Archive for 2012

#105 Rok wielkich sportowych nadziei, czyli mangowe podsumowanie 2012 roku

Rok 2012 zapisze się w historii naszego kraju, jako rok w którym większość naszych obywateli poczuła prawdziwą dumę z tego, że są Polakami. Wszystko to za sprawą rozgrywanych w Polsce i na Ukrainie piłkarskich mistrzostw Europy. Nie, nie byliśmy dumni z naszej reprezentacji, o której grze chcielibyśmy zapomnieć, ani z TVP, która, chyba jako jedyna telewizja na świecie, nie transmitowała ceremonii zamknięcia turnieju. Byliśmy dumni z nas wszystkich, tych którzy poderwali się do zrywu narodowego, niespotykanego od czasów marszów przeciw komunie. Cóż z tego, że drogi dziurawe, a stadiony nie do końca funkcjonalne, ważne, że kibice, którzy zwykle, są postrzegani negatywnie, tym razem stanęli na wysokości zadania i przystroili nasz kraj w biało-czerwone barwy, nawet na czas, gdy nasza reprezentacja już dawno odpadła, czym zadziwiliśmy Europę, bo przecież na Olimpiadzie damy czadu. Prawda? Nieprawda! Były to najgorsze Igrzyska w naszym wykonaniu od 1956 roku. Mnie osobiście najbardziej boli, że zawiedli siatkarze, nasza największa medalowa nadzieja. Na szczęście przyszła zima w której Kamil Stoch... musi szukać formy już po pierwszych konkursach skoków.

Jak widać nasi sportowi działacze mają spore pole do popisu, jeżeli chodzi o postanowienia noworoczne. Na szczęście nasi rodzimi wydawcy mang, będą żegnać kończący się rok w kompletnie innych nastrojach, ponieważ zanotowali oni chyba najlepszy rok w historii. Rok, który stanął nam pod znakiem całej masy różnorakich nowości, których w kwietniu spodziewałem się maksymalnie ośmiu, a było ich (jeżeli dobrze policzyłem), aż siedemnaście (!). Najwięcej, bo aż cztery, zgotowało nam Waneko (Batlle Royale, Walcome to NHK, Pandora Hearts i Kagen no Tsuki), dalej solidarnie po trzy nowości wydali JPF (Resident Evil: Marhawa Desire, Klan Poe i Soul Eater), Studio JG (Demon Maiden Zekuro, VassalordStigmata) i Kotori (Keep Out, Beautiful Days i Neo Arkadia). Dwa tytuły sprowadziło na nasz rynek Yumegari (Carciphona i Grimms Manga). Tylko jedną nowość zaproponowało nam Hanami (Nawiedzony Dom). Do tego doszedł jeszcze Spalony Różaniec od Edytora-Drukarni-Wydawnictwa (wiem pokręcona nazwa). Oczywiście dla zachowania równowagi część serii się zakończyła lub czeka na to, aż ciąg dalszy zostanie narysowany (Highschool of the dead). Takich serii było dziesięć. Mieliśmy również jedno wznowienie (D.N.Angel, od JPF-u), choć mówiło się o dwóch. W 2012 upadło jedno wydawnictwo, Omikami, co jednak jest nie wielką stratą, gdyż nie zdążyli oni niczego wydać. Co więcej, ich miejsce szybko zajęło Kotori, które śmiało można nazwać duchowym spadkobiercą Omikami. W czerwcu, prace rozpoczęło jeszcze jedno nowe wydawnictwo, Yumegari i już zelektryzowało fandom zapowiedzią wydania w 2013 roku manhwy The Breaker. Jakby tego było mało, mieliśmy w mijającym roku w Polsce, aż dwie (!) światowe premiery. Pierwsza odbyła się 8 czerwca i była to premiera komiksu Resident Evil: Marhawa Desire, druga miała miejsce 2 listopada, kiedy to świat po raz pierwszy ujrzał 13 tom Neon Genesis Evangelion. Za oba te wydarzenia odpowiadał JPF. Mieliśmy również kolejną małą mangową aferę, a to za sprawą dziennikarki Przewodnika Katolickiego, która próbowała przekonać świat, w bardzo nierzetelnym artykule, podkreślmy, że konwenty to jedna wielka wylęgarnia wszelkiego zła i szatana. Na domiar złego konflikt pana Yukito Kishiro z japońskim wydawnictwem Shueisha znalazł wreszcie, w 2012 roku, swoje rozwiązanie. To na minus, bo postanowienia "pojednania" doprowadził do tego, że cały świat może kupować serię Battle Angel Alitę (GUNNM) tylko i wyłącznie z drugiej ręki, a nie bezpośrednio od wydawców.

#104 Manga nad Wisłą #12

Koniec roku zbliża się wielkimi krokami i lada dzień zostaniemy zasypani całą masą wszelkiego rodzaju podsumowań. Także i ja, jak co roku, zamierzam opublikować takowe (a co!). Wcześniej jednak szybki przegląd zapowiedzi i premier listopada i grudnia 2012 roku. Roku, który, pomimo zapowiedzi niektórych, nie zakończył naszej egzystencji, albo chociaż naszej cywilizacji i, ku mojej rozpaczy, nie rozpoczął postapokalipsy.

Listopad 2012

Listopad minął fanom anime w Polsce pod znakiem JPF-u, który wręcz zasypał nas zapowiedziami i ogłosił, że w 2013 roku wyda ponad 60 tomików mang. Nie zazdroszczę więc osobom, które mają zamiar kupić je wszystkie (są w ogóle tacy!?), ale po kolei. Najpierw dowiedzieliśmy się, że pierwszy tom Doubt, który ma zastąpić Fullmetal Alchemist ma mieć swoją premierę 28 stycznia 2013 roku. Drugi tom zaś trafi do sprzedaży 14 marca. Na stronie wydawcy można już zamawiać ten komiks w przedsprzedaży. O serii pisałem tu i tu. Kolejna zapowiedź dotyczyła wydań z serii Mega Manga na cały 2013 rok. Tak więc wiemy, że kolejnym, po Klanie Poe, będzie horror z rybami w tle, czyli Gyo, autorstwa Junji Ito (Uzumaki: Spirala), którego możemy spodziewać się w marcu. Następny będzie 7 Billion Needles, autorstwa Nobuaki Tadano. Pierwszy tom tej mangi zapowiedziany jest na czerwiec, drugi, który będzie równocześnie ostatnim, na wrzesień przyszłego roku. O obu tych seriach pisałem tutaj. Ostatnią na liście Maga Mang zapowiedzianych na 2013 rok jest kolejny horror Junji Ito, Black Paradox, który zostanie wydany w jednym tomie. Ta stosunkowo nowa, bo z 2009 roku, historia japońskiego mistrza obrazkowej grozy, opowiada o grupce ludzi, która spotyka się w celu popełnienia zbiorowego samobójstwa. Jak szybko się okaże, zadanie to nie będzie takie proste, gdyż całemu temu przedsięwzięciu będą towarzyszyć naprawdę dziwaczne i niepokojące, zarazem, zjawiska. Czy nasi bohaterowie osiągną swój cel, czy jednak życie ma wobec nich inne plany? Tego dowiemy się dopiero w grudniu 2013 roku. Niestety wszystkie wymienione tytuły będzie można zamawiać wyłącznie poprzez stronę internetową wydawcy. Podyktowane jest to zbyt wysokimi kosztami produkcji hurtowej. Prócz tego JPF na facebooku ogłosił gotowość do wydania They Were Eleven, Moto Hagio. Grupa dziesięciu kadetów zostaje wysłana na rozpadający się statek orbitujący wokół pewnej gwiazdy. Celem studentów jest przeżyć jak najdłużej z tego co mają pod ręką. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że przystępujących do testu jest nie dziesięciu, a jedenastu, co więcej ten ostatni nie gra czysto. Wydanie tego tytułu jest zależne od wyników sprzedażowych Klanu Poe, tej samej autorki. Miejmy nadzieję, że wyniki te będą dobre, bo ja osobiście czuję głód starych s-f. 

#103 Marvel znów w polskich kioskach!!! Recenzja The Amazing Spider-man: Powrót do domu.

(recenzja obejmuje pierwszy tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela)

Spider-man jest jedną z czterech postaci, obok Kaczora Donalda, Asterixa i Son Goku, które ukształtowały mnie jako komiksiarza. Wszystkie komiksy z tymi bohaterami jakie posiadam kupiłem w pobliskim kiosku. Wyjątkiem były opowieści od TM-Semic które, z racji kontroli rodzicielskiej, były wtedy poza moim zasięgiem. Tak więc moja wiedza na temat ścianołaza, przez długi czas, opierała się głównie na serialu animowanym z lat '90. Zmiana przyszła nie tak dawno temu, gdy Mandragora wydała dwa zbiorcze wydania pierwszych komiksów z lat '60, XX wieku z pająkiem w roli głównej. Dzisiejsi fani mają nieco ułatwione zadanie. Do tej pory nakręcono cztery pajęcze filmy kinowe, w Disney XD można oglądać serial Mega Spider man, a w kioskach znów można znaleźć pierwszy tom nowej kolekcji od Hachette, którego głównym bohaterem jest właśnie pajęczak.

Spider-man zawsze był postacią której się nie układało, a to  problemy w szkole, a to kolejna kłótnia z dziewczyną. Atak jakiegoś super łotra, który, ot dla zabawy, postanowił zniszczyć pół miasta lub, jak już trafia mu się jakiś dzień wolny, to, jak na złość, przypomina sobie o nim pewien wesołek z Daily Bugle, który każdą bohaterską akcję Pająka przemianuje na, co najmniej, atak terrorystyczny. Cały ten natłok wydarzeń sprawił, że Peter dość daleko oddalił się od tego co go ukształtowało. Ten stan rzeczy postanowił zmienić J. Michael Starczynski, scenarzysta, który ponownie umieścił Parkera w szkole. Tym razem jednak nie w roli ucznia, ale nauczyciela, który będzie starał się pomagać dzieciakom, które przeżywają ciężkie chwile w ogólniaku. Powiedzmy sobie szczerze, w tamtych czasach nikt z nas nie lubił ludzi wymykających się z ogólnie przyjętych ram. Zezowatych, garbatych, pryszczatych, czy tych pogryzionych przez radioaktywne robale. Nie lubiliśmy zwłaszcza kujonów, pupilków nauczycieli, którzy jak na złość postanowili nie brać udziału w zawodach, w których wygrywa ten, który wymyśli i wprowadzi w życie jak najidiotyczniejszą zabawę. Cóż, nie oszukujmy się, to właśnie mózgowcy, za kilka lat, zostaną szefami idiotów. Jadnak najpierw trzeba przeżyć szkołę, co nie dla wszystkich jest takie łatwe. Szkoła do której uczęszczał kiedyś Peter, dobre czasy ma już za sobą. Odpadający tynk, odsłania gołe ściany, które momentalnie są zamalowywane przez bandy grafficiarzy, a zła sława szkoły tylko pogłębiła różnice pomiędzy uczniami. Nowy nauczyciel szybko odkrywa, że bezpośrednia interwencja, nie jest dobrym pomysłem i bardziej szkodzi niż pomaga, ale od czego ma się wybitny umysł z którym mogliby konkurować jedynie Tony Stark, Reed Richards, czy Bruce Banner. Oczywiście historia o superbohaterach nie może składać się wyłącznie ze szkolnych problemów, musi również, jeśli nie przede wszystkim, zawierać w swojej fabule jakiegoś super-świra dybiącego na życie głównego bohatera. Tutaj Starczynski cofnął się tak daleko jak tylko się dało. Do radioaktywnego pająka. Nie, Spider-man nie będzie walczył z wskrzeszonym, super obrzydliwym, radioaktywnym pająkiem, ale z gościem, który chciałby moc tego pająka przejąć. Pojedynek z Morlunem stanowi jakieś 40% opowieści i przyznam, że gdy pierwszy raz przeczytałem tę historię trochę mi to przeszkadzało. Kilkugodzinna klepanka non-stop wydawała mi się zbyt mocno przesadzona, nawet jak na standardy superbohaterskie. Po ponownym przeczytaniu zmieniłem nieco zdanie. Dokładniejsze wczytanie się w historię pozwoliło mi dostrzec, że scenariusz tej walki jest dokładnie rozplanowany. Spider bije się mimo, że jego szanse na zwycięstwo wynoszą zero. Robi to jednak, bo musi, bo właśnie to idzie w parze z wielką odpowiedzialnością. Ciężko to odnieść do rzeczywistości, ale sprawia to, że do definicji superherosa możemy dopisać, że NAPRAWDĘ walczy do końca.

#102 Manga nad Wisłą #11b

Już na pierwszy rzut oka widać, że tegoroczny październik wpisuje się w pewną tendencję. Trend jest taki, że na polskim rynku mangowym więcej dzieje się w miesiącach parzystych. Jeżeli się to utrzyma to czeka nas niezwykle ciekawy grudzień. Wróćmy jednak do drugiego miesiąca jesieni i przypatrzmy się jego premierom.

1 października swoją premierę miała Pandora Hearts, Jun Mochizuki. Wydarzenie to poprzedziła seria ankiet przeprowadzona latem przez wydawnictwo Waneko. Fani byli dość jednogłośni i zadecydowali, aby imię głównej bohaterki brzmiało Alice (a nie Alicja) oraz, że nazwy łańcuchów mają być tłumaczone następująco. Te które w oryginale były zapisane w języku japońskim, będą tłumaczone na polski, natomiast te, które w oryginale były nazywane z angielska, nie będą tłumaczone, co ciekawe ankieta ta nie przewidywała, aby wszystkie nazwy pozostawić w oryginale. Fakt ten może zaowocować podobną rzeczą jak w przypadku Bleach'a, a mianowicie fanatycy będą bojkotować serię, bo tłumaczenie nazw i nie pasuje. Drugi tom tej serii został zapowiedziany na grudzień. Szerzej o serii pisałem tutaj (tutaj małe sprostowanie na dzień dzisiejszy seria liczy już 18, a nie jak pisałem poprzednio 17 tomów). Kolejną premierą jest wydanie 18 października dwunastego, tomu mangi D.N.AngelYukiru Sugisaki przez JPF. Można zadać pytanie: "jaka premiera?". Cóż ostatni tom tej serii ukazał się u nas ponad trzy lata temu i wielu fanów straciło już nadzieję na wznowienie tej serii, mierzyńskie wydawnictwo jednak nie zawiodło. Szybko przypomnę fabułę. Głównym bohaterem serii jest czternastoletni Daisuke Niwa, którego ciało nawiedza duch legendarnego złodzieja dzieł sztuki Dark Mousy. Na tę przypadłość "cierpiało" wielu męskich członków jego rodu. To co szczególne w złodzieju to fakt, że informuje on wcześniej o swoich zbrodniach. Szalone? Być może, ale jakoś trzeba pchnąć fabułę do przodu. 

#101 Manga nad Wisłą #11a

Rynek mangi w Polsce rozwija się niezwykle prężnie. Dla mnie może trochę zbyt prężnie, co  skutkowało tym, że postanowiłem przerzucić się na komiks super bohaterski. Z jednej strony potrzebowałem odmiany z drugiej zaś, ilość nowych tytułów nieco przerosła możliwości mojego portfela. Do podjęcia przeze mnie tej decyzji przyczyniła się również struktura polskiego rynku komiksu japońskiego, który ostatnimi czasy postawił na tasiemcowate shonen'y*, których już za chwilę będziemy mili na rynku aż pięć. Oczywiście nie jest tak źle, ilość tytułów ambitnych również nieco się powiększyła, jednak  takich cudeniek jak Pluto, czy Ikigami, ciągle jest jeszcze mało. No i oczywiście Hachette ruszyło ze swoją Wielką Kolekcją Komiksów Marvela (zawieszoną po czterech tomach na czas nie określony), co nie było bez znaczenia.

Zdaję sobie sprawę, że ostatnie wydanie Mangi... opublikowałem 147 dni temu. Nie zdziwię się więc, kiedy wielu z Was uzna to wydanie za, przynajmniej częściowo, mocno nie aktualne. Ja jednak nie lubię pozostawiać dziur czasowych, dlatego postanowiłem skomentować wszystko co działo się podczas tego okresu. Dla twojej wygody Drogi Czytelniku ułożyłem je w kolejności chronologicznej, abyś mógł/mogła łatwo wybrać tylko te informacje, które Cię interesują.

Lipiec 2012

Początek lata 2012 to, tak jak w przypadku innych lat, chwila na odciążenie portfela fanów, którzy w tym okresie inwestują głownie w konwenty. Nie mniej jednak, w miesiącu lipcu, mieliśmy dwie premiery, co ciekawe odbyły się one tego samego dnia, a mianowicie w poniedziałek, 23 lipca. Za pierwszą nowość odpowiada nowe wydawnictwo Yumegari. Komiks Carciphona, o którym mowa, nie jest do końca mangą, gdyż jej autorka jest Chinką, więc komiks ten określimy mianem manhua. Akcja opowieści dzieje się w świecie w którym używanie magii jest surowo zabronione, a każdy jej użytkownik jest skazywany na śmierć. Na dzień dzisiejszy wydano wszystkie z dwóch tomów tego komiksu (drugi został wydany we wrześniu). Seria ta jest jednak nadal kontynuowana, więc pewnie jak tylko kolejny tom zostanie już narysowany również i polscy fani będą mogli się nim cieszyć. Warto zatrzymać się na chwilę przy autorce, Shilin Huang, która jest świetną ilustratorką, niestety w samym komiksie nie rozwinęła ona skrzydeł co sprawia, że genialna okładka może być nieco myląca. O tytule pisałem szerzej tutaj. Drugą lipcową nowością był Vassalord od studia JG. Seria ta kierowana jest głównie do dziewcząt i opowiada historię męsko-męskiej przyjaźni między wampirami. Drugi tom tej serii wyszedł w październiku, kolejny jest zapowiadany na ten miesiąc. O tytule szerzej pisałem tutaj

Ostatnia przygoda superherosa. Recenzja komiksu All Star Superman.

Wszyscy młodzi chłopcy w pewnym wieku chcą być kimś super. Strażakiem, wokalistą rockowym, albo swoim tatą. Przez lata śledzimy losy naszych idoli i podziwiamy ich za to jacy są. Wszystkie swoje siły koncentrujemy na to, żeby kiedyś stać się kimś takim jak oni. Gdy dorastamy zaczynamy, jednak dochodzić do wniosku, że nic nie jest idealne, że każdy diament ma jakąś skazę. Sprawia to, że wszystkie swoje dotychczasowe kroki kierujemy w zgoła odmienną stronę i zaczynamy powątpiewać w super moce naszych idoli. Podobnie jest z fanami komisu super bohaterskiego. Na początku chcemy być tacy jak oni. Chcemy chodzić po ścianach, czy też latać. Natomiast, później, gdy przychodzi otrzeźwienie, zaczynamy zastanawiać się gdzie kryje się ich granica i jak można ich uśmiercić. 

Pierwsze komiksy z serii All Star amerykańskie wydawnictwo DC zaczęło wydawać w latach '40 XX wieku. To właśnie na kartach tej serii zadebiutowała seksowna, super amazonka Wonder Woman oraz pierwsza drużyna super bohaterów w historii komiksu czyli Justice Society of America (w skład której wchodzi od lewej: Atom, Sandman, Spectre, Flash, Hawkman, Doctor Fate, Green Lantern oraz Hour-Man). Seria przetrwała na rynku ok. 10 lat. Ponownie ruszyła w 1976 roku, jako pierwsza regularna seria, której akcja odgrywała się w nowym continuity wydawnictwa DC (tzw. Ziemia-Dwa). Na kartach tej serii zadebiutowała m.in. kuzynka Super mana, Power Girl. Seria ta wytrzymała na rynku amerykańskim 5 lat. Na początku XXI wieku w głowach redaktorów wydawnictwa DC narodził się pomysł, reaktywacji serii. Podobnie jak w latach '70 miała ona pokazywać alternatywne dzieje superbohaterów, nie ograniczając się jednak tylko i wyłącznie do JSA. Ostatecznie w latach 2005-2008 wydano tylko dwie przygody z tej serii. Co ciekawe obie wydano w Polsce. Były to All Star: Batman i Robin, cudowny chłopiec Frank'a Miller'a (scenariusz) i Jim'a Lee (rysunki) oraz All Star: Superman.

(D)Oda do komiksu #4

W moim prywatnym zestawieniu piosenek (choć w niewielkim) stopniu inspirowanych komiksem mamy wynik 7 do 2 dla naszych. Dzisiaj zagraniczne piosenki będą mogły nadrobić tę stratę. Jednak, żeby nie miały za dobrze rozpoczniemy od polskiego projektu, artysty którego filozofia czterech galaktyk zainspirowała mnie do stworzenia tego cyklu.

10. Kosmostumostów (L.U.C. & Trzeci Wymiar)

L.U.C., a właściwie Łukasz Rostowski, jest jednym z tych artystów, których nie wypada nie znać, nawet jeżeli nie lubi się rapu. To trochę jak z Lalką Prusa, nikt jej nie lubi, ale znać trzeba, choć tu mamy do czynienia z nieco ciekawszą produkcją. L.U.C. to jeden z tych twórców, którzy rzeczywiście chcą coś przekazać swoją piosenką. Nie bawi go nagrywanie kolejnych piosenek o miłości, on woli opowiadać o historii i sztuce. Lubiliście historię w szkole? Nie!? Pewnie nie uczyli was jej ludzie pokroju Lao Che, czy L.U.C.-a. Jak pisałem we wstępie Łukasz Rostowski jest twórcą filozofii, mówiącej, że wszystkie cztery dzieciny sztuki, czyli muzyka, literatura, film i grafika, wzajemnie się przenikają. Klip do kawałka Kosmostumostów jest świetnym dowodem na to, że rzeczywiście tak jest.


Pierwsze wrażenia #10- Welcome to NHK

(Recenzja obejmuje pierwszy tom komiksu)

Witajcie w świecie wszelkiej maści maniaków i zboczeńców. W świecie ludzi, którzy świadomie i dobrowolnie porzucili swoje dotychczasowe życie w społeczeństwie. W świecie ludzi, którzy zamknęli się w ciasnych czterech ścianach własnych pokojów, sam na sam ze swoimi grzesznymi myślami. W świecie ludzi, którzy zagubili się we współczesnym świecie. W świecie współczesnych pustelników. Witajcie w świecie hikikomori!



Japonia to kraj wielu sprzeczności. Z jednej strony znajduje się ona w czołówce najbardziej rozwiniętych państw świata. Z drugiej, zaś jej mieszkańcy, są bardzo mocno związani z tradycją swoich przodków. Niektórzy mieszkańcy tego kraju spędzają w pracy po 12 godzin dziennie, inni postanowili resztę swojego życia spędzić w pokoju, żerując na zdrowej tkance społeczeństwa. Zjawisko to, zwane hikikomori (jap. społeczne wycofanie), jest sporym problemem japońskiego społeczeństwa (występuje jednak również w innych krajach Azji). Zapadają na nie głównie osoby dopiero wchodzące w dorosłe życie, głównie mężczyźni, bojący się sprostać wyzwaniom jakie stawia przed nimi współczesne społeczeństwo. Zamykają się oni na kilka miesięcy lub nawet kilka lat we własnych pokojach, opuszczając je tylko wtedy gdy na 100% są pewni, że nikogo po drodze nie spotkają. Komunikują się oni ze światem wyłącznie za pomocą internetu, który jest ich jedynym źródłem informacji i rozrywki. Właśnie takim człowiekiem jest Tatsuhiro Satō, 22 letni chłopak, który 4 lata temu postanowił zerwać swoje kontakty ze światem zewnętrznym, główny bohater nowej propozycji od wydawnictwa Waneko, mangi Welcome to the NHK.

Pierwsze wrażenia #9- Wielka kolekcja komiksów Marvela

(Recenzja obejmuje dwa pierwsze tomy polskiego wydania)


Każdy młody chłopak ma w swoim życiu taki okres w którym marzy o tym, aby zostać superbohaterem i bronić z całych sił rzeczy dla niego najważniejszych. Mamy, czy ulubionych zabawek. Z czasem odkrywamy, że super moce przydałyby się nam również do imponowania dziewczynom, jednak one przychodzą później. Najpierw chcielibyśmy pochwalić się nimi naszym najlepszym kumplom i wraz z nimi zbawiać świat. Po latach wielu z tych fantazji wyrasta. Stwierdza, że w dorosłym życiu super moce na niewiele mogą się zdać. Inni zaś do końca wierzą, że obudzą w sobie Wolverine'a, Ironaman'a, czy innego Spiderman'a.

Pierwsze wrażenia #8- Mega Spider man

(Recenzja obejmuje pierwsze pięć odcinków serialu Mega Spiderman)

Spiderman, jeden z najbardziej rozpoznawalnych super bohaterów na naszej planecie, bawi już trzecie pokolenie czytelników. Tak, tak, Drodzy Państwo, ścianołaz w zeszłym miesiącu świętował swoje 50 urodziny. Zastanawiacie się pewnie, jak to możliwe, że przez tyle czasu, wciąż jest w świetnej formie i jak udało mu się zaskarbić miłość, aż tylu czytelników. Cóż, kiedyś wystarczały świetne rysunki i nietuzinkowe scenariusze. Dziś o popularności danego tytułu decyduje ilość sprzedanych gadżetów oraz wielkość widowni filmów z danym bohaterem. Ostatnio szczególnie ci ostatni mają duży wpływ na sprzedaż komiksów. Co, niestety, zaczyna powoli doprowadzać do różnorakich absurdów np.: wygląd niektórych komiksowych postaci upodabniany jest do swojego filmowego odpowiednika (sic!). My jednak wróćmy do pajęczaka.

Jupi! Zaczynamy!

Koniec Mrocznego Rycerza. Recenzja filmu Bataman: Mroczny Rycerz Powstaje.

I wreszcie poświęcenie, cnota ostateczna. To właśnie ona winna być zwieńczeniem życia każdego szlachetnego męża, aby jego śmierć w niczym nie ustępowała jego dotychczasowym czynom. Prawdziwie błogosławionym, będzie ten który będzie miał możliwość zdobyć się na nią więcej niż jeden raz. Cnota ta jest o tyle wyjątkowa, że porwać się na nią może każdy, również ten będący głupcem sprzeciwiającym się naszym naukom. Gdy ktoś taki poświęci swe życie w imię ocalenia tego świata, winien być w naszych oczach oczyszczony ze swoich win. Pamięć o tym mężu winna żyć w naszych pieśniach, a jego plugawe czyny zapomniane i wykreślone z ksiąg. Jednak jeżeli do końca będzie trwał w swoich przekonaniach, należy przypominać jego historię, jako ostrzeżenie i dowód na to, że mimo, iż on poświęcił wszystko, my nadal istniejemy. 

Anonimowy, Droga prawdziwego Cienia


Pierwsze wrażenia #7- Resident Evil: Marhawa Desire

(recenzja obejmuje pierwszy tom polskiego wydania)

Wraz z premierą filmowej adaptacji książki Stephenie Meyer pt: Zmierzch, rozpoczął się w popkulturze boom na opowieści o stworach nocy. Wysportowane ciała wampirów, wilkołaków oraz im podobnych, wylewające się z ekranów telewizorów, komputerów i telefonów, pobudzają wyobraźnie nastolatek oraz skutecznie psują prasę ich krwiożerczych kuzynów z dawnych opowieści. Na całe szczęście, los łagodniej obszedł się zombie. Mimo sporej popularności żywe trupy występują wyłącznie w historiach z pogranicza postapokalipsy i horroru. Póki co, nie przybierając formy przystojnych truposzy, łamiących niewieście serca.

8 czerwca 2012 roku to dla polskiego rynku komiksowego data przełomowa. Pierwszy raz bowiem zdarzyło się, żeby premiera zagranicznego komiksu odbyła się tego samego dnia w Polsce i na świecie. Stało się to możliwe dzięki staniom wydawnictwa JPF, które sprowadziło na nasz rodzimy rynek mangę Resident Evil: Marhawa Desire. Za scenariusz tej opowieści odpowiada firma CAPCOM. Powinno to przypaść do gustu zwłaszcza zapalonym fanom serii gier spod szyldu RE. Inni czytelnicy zaś, nie powinni mieć złudzeń. Marhawa Desire jest częścią kampanii promocyjnej gry Resident Evil: Operation Racoon City, co skutecznie uniemożliwia tchnięcie w tą opowieść czegoś oryginalnego. Bohaterami opowieści są profesor Doug Wright, specjalista w dziedzinie bioterroryzmu, wykładający na Uniwersytecie Bennett w Singapurze oraz jeden z jego studentów Ricky Tozawa, prywatnie siostrzeniec profesora. Owa dwójka zostaje zaproszona do najbardziej elitarnej uczelni w Azji, tytułowej Marhawy, w celu zbadania przypadku zombifikacji. Szkole tej przewodzi demoniczna matka Garcia, niegdysiejsza ukochana naszego profesora, która pilnie strzeże tajemnic placówki, którą zarządza. 

Relacja z konwentu Animatsuri: Konflikt okresu Sengoku

Warszawa. Miasto o który napisano niezliczoną ilość hymnów, pieśni i piosenek. Miasto, którego dzieje można śledzić w kronikach i na płótnach wielkich mistrzów. Wreszcie, miasto, które, siłą rzeczy, zawsze było w centrum wydarzeń decydujących o losie naszej ojczyzny. Nie dziwi więc, że to właśnie tu, 14 lipca 2012 roku odbyła się inscenizacja jednej z ważniejszych bitew w historii Japonii. Na wstępie muszę Wam przyznać, że do końca nie wiedziałem czy wybiorę się na tegoroczne Animatsuri. Ekipa z którą miałem jechać, sukcesywnie się rozpadała. W końcu, na kilka dni przed wyjazdem, gdy miałem już jechać po bilety na pociąg, okazało się, że jadę wyłącznie ze swoją o sześć lat młodszą siostrą, Weroniką, dla której miał być to pierwszy w życiu konwent.

Honorowy patronat objęła ambasada Japonii
Podróż z Bydgoszczy do Warszawy przebiegła nam bez większych nieprzyjemności. Można wręcz powiedzieć, że aż do Torunia jazda była wręcz komfortowa, gdyż oprócz nas w przedziale siedziała tylko jedna pani. Potem już, nasz przedział sukcesywnie się wypełniał. Do stolicy naszego kraju dojechaliśmy około godziny siedemnastej, czyli na godzinę przed rozpoczęciem imprezy. Podróż z peronu do szkoły konwentowej przebiegła nam sprawnie i szybko. Dużo szybciej niż się spodziewałem, gdyż początkowo zakładałem, że będziemy długo kluczyć po mieście. Bardzo pomocna okazała się dokładna mapka dojazdu, zamieszczona na stronie internetowej organizatorów. Pierwsze co ukazało się naszym oczom to kolejka, bardzo długa kolejka, wychodząca, aż poza teren XXI LO im. Hugona Kołłątaja. Tu przydały się nam nasze dziennikarskie wejściówki, umożliwiające nam ominięcie kolejki i szybkie dostanie się na teren konwentu. Ciekawostką jest fakt, że ochrona wpuszczała najpierw osoby bez rezerwacji. Być może akurat wtedy, to właśnie to stanowisko było wolne. Po ominięciu ochrony skierowaliśmy się do okienka dla VIPów, gdzie pojawił się pierwszy zgrzyt. Otóż okazało się, że nie ma nas na liście. Miła pani długo szukała naszych nazwisk, w końcu jednak dopisała nas na nią i pozwoliła przejść, wręczając uprzednio plan atrakcji, informator (zawierający kilka stron z komiksu Usagi Yojimbo), znaczek z maskotką stowarzyszenia Animatsuri, czyli z Echiko Matsuri, Usagiego w wersji zrób to sam i bransoletkę, którą mieliśmy obowiązek pokazywać przy wejściu na teren konwentu.

Manga nad Wisłą #10

Natłok pracy związany z sesją oraz Euro 2012 (bo jak tu nie oglądać meczy rozgrywanych u siebie) sprawił, że nieco zaniedbałem bloga. Na całe szczęście, tępa nie zwolnili polscy wydawcy. 8.06. swoją polską i światową premierę miał komiks inspirowany słynnym cyklem gier o zombiakach, czyli Resident Evil: Marhawa Desire. Jak się szybko okazało to nie ostatnia nowość oraz nie jedyna polska i równocześnie światowa premiera, która czeka nas w tym roku.

5 czerwca JPF ogłosił, że kolejną Mega Mangą będzie Rodzina Poe legendarnej japońskiej artystki Moto Hagio (która niedawno została odznaczona przez japoński rząd specjalnym medalem, przyznawanym za wybitne osiągnięcia akademickie i artystyczne oraz przysłużenie się na ścieżce rozwoju dorobku kulturowego kraju). Co ciekawe jest to tytuł, który w ankiecie wydawnictwa zajął ostatnie, siódme miejsce zdobywając 11% głosów. Pierwszy pięćsetstronicowy tom tego cudeńka zostanie wydany we wrześniu, drugi zaś trzy miesiące później. Na facebookowej stronie mierzyńskiego wydawnictwa można się zapoznać z ośmioma przykładowymi planszami pierwszego tomu tego komiksu. Przyznam szerze, że ja mam słabość do tego typu kreski, tak różnej od tego co widzimy dzisiaj w co drugim komiksie rodem z Japonii. W związku z tą premierą JPF rozpisał konkurs na projekt obwoluty polskiego wydania Klanu Poe. Do wygrania oprócz wiecznej sławy, oba tomy komiksu.

Manga nad Wisłą #9

Jest mi niezwykle przyjemnie, że dzięki polskim firmom specjalizujących się w wydawaniu  japońskich komiksów, mogę każde kolejne wydanie Mangi nad Wisłą rozpoczynać od informacji o nowym tytule sprowadzonym na polski rynek. Tym razem padło na kolejny shouneno-tasiemiec, czyli Pandora Hearts.

Zanim jednak przejdę do tych dobrych wiadomości (których w ostatnim miesiącu było naprawdę sporo) zacznę od tej jednej, jedynej złej. Wydawnictwo Hanami, postanowiło przełożyć premierę kolejnego, szóstego już, tomu Pluto z końca maja na koniec czerwca. Wydawnictwo tłumaczy to względami marketingowo-promocyjnymi. Kolejny rozdział śledztwa w sprawie tajemniczego mordercy robotów, będzie miał swoją premierę podczas Bałtyckiego Festiwalu Komiksu- GDAK, który odbędzie się w dniach 30 czerwca do 1 lipca. Ja osobiście jestem z tego powodu bardzo mocno niepocieszony. Poprzedni tom komiksu, był naprawdę świetny i z wypiekami na twarzy oczekiwałem kontynuacji, na którą będę musiał, niestety, poczekać nieco dłużej. Poza tym, boję się, że podobnie jak w zeszłym roku, wydawnictwo może zaniechać wydawania komiksów japońskich w wakacje. Oznaczałoby to, że przedostatni tom serii dostaniemy dopiero we wrześniu. Na chwilę obecną nie wiadomo również, kiedy zostanie wydany ósmy tom innego hitu Hanami, czyli Ikigami. Byłbym wielce ukontentowany, gdyby nastąpiło to też, przy okazji gdańskiego festiwalu.

Świt super bohaterów. Recenzja filmu The Avengers

Projekt The Avengers ruszył oficjalnie 14 kwietnia 2008 roku, kiedy to swoją światową premierę miał film Ironman z Robertem Downey Jr. w roli głównej. Po nim przyszła kolej na opowieści o przygodach Hulka, Thora i Kapitana Ameryki. Wreszcie w 2012 roku włodarze Marvela umieścili ich wszystkich w jednym filmie. Sam pomysł przypadł mi do gustu. Jednak jako antyfan ekranizacji komiksów, obawiałem się, że umieszczenie takiej ilości superbohaterów (a przecież mieli do nich dołączyć jeszcze Hawkeye i Czarna Wdowa) w jednej dwugodzinnej opowieści może się, po prostu, nie udać. Mimo wszystko postanowiłem zaryzykować i udałem się do kina. W jakim nastroju (i kiedy) z niego wyszedłem? Czytajcie dalej, a się przekonacie.

Drogie Panie, nie dajcie się zwieść on jest tym ZŁYM!
Badania nad kosmiczną kostką- Tesseract'em, prowadzone przez prof. Erik'a Selvig'a (Stellan Skarsgård) zwerbowanego przez S.H.I.E.L.D., po wydarzeniach z Thora, potwierdziły tezę, że może być ona użyta do rozwiązania problemu niedoboru energii na Ziemi. Kolejne eksperymenty wykazały, że kosmiczny artefakt jest nie tylko niezwykle wydajną baterią, ale również bramą do innego świata. Niestety, Ziemianie uzmysłowili sobie ten fakt, nieco zbyt późno. Chwilę po dokonaniu odkrycia portal się aktywował i przed zdziwionymi naukowcami zmaterializował się bóg oszustwa Loki (Tom Hiddleston), który po krótkiej walce przechwytuje kostkę i oddala się, wraz z nią, w nieznanym nikomu kierunku. Wydarzenie to sprawia, że głównodowodzący Tarczy, Nick Furry (Samuel L. Jackson) postanowiła stworzyć grupę szturmową złożoną z jednostek wybitnych. Tak oto w życie wchodzi projekt Mściciele.

Nie wszystko jest tym czym się zdaje. Recenzja anime Nisemonogatari.

Bakemonogatari był jednym z tych seriali, który podzielił fanów japońskiej animacji. Wielu wskazywało, że jest to anime przegadane, bardziej koncentrujące się na biustach bohaterek niż na, bądź co bądź, ciekawie zawiązanej fabule. Inni chwalili autorów za odważną zabawę animacją, będącą małą rewolucją, na skostniałym rynku anime. Wszyscy jednak podkreślali, że jest to seria którą należy znać, choćby po to, aby wyrobić sobie własne zdanie. Nic więc dziwnego, że animatorzy ze studia SHAFT postanowili pójść za ciosem i podjęli się kontynuacji tego dzieła. 

(podobnie jak w przypadku recenzji Bakemonogatari, towarzyszyć mi będzie moje alter ego (A.E.))

Tsukihi i Karen
dwie nowe dziewczyny do kolekcji

J.P. Historia w Nisemonogatari zaczyna się w chwili, gdy główny bohater serii Koyomi Araragi, budzi się  w opuszczonej szkole. W tej dawnej świątyni nauki, do niedawna rezydował specjalista od nadprzyrodzonych stworzeń Meme Oshino, który swego czasu pomagał chłopakowi w wypędzaniu demonów z ciał ponętnych dziewcząt.
A.E. Oh, jaka szkoda. Jakby co, to ja mogę go zastąpić.
J.P. Po dokładniejszych oględzinach miejsca swojego zniewolenia, nasz ex-wampir dochodzi do zaskakującego wniosku. Otóż okazuje się, że jest on przypięty kajdankami do stery krzeseł i szkolnych ław, a całej tej scenie przygląda się jego dziewczyna, Hitagi Senjougahara. Adeptka szkoły przybory-biurowe-ryo, która oznajmia, że będzie go tu więzić dopóki...
A.E. Zawsze wiedziałem, że ta dziewczyna, prędzej czy później zaproponuje takie zabawy.
J.P. ... dopóki miasta nie opuści niejaki Deishū Kaiki, który jako pierwszy podjął się zadania wypędzenia z jej ciała nawiedzającego ją ducha. Jak wszyscy wiemy, misja ta zakończyła się fiaskiem, jednak przedtem niedomorosły łapiduch, doprowadził do rozpadu rodziny Hitagi. Teraz, gdy znów się pojawił, dziewczyna pragnie się zemścić. 
A.E. Bardzo rozsądnie.
J.P. Znając jednak szlachetny sposób myślenia swojego chłopaka, postanowiła przedtem go uwięzić, aby nie wchodził jej w drogę. Teraz przed Araragi'm stoi naprawdę trudne zadanie. Po pierwsze, musi on przekonać swoją demoniczną dziewczynę, że jest w stanie jej pomóc. Po drugie nie dopuścić do zbytniego uszkodzenia Kaiki'ego. Po trzecie, jak by tego było mało, wszystko wskazuje na to, że w całą tę sprawę zamieszane są Ogniste Siostry, prywatnie (a jakże!) siostry głównego bohatera, które dość mocno podpadły tajemniczemu egzorcyście.

Pierwsze wrażenia #6- Pocky (czekoladowe)

Każdy człowiek niezależnie od tego gdzie mieszka, lubi dobrze zjeść. Problem jednak w tym, że różne szerokości geograficzne oferują różne okazy fauny i flory, które po wrzuceniu do garnka w przypadkowej kolejności tworzą tzw. potrawy. Niektóre z owych tworów, są tak popularne, że uzyskują status "narodowych" i stają się chlubą ludzi, którzy mają najłatwiejszy dostęp do tworzących je składników. Właśnie w ten sposób powstały: francuski crème brûlée, chińskie lap cheong czy tureckie köfte. Czy jednak któreś z nich możne liczyć na taką reklamę?

Mmmmniam...

Spiderman nocy letniej. Recenzja animacji The Spectacular Spider-man

Spiderman był jedną z tych postaci, obok Kaczora Donalda i Asterixa, które sprawiły, że zacząłem interesować się komiksem. Wszystko zaczęło się od serialu, który w latach '90 emitowała telewizyjna dwójka. Potem były komiksy TM-Semic, które pożyczałem od kumpli. Dziś na mojej półce, na honorowym miejscu, stoją dwa tomy Essentiali od Mandragory z przygodami ścianołaza. Paradoksalnie, ze Spajdim wiążą się także moje najgorsze wspomnienia związane z komiksem, czyli beznadziejna trylogia Sama Raimiego, która sprawiła, że przez długi czas trzymałem się z dala od ekranizacji komiksów.  

Twój przyjacielski pająk z sąsiedztwa
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem projekty postaci do najnowszego pajęczego projektu, pomyślałem sobie: "Boże! Znowu to zrobili. Czy naprawdę nie można zrobić porządnej, niekomiksowej serii o pająku?!". Zniesmaczony, nie zadałem sobie nawet trudu, aby zapoznać się z tą serią. Przełom nastąpił podczas prelekcji Z kadru w kadr, Igora Paszkowskiego, na którym miałem zaszczyt uczestniczyć podczas Pyrkonu. Prelegent  mocno zachwalał animację. No właśnie, animację, nie projekty postaci. Co do których był ze mną zgodny, są kiepskie (ciocia May bardziej przypomina nastolatkę, niż kobietę w podeszłym wieku, przez co wielu, przez pierwsze kilka odcinków, myli ją z Gwen Stacy). Kojarzą się one z durnymi kreskówkami rodem z Cartoon Network, którymi nie warto zawracać sobie głowy. Do tego, ich wtórność powoduje, że po obejrzeniu jednej serii, wiemy niemal dokładnie, czego można spodziewać się po kolejnych. W przypadku The Spectacular Spiderman sytuacja przedstawia się jednak nieco inaczej. Oszczędne projekty Sean'a Galloway'a, umożliwiły twórcom serialu stworzenie większej ilości klatek, a co za tym idzie sprawić, aby to co dzieje się na ekranie, było dużo dynamiczniejsze. Nie uświadczymy tutaj scen będących zbliżeniem na twarz bohatera z poruszającymi się ustami i resztą stojącą w bezruchu. W zamian za to ujrzymy dynamiczne walki, które, są przecież kwintesencją serii o superbohaterach.

Manga nad Wisłą #8

Mimo, iż mamy dopiero drugi kwartał 2012 roku można śmiało powiedzieć, że ten rok mija nam pod znakiem nowości. W tym roku mieliśmy już dwie (Battle Royale od Waneko oraz Nawiedzony Dom od Hanami), a czekają nas jeszcze co najmniej cztery (o szczegółach napiszę za chwilę). Po cichu liczę, jednak że w tym roku doczekamy się minimum ośmiu nowości.

Ten miesiąc przyniósł również, niestety i złe wieści. Założone 1.10.2011 roku wydawnictwo Omikami zakończyło swoją działalność. Przez pół roku działalności wydali oni jedynie powieść Anny Andrew Kroniki Niebios i Antologię Opowiadań Omikami. W tym czasie wydawnictwu nie udało się wydać ani jednego komiksu. Mimo to jest jeszcze nadzieja dla polskich fanek romansów męsko- męskich (zwanych w fandomie pod kryptonimem "yaoistki"). Beata Bamber, jedna z założycielek nieistniejącego już wydawnictwa, powołała do życia nowe. Jego nazwa to Kotori.  Nazwa ta oznacza "małego ptaka", czy też "ptaszka". Zastanawiam się tylko czy w języku japońskim słowo to ma również podwójne znaczenie, o podobnym wydźwięku. Tak jak jego poprzednik, Kotori, ma zamiar skupić się głównie na wydawaniu azjatyckich komiksów oraz książek o tematyce yaoi. Kontynuując to co zaczęło Omikami, wydawnictwo rozpisało konkurs na opowiadanie. Zwycięskie prace zostaną wydane w postaci kolejnej antologii.

Mroczne oblicze Batmana. Recenzja komiksu Batman: Zabójczy Żart.

Również i dziś Colleen musiała dłużej pozostać w pracy. Co mnie podkusiło, żeby wybrać ten skrót?- pomyślała. Gustowne pantofle na wysokim obcasie, dodające jej animuszu w kancelarii, nijak sprawdzały się na drodze która, kiedyś była chodnikiem. Dziś pozostały po nim jedynie pojedyncze kostki, wystające z piasku, co kilka kroków. Jak by tego było mało, zanosiło się na deszcz. Colleen, jednak z całych sił starała się tego nie zauważać, wszak była dziś umówiona z Barbarą na kurs jogi. Dziewczynie na pewno przyda się chwila relaksu zwłaszcza teraz, gdy jej ojciec jest tak nabuzowany. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego w końcu jest on szefem policji Gotham i to na jego barkach spoczywa obowiązek schwytania Jokera. Ten szaleniec, po raz kolejny uciekł z Arkham. O dziwo fakt ten wcale nie martwił Colleen. Przecież niemal na pewno, jak zwykle zresztą, przed zakusami clowna ochroni ich Batman. Ochroni on Colleen. Ochroni Barbarę i jej ojca. Ochroni całą resztę tego szalonego miasta.

Alan Moore to niewątpliwie jeden z największych twórców komiksu. Większość z jego dzieł nazywanych jest przełomowymi, niesamowitymi, czy po prostu świetnymi. To on stworzył V, Strażników, czy Niezwykłych Dżentelmenów. Do każdego podjętego projektu, ów scenarzysta podchodzi niezwykle poważnie. Realizując go z niezwykłą wręcz starannością. Czy ktoś taki może twierdzić, że "nie lubi" któregoś ze swoich dzieł? Okazuje się, że tak. Alan Moore nie lubi Zabójczego Żartu. Komiksu, który wstrząsnął światem Batmana. Dokonując w nim, jak się do niedawna wydawało, nieodwracalnych zmian. Przy okazji należy oddać włodarzom DC, że do realizacji tego, bądź co bądź ryzykownego kroku (Amerykanie nie lubią zbyt kontrowersyjnych zmian), wybrali właściwego człowieka. 

Pierwsze wrażenia #5- Battle Royale

(Recenzja obejmuje pierwszy tom polskiego wydania)

Totalitaryzm. Czym on tak naprawdę różni się od demokracji? Ludzie żyjący w tym systemie, tak samo jak my, jedzą i oddychają. Kochają i nienawidzą. Żyją i w końcu umierają. Być może rzadziej muszą słuchać polityków. Ale wszak, czy ci "inni" również, nie starają się przekonać swoich współobywateli, aby dzieli razem z nimi swoje myśli.

Tak właśnie myślał Shuuya Nanahara, uczeń ostatniej klasy liceum, jednej ze szkół średnich leżących na terytorium Republiki Dalekowschodniej Azji. Jedynym co mu przeszkadzało w systemie był zakaz grania rocka. Ten szczegół, nie przeszkadzał jednak naszemu bohaterowi w doskonaleniu swoich umiejętności w tym zakresie. Nanahara, był do tego stopnia bezczelny, że nie bał się dawać kameralnych koncertów swoim znajomym (również na świeżym powietrzu). Shuuya od małego wychowywał się w sierocińcu Jikeikan, gdzie to poznał swojego najlepszego przyjaciela Yoshitokiego Kuninobu. Jedno z jego najdawniejsze wspomnień dotyczy przysięgi złożonej przez nich ich opiekunce, którą poprzysięgli bronić. Dziś jednak może ją sobie odpuścić. Dziś jedzie wraz z całą klasą na szkolną wycieczkę. Co więc może pójść nie tak?

Relacja z Pyrkonu 2012

Nie jestem konwentowiczem. Do tej pory stroniłem od tego typu imprez. Ostatnio doszedłem jednak do wniosku, że skoro i tak siedzę już po uszy w popkulturze, to warto by po udzielać się również i na tym polu. Tak więc, gdy kolega zaproponował wyjazd na Pyrkon, nie wahałem się ani chwili.

Na tym zdjęciu znajduje się autor tegoż bloga. Znajdź go!
Do Poznania dojechaliśmy około godziny 14.00 w piątek. Wraz z nami z pociągu wylała się hałaśliwa fala rozentuzjazmowanych młodych ludzi, których garderoba zdradzała lekkie oznaki szaleństwa. Wszyscy zdążaliśmy w jednym kierunku. Naszym celem były hale Międzynarodowych Targów Poznańskich. Jednak już na samym początku drogi, byliśmy zmuszeni się rozdzielić, część z nas zdążała do hosteli, aby odebrać klucze do zamówionych pokoi i zostawić w nich bagaże. Natomiast ja i mój kolega Mqrcel, skierowaliśmy swoje kroki prosto do MTP. Po przekroczeniu progu hali naszym oczom ukazała się ogromna kolejka, a właściwie około dziesięciu kolejek, do dziesięciu różnych kas. Najciekawsze jest to, że wszyscy nowo przybyli ustawiali się w najdłuższej kolejce, tej obok wejścia. My natomiast, po szybkiej ocenie zastanej sytuacji, postanowiliśmy, na przekór wszystkiemu i wszystkim, stanąć w tej najkrótszej, dzięki czemu załatwiliśmy wszelkie formalności w około 5 minut. Miła pani w okienku, bardzo szybko nas obsłużyła. Wręczyła nam  stupięćdziesięciostronicową książeczkę z opisami atrakcji i mapką okolicy z wyszczególnionymi bankomatami oraz sklepami wraz z ich godzinami otwarcia oraz szesnastostronicowy suplement ze stablicowanym zestawieniem wydarzeń. Oprócz tego, pani ta, założyła na nasze nadgarstki czerwony pasek z logo konwentu (do wyboru były materiałowe, plastikowe lub papierowe, w zależności od tego, ile czasu miało się spędzić na konwencie, co ułatwiało weryfikację), który mieliśmy obowiązek pokazywać na każde wezwanie ochrony. Po zaobrączkowaniu, udaliśmy się do szkoły, gdzie spodziewaliśmy się zostawić nasze bagaże w jednej z sal zaadaptowanych na sleep room, jednak odbywające się tam ciągle lekcje sprawiły, że byliśmy zmuszeni zawrócić taszcząc na sobie ciężkie torby i plecaki. Wiadomo, w piątek po południu w szkole trwają lekcje, szkoda tylko, że pani w kasie, która wskazała mi drogę do szkoły, nie poinformowała mnie o tym, że będzie ona otwarta dla uczestników konwentu dopiero za jakieś trzy godziny. Na całe szczęście, nie było problemu z pozostawieniem bagaży pozostawieniem w szatni na terenie MTP. 

Manga nad Wisłą #7

Po ponad dwóch miesiącach mojej nieobecności w blogosferze spowodowanej pisaniem przeze mnie pracy inżynierskiej (wczoraj udało mi się obronić), wracam aby podsumować to co wydarzyło się w tym okresie na naszym rynku. Część z tych informacji może być mocno nieaktualna, jednak mimo to chciałbym się do nich odnieść. Nie czekajmy więc ani chwili dłużej. Zaczynajmy!

Ostatnie dni przyniosły nam bolesną wiadomość. 10 marca po długiej walce z chorobą zmarł Jean Giraud, szerzej znany jako Moebius. Polscy fani japońskiej kreski mogli zapoznać się z jego twórczością przy okazji wydanego w naszym kraju przez Hanami Ikara, do którego Moebius napisał scenariusz. Jean Giuard odwiedził nasz kraj tylko raz. Było to dokładnie 4 października 2008 roku, kiedy to gościł na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Michał R. Wiśniewski przy okazji tego wydarzenia napisał na swoim blogu tylko jedno zdanie. "Co można napisać, gdy odchodzą bogowie?". Myślę, że to wystarczy na opisanie kim był Moebius dla światowego komiksu.

Drugie urodziny

Minął rok.

Uff, ale ten czas leci. To już dwa lata, odkąd zdecydowałem się rozpocząć karierę blogera. Wiele osób w takich okolicznościach pisze, coś w stylu: "długo się wahałem/am czy zakładać bloga, bo myślałem/am, że nie będę miał/a/o o czym pisać". W moim przypadku było inaczej. Od samego początku wiedziałem, że tematów do opisywania, nie będzie mi brakować. Bardziej bałem się tego, że w pewnym momencie, mogę się wypalić i stracić chęć do dalszego aktualizowania bloga. Co ostatecznie parę razy się zdarzało. Na całe szczęście, chwile niemocy były dość krótkie i szybko wracałem do roli aktywnego komentatora. W dniu dzisiejszym Półka pełna komiksów obchodzi swoje drugie urodziny.

Manga nad Wisłą #6

Miniony rok najgorzej będą wspominać fani anime w Polsce. Na szczęście Ci którzy nie zdążyli się zaopatrzyć w DVD ze swoimi ulubionymi seriami, mają okazję to zrobić i to po bardzo przystępnych cenach. Sklepowi Yatta.pl udało się przekonać Kaze i Anime Gate, że zamiast niszczyć płytki warto jeszcze na nich trochę zarobić. Na stronach sklepu można zamawiać filmy po bardzo przystępnych cenach (już od 10zł). Sugeruję jednak pośpiech, gdyż są to już ostatnie egzemplarze. 

Niewątpliwie największą niespodziankę w ubiegłym miesiącu zgotowało nam Studio JG, które wydało styczniowy numer Otaku już w grudniu (a konkretnie 28.12.). Z jego okładki uśmiecha się do nas, w swoim mundurze (czy raczej mundurku) Czarodziejki z Księżyca, przesympatyczna Usagi Tsukino, która podbiła serca fanów, już na samym początku istnienia fandomu w Polsce. Oprócz tego, w środku, poza standardową masą recenzji (warto tu wspomnieć o recenzji Soul Hantera znanego z fal RTL7), znajdziemy zestawienie 10 najlepszych anime wydanych w naszym kraju (to na osuszenie łez po wycofaniu się z naszego rynku ostatniego gracza) oraz artykuł pod wyzywającym wręcz tytułem A co ty zrobiłeś dla fandomu?.

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -