podzielonych, w zależności od kanonu, na 39 (judaizm i wyznania protestanckie), 46 (katolicy) lub 49 (kanon prawosławny) ksiąg. Pismo Święte, według biblistów, kształtowało się od ok. X w p.n.e., aż do końca I w n.e., kiedy to powstały ostanie księgi Nowego Testamentu, nieuznawanego przez Żydów, gdyż według nich, za jego powstanie nie odpowiadał nikt, natchniony przez Boga. Co ciekawe, ksiąg tych nie uznają również wyznawcy Islamu, choć uważają oni Jezusa za proroka, co więcej, w Koranie można znaleźć odniesienia do Ewangelii.


Czy te oczy mogą kłamać (R)2? Recenzja anime Code Geass R2.

Ostatnimi czasy na polskim rynku anime zrobiło się spore zamieszanie. Kaze, międzynarodowy dystrybutor japońskich animacji, postanowił zrezygnować z polskiego rynku. Parę dni później dowiedzieliśmy się, że również firma Vision postanowiła zrezygnować z wydawania japońskich tytułów i zamknęła dział Anime Gate. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że Kaze dało, jednak radę kłopotom i nadal będzie wydawać po polsku, ale... nie w Polsce, tylko w Niemczech. Dystrybucją ich tytułów do naszego kraju podjęło się... Vision. Dzięki tym przedziwnym zwrotom, akcji polscy fani doczekali się m.in. kontynuacji świetnego Code Geass.

(UWAGA! SPOILER ALERT! Tekst zawiera sporą ilość spoilerów dotyczących poprzedniego sezonu serii, jeżeli jeszcze jej nie oglądałeś, a nie chcesz psuć sobie zabawy to w tym miejscu zrezygnuj dalszego z czytania tej recenzji)

Sezon konwentowy rozpoczęty! Relacja z Bydgoskiej soboty z komiksem.

Dnia dzisiejszego odbyła się Bydgoska Sobota z Komiksem. Jest to pierwsza tego typu impreza w stu procentach skierowana do fanów komiksu w Polsce. Z racji tego, że jest to dopiero mój drugi konwent, do tego pierwszy stricte komiksowy, zamiast klasycznej relacji podzielę się z Wami, Drodzy Czytelnicy kilkoma moimi spostrzeżeniami i uwagami.

Impreza odbyła się w Akademickiej Przestrzeni Kulturalnej Wyższej Szkoły Gospodarki w (a jakże) Bydgoszczy. Impreza była dość szeroko reklamowana w lokalnych mediach, natomiast w centrum handlowym Focus Mall zostało wystawionych kilkanaście plansz komiksowych wykonanych przez polskich artystów. Mnie osobiście zabrakło, jednak plakatów w centrum miasta, szczególnie w pobliżu miejsca imprezy, która cieszyła się dużym zainteresowaniem lokalnych mediów (radia, prasy i telewizji). Tak więc Ci którzy jakimś cudem o konwencie się nie dowiedzieli, na pewno się dowiedzą i być może przybędą w przyszłym roku.


BSzK rozpoczęła się od krótkiej prezentacji sylwetek bydgoskich twórców (Jacka Michalskiego, Jacka Przybylskiego, Jerzego Wróblewskiego i Andrzeja Nowakowskiego), których prace zostały wystawione na terenie APK. Zaraz potem odbyły się warsztaty, których uczestnicy prezentowali bardzo wysoki poziom artystyczny. Co ciekawe najmłodszy ich uczestnik miał jedynie 6 lat. Fajnie, że rodzice wraz z takimi szkrabami odwiedzają takie miejsca i zarażają swoje pociechy swoją pasją, być może za kilka lat to właśnie oni zwojują nasz rodzimy rynek.

Jaki Jeż jest każdy widzi(?) Recenzja filmu Jeż Jerzy.

Już od najmłodszych lat, młodzi Polacy uczeni są na lekcjach historii, że dane okresy kulturowe rozpoczynają się w naszym kraju z opóźnieniem. Wielu nauczycieli wmawia nam, że nigdy nie nadążaliśmy za światowymi trendami. Słowa te, są nam wpajane przez całą naszą edukację i jeszcze dłużej. Zatrzymajmy się jednak i zastanówmy, czy nasza (pop)kultura musi być odtwórcza?

Zorganizowanie wypadu do kina przy natłoku zajęć, nie jest sprawą łatwą. Mnie jednak udało się wygospodarować nieco czasu wolnego w niedzielny wieczór i wraz z kolegami wybraliśmy się na seans pierwszej polskiej ekranizacji komiksu, czyli na film Jeż Jerzy.

Anioł masakry. Recenzja komiksu Battle Angel Alita.

Miasto Złomu. Mieszkam tu już ładnych parę lat, zapewne całe swoje zasrane życie, ale niczego nie wiem na pewno. Wiem za to w jak obleśnym świecie przyszło mi żyć. Dziwki i mordercy kryjący się w ciemnych zaułkach? Zapomnij! Oni nie muszą się już ukrywać, krwawe trupy na środku głównej ulicy to już nasza codzienność. Niewielu zwraca na to uwagę, no może prócz lekarzy. Zapomnij jednak o zadbanych Kubusiach Burskich i siostrach Zosiach, owszem noszą oni białe kitle, ale wykształcenie mają raczej techniczne, nie medyczne. Tak, cyborgi są na ulicach nawet częstsze, niż walające się tu i tam trupy. Nad całym tym burdelem, wisi Zalem, są tacy, którzy wierzą, że mieszka tam sam Bóg. Ja, jednak wierzę, że mieszkają tam zwykli ludzie tacy jak ja, czy ty. Myślę, również, że powinni zacząć się modlić do prawdziwego Boga, bo wkrótce strącę to gówno z nieba.

Czasem na śmietniku znajdujemy coś fajnego
Na początku roku wydawnictwo JPF zaproponowało nam wspaniałą promocję, w postaci 30% rabatu na niektóre swoje tytuły. Wśród nich, znalazł się komiks autorstwa Yukito Kishiro pt: Battle Angel Alita. Co ciekawe nie jest to oryginalny tytuł tego dzieła, ale jego zamerykanizowana wersja, tytuł oryginalny to GUNNM. Jeszcze ciekawszy jest fakt, iż tytuł ten wybrali polscy fani komiksu japońskiego, ci sami, którzy dziś grzmią, jak techniki w Naruto są spolszczone, a nie pisane oryginalnie (najlepiej hiraganą1). Wysoki poziom hipokryzji to, jednak problem ogólnoświatowy i nie będę się teraz w niego zagłębiał. Wracając do tematu, po zapoznaniu się z tą wspaniałą ofertą postanowiłem zaopatrzyć się w komiks, którego brak na półce sprawiał mi fizyczny ból.

Bo luty gorący jest i basta!

(Post zawiera materiały przeznaczone dla osób powyżej 18 roku życia, jeżeli nie przekroczyłeś tego wieku, podaruj sobie rozdziały pt: Najbardziej najeżona premiera roku oraz Chopin, k***a!)

Mimo, iż za oknami śnieg i mróz, nasz rodzimy rynek komiksowy w lutym wręcz kipiał. Zapowiedzi imprez, kinowe premiery, a nawet jedna afera, i to jaka. Oczywiście jak zwykle wmieszali się w to politycy oraz reporterzy TVN-u, ale po kolei.

Komiksowa Bydgoszcz

Niezaprzeczalnie dla wszystkich entuzjastów literatury obrazkowej w mojej rodzinnej Bydgoszczy najważniejszą informacją jaka pojawiła się w lutym było ogłoszenie daty kolejnej Bydgoskiej Soboty z Komiksem. W programie: wystawy, wykłady oraz spotkania z autorami komiksów. Festiwal odbędzie się 19 marca w przestrzeni kulturalnej WSG przy ulicy Królowej Jadwigi i potrwa w godzinach od 11.00 do 17.30.

Najbardziej najeżona premiera roku

Promocja kinowej wersji przygód Jeża Jerzego nabiera rozpędu. Po zaprezentowaniu oficjalnego trailera, przyszedł czas na piosenkę promującą tą produkcję. Piosenkę wykonują raperzy Sokół i Ero, którzy użyczyli swoich głosów postaciom występującym w filmie. Tym którzy nie pamiętają przypominam: Jeż Jerzy jest adaptacją komiksu Rafała Skarżyckiego i Tomasza Leśniaka pod tym samym tytułem, który cyklicznie ukazuje się na ostatniej stronie magazynu Ślizg. Za jego pomocą autorzy w sposób prześmiewczy wytykają nam Polakom nasze wady. Premiera 11 marca 2011.
EDIT: W najnowszym numerze Newsweek'a artykuł o filmie.

Gdy nad morzem traw wschodzi słońce. Recenzja komiksu Podniebny Orzeł.

Nad morzem traw wschodzi słońce. Na tle bezkresnego nieba zarysowują się sylwetki dwóch postaci. Nawet nie wprawione oko pozna, że są to wojownicy zaprawieni w boju. Nie tylko ich postawa, ale również język jakim się posługują, zdradza, że są to zacni mężowie.
- coś po japońsku - rzekł pierwszy.
- coś po japońsku - odparł jego towarzysz.
Nagle z mgły wyłoniła się trzecia sylwetka, nieco różniąca się od pozostałych.
- coś po indiańsku - zagaił.

Jiro Taniguchi człowiek, który w dziedzinie komiksu osiągnął już chyba wszystko. Był nominowany do Eisera (Wędrowiec z Tundry) oraz Harveya (Ikar). Zdobył nagrodę za najlepszy scenariusz na festiwalu w Angouleme (Odległa Dzielnica). Współpracował z takimi gwiazdami światowego komiksu jak Jean "Moebius" Giraud (Ikar), a wszystko to (i jeszcze więcej) przez zaledwie 30 lat kariery zawodowej. Ciekawe gdzie my, Drogi Czytelniku, będziemy po takim czasie, tejże kariery?

Komiks, który chciałbym Wam dziś przybliżyć nie jest tak zabawny jak sugerowałby to wstęp do tego tekstu. Opowiada on historię dwóch samurajów: Manzo Shiotsu i Hakosaburo Soma, którzy w wyniku wojennej zawieruchy w Japonii, zostali zmuszeni do wyruszenia do Stanów Zjednoczonych. Kraj ten nie był dla nich łaskawy, jednak wszystko się zmienia. Pewnego dnia podczas polowania Hakosaburo odnajduje płaczące niemowlę, a w raz z nim nieprzytomną Indiankę. Nasz szlachetny mąż postanawia zabrać ich do siebie. Jak się szybko okazuje, kobieta uciekła z pobliskiej kopalni złota, będąc w zaawansowanej ciąży. Nie zdążyła, jednak uciec daleko, ponieważ rozpoczął się poród. Nie wiedząc co dalej robić, czekała na śmierć, zamiast niej zjawił, się jednak samuraj.

Sen o Japonii. Recenzja Sandman: Senni łowcy.

Rok 1988, jedno z miast na terenie Stanów Zjednoczonych. Grupka znajomych, jak co tydzień, udaje się do księgarni, aby zapoznać się z najnowszymi tytułami wydawnictw komiksowych. Mężczyzna za ladą nie zwraca na nich uwagi, widuje ich regularnie. Po chwili dochodzi on do wniosku, że gdyby ich tu dziś nie było, to najpewniej nie byłoby też tej księgarni. Na jednej z półek, chłopcy dostrzegają pierwszy zeszyt najnowszej serii wydawnictwa DC Vertigo, Sandman. Niewiedzą jeszcze, że właśnie w tej chwili zmieniło się całe ich życie.

Sandman jest jednym z tych tytułów, które odmieniły sposób patrzenia na współczesny komiks. Losy przedstawicieli rodu Nieskończonych przetłumaczono na wiele języków. Nie dziwi więc, że zakończenie tej serii w marcu 1996 roku wielu przyjęło ze smutkiem. Na kontynuację, fani, nie musieli jednak długo czekać, w 1999 roku Gaiman zainspirowany anime Mononoke Hime, przy którego tłumaczeniu pracował, napisał scenariusz kolejnego opowiadania ze świata władcy snów. Nie chciał jednak, aby zostało ono wydane w formie komiksu. Władze DC przyjęły ten pomysł z aprobatą i w ten sposób powstał: Sandaman: Senni łowcy (Sandaman: The Dream Hunters), opowiadanie z całą masą wspaniałych ilustracji japońskiego artysty Yoshitaka Amano (Vampire Hunter D, Final Fantasy). Scenariusz ten tak spodobał się rysownikowi Craigowi Russellowi, że z okazji 20- lecia istnienia serii stworzył on komiksową adaptację Sennych łowców.

Gorący styczeń

Poranek pierwszego stycznia przywitał wszystkich fanów komisu w Polsce, bardzo niemiłą nowiną. Po kilku latach zawieszenia powrócił VAT na książki w wysokości 5%. Zmiana ta objęła, jednak, jedynie te tytuły, które zostały przekazane do dystrybucji w nowym roku. Pozostałe zostaną objęte podwyżką dopiero 1 maja.

Tylko jeża przelecieć się nie da

Znamy już datę premiery ekranizacji komiksu z przygodami najpopularniejszego jeża nad Wisłą. Film Jeż Jerzy, będzie miał swoją światową premierę 11.03.2011. Na terenie całego kraju odbywają się już pokazy przedpremierowe dla dziennikarzy i pierwsze opinię są co najmniej dobre. W filmie usłyszymy m.in. Borysa Szyca (Jeż Jerzy), Marię Peszek (Yola) i Macieja Maleńczuka (prostytutka Lilka). Poniżej niefinalny i finalny trailer filmu (tylko dla dorosłych). Ja już nie mogę się doczekać.

Zapowiadane zmiany

Zgodnie z tym co pisałem w podsumowaniu roku istnienia Półki..., postanowiłem wreszcie zabrać się do jej dokończenia. To co widzicie to efekt (prawie) finalny. Mniej więcej tak miał wyglądać ten blog, gdy go zakładałem. Mimo, iż wydaje się to zbędne postanowiłem Drogi Czytelniku (lub Czytelniczko) oprowadzić Cię po zmienionej Półce.

Pierwsza zmiana jak rzuca się w oczy to grafika u góry strony. Postać, która na niej widnieje to moja wizja jedenastej muzy. Narysowałem ją już jakiś czas temu, właśnie z myślą, opublikowania tego rysunku na tym blogu. Nazwijmy ją Comix. Ta pani opiekuje się, rzecz jasna, komiksem, jego twórcami oraz czytelnikami. Udało mi się nawet zadbać o taki szczegół jak jej atrybut, czyli komiks.

Kolejną zmianą jest rozbudowanie panelu bocznego. Prócz zmiany kolejności pojawiły się nowe opcje: etykiety (które do tej pory były u dołu strony) i wydawnictwa komiksowe. Dodatkowo podzieliłem dział Blogi które obserwuję, na sekcję komiksową i niekomiksową, ponadto dodałem parę stron, których z różnych powodów nie zamieściłem wcześniej. Postanowiłem, również podpisywać się moim pełnym nazwiskiem, a nie ksywką.

Mam nadzieję, że nowy wygląd bloga przypadnie wam do gustu i, że nadal będziecie go chętnie odwiedzać. Do zobaczenia!

Przypowieść o dorastaniu. Recenzja komiksu Solanin.

Opuszczenie rodzinnego gniazda nigdy nie jest łatwe. Na ptaka, który zdecyduje się na ten krok, czeka wiele przeciwności. Musi on zadbać o znalezienie miejsca, gdzie spokojnie będzie mógł złożyć skrzydła i się posilić. Rodzice, którzy dbali o niego przez całe jego pisklęce życie, chcą mu pomóc, jednak ono, wiedzione instynktem, musi lecieć samo. Tak mu się przynajmniej wydaje. W życiu każdego ptaka nadchodzi, przecież taki moment w którym, prócz dbania o własny byt, musi zadbać o tego, z którym chce lecieć dalej, ku przyszłości.

Przy okazji zakończenia roku 2010 na wielu portalach poświęconych komiksowi pojawia się wiele zestawień z cyklu TOP (i dalej dowolna liczba, zwykle jest to jednak liczba 10). Wśród prezentowanych w tych zestawieniach tytułów pojawia się jeden przedstawiciel komiksu japońskiego, czyli Ikigami wydawnictwa Hanami. Osobiście bardzo długo zabierałem się za sięgnięcie po komiksy z tego wydawnictwa. Wreszcie, po ponad rocznych staraniach, udało mi się ten cel zrealizować. Na mojej półce zagościł Solanin.


Bohaterami tej opowieści jest grupa przyjaciół, która po zakończeniu studiów, z małym wyjątkiem, rozpoczyna swoją przygodę z życiem zawodowym. Nie są oni jednak zadowoleni z tego, co młodym ludziom oferuje japoński rynek pracy. Dziewczyny, Meikio i Ai mogą liczyć jedynie na rolę OL, czyli office lady (odpowiednik naszej sekretarki, jednak o mniejszej odpowiedzialności, której rola ograniczona jest prawie wyłącznie do tego, aby ładnie wyglądać). Chłopaki mają trochę łatwiej. Takeda, pracuje jako ilustrator w jednej z gazet, Billy pomaga ojcu w rodzinnej aptece, natomiast Kato. No cóż, on nadal studiuje, jak sam mówi, na szóstym roku . W wolnych chwilach paczka zbiera się w lokalnym studiu nagraniowym na próbach kapeli Rotti, którą wspólnie założyli w ramach uczelnianego klubu muzyki rozrywkowej.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -