Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 27 lip 2011

(Tym wpisem chciałbym zainicjować cykl artykułów w których będę recenzował serie komiksowe, których wydawanie nie zostało jeszcze w Polsce zakończone.)

(recenzja obejmuje tomy 1 i 2 polskiego wydania)

Atom Żelaznoręki, powszechnie znany szerszej publiczności jako Astro Boy, zadebiutował w kwietniu 1952 roku, to właśnie wtedy w Japonii wydano pierwszy tom jego przygód. Atom został stworzony przez profesora Tenmę, jako pierwszy robot o ludzkim sercu. Miał on zastąpić naukowcowi jego tragicznie zmarłego syna. Niestety, nawet najbardziej ludzka, technologiczna zabawka, nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu rodzica. Robot został sprzedany do cyrku, gdzie miał zabawiać beztroskie tłumy do końca swoich dni. To właśnie tam został zauważony przez profesora Ochanomizu, który pożałował biedaka i postanowił stworzyć mu w Japonii prawdziwy dom z mechanicznymi rodzicami i siostrą, Uran. Od tego czasu Atom stał się superbohaterem w świecie w którym ludzie i roboty żyją obok siebie.

Uwspółcześniony Atom
7 kwietnia 2003 to data narodzin Atoma. Została ona ustalona przez samego autora jego przygód, Osamu Tezukę, zwanego "bogiem mangi". Człowiek ten miał wpływ na twórczość wielu dzisiejszych artystów. Nic więc dziwnego, że postanowili oni w sposób szczególny uczcić "narodziny" jego najsłynniejszego dziecka. Na pomysł przypomnienia publiczności epizodu Największy robot na Ziemi wpadł Naoki Urasawa, autor takich hitów jak Monster czy 20th Century Boys. Początkowo przeciwny temu pomysłowi był Macoto Tezuka, najstarszy syn Osamu, który stwierdził, że jest jeszcze za wcześnie na robienie remake'ów dzieł jego ojca. Urasawa pozostawał jednak nieugięty i przygotował serię szkiców, które miał zamiar pokazać pierworodnemu "boga mangi". Jego upór został nagrodzony i Macoto Tezuka postanowił zgodzić się na wydanie komiksu, postawił jednak jeden warunek: Urasawa nie ma naśladować stylu Tezuki, ma stanąć z nim w szranki i udowodnić, że potrafi opowiedzieć tę historię lepiej.

Głównym bohaterem Pluto jest Gesicht, robot pracujący dla Europolu, który w oryginalnej historii był postacią drugoplanową. Zostaje mu przydzielona sprawa morderstwa szwajcarskiego robota specjalizującego się w oprowadzaniu turystów po Alpach, Mount Blanc'a. Śmierć ta porusza tłumy, gdyż robot ten cieszył się dużą popularnością z racji wielu udanych akcji ratujących życie nierozważnych turystów. Już ten fakt spowodował, że śledztwo miało status trudne, gdyż policja będzie miała na karku opinię publiczną. Na domiar złego parę dni później w Niemczech dochodzi do zabójstwa Bernarda Lanke, lidera ruchu na rzecz praw robotów. Obie te sprawy wydają się być powiązane, gdyż na głowie obu denatów ustawiono konstrukcję przypominającą rogi. Co więcej zebrane dowody zdają się wskazywać, że obu zbrodni dokonał robot, a one, zgodnie z "Prawem robotów", nie mogą zabijać ludzi.

Akcja komiksu dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w czasach gdy roboty przestały być czymś niezwykłym. Zyskały one własne prawa na mocy których mogą bez przeszkód pracować, ba mogą nawet zakładać rodziny i mieć dzieci, jednak mimo tych podobieństw i życia obok ludzi, roboty nadal pozostają robotami. Nie wiedzą czym jest radość czy smutek (genialna scena z pierwszego tomu, gdy Gesicht informuje robocią wdowę o śmierci jej robo- męża). Narażone są one na dyskryminację i obłudę ludzi, którzy jednym z nich organizują pełne przepychu pogrzeby (Mount Blanc), a innych wyrzucają na śmietnik, gdy tylko się zużyją (patrolbot Robbie). Nie mogą one również zabijać ludzi i to nie tylko dlatego, że tak mówi prawo, po prostu są tak programowane, że nawet gdyby bardzo chciały nie mogą tego uczynić. Potrafią, jednak marzyć, a nawet prowadzić rozważania natury czysto filozoficznej, w czym są lepsze od niektórych ludzi.

Graficznie komiks plasuje się bez wątpienia w pierwszej lidze. Ukontentowani powinni być zwłaszcza fani robotów. W Pluto ich projekty są bardzo zróżnicowane. Możemy tu zobaczyć zarówno roboty starszych jak i najnowszych generacji. W pierwszych dwóch tomach poznajemy roboty zaprojektowane specjalnie do pracy w domu, policji, czy armii, a także takie, które mają zarabiać na życie jako sportowcy (oczywiście nie wchodzą one w szranki z ludźmi). Kadrowanie oraz sposób prowadzenia historii sprawia, że nie jesteśmy w stanie, na pierwszy rzut oka, stwierdzić czy dana postać jest człowiekiem czy może robotem. W gruncie rzeczy nie jest to tak istotne, gdyż nowoczesne maszyny stały się bardzo ludzkie. Widoki, które możemy zobaczyć w tle, dobrze oddają nowoczesność świata w którym dzieje się akcja komiksu, szczególne wrażenie robią projekty centrów miast, wysokie biurowce i wielopoziomowe jezdnie z poruszającymi się po nich futurystycznymi pojazdami (w Polsce już na Euro 3012). Jedyne do czego można by się przyczepić to projekty niektórych postaci. Zrezygnowano tu z idei wielkich oczu na rzecz wielkich nosów. Wygląda to nieco karykaturalnie jednak można się do tego przyzwyczaić.

Porównanie styli Tezuki i Urasawy
Jeszcze parę słów o polskim wydaniu. Do tej pory nad Wisłą ukazały się dwa z ośmiu tomów Pluto. Kolejny zapowiadany na koniec lipca tego roku wyjdzie dopiero we wrześniu. Podobno Japończycy nie przesłali całości materiałów i nie będą w stanie tego robić w okresie urlopowym (moim zdaniem wydawcy coś ostatnio strasznie narzekają na stronę japońską, pytanie czy jest coś na rzeczy, czy to po prostu modna wymówka). Oba oprawione są w miękką okładkę. Bardzo mnie cieszy, że pierwsze strony, podobnie jak w oryginale są kolorowe, a nie skserowane na czarno- biało. Cieszy również, że jest to coraz popularniejsza praktyka (patrz: High School of the Dead od Waneko oraz inne tytuły Hanami). Na końcu obu tomów znajdziemy również krótkie komentarze ludzi odpowiedzialnych za powstanie Pluto.

Komiksy japońskie coraz śmielej wchodzą do polskich domów i przestają już być kojarzone wyłącznie z "chińskimi porno bajkami". Czas na to, abyśmy zapoznali się z klasyką tych komiksów. Teraz mamy na to niepowtarzalną okazję.


Postscriptum
(Uwaga spoiler!)

Obraz po jednej z bitew 39. incydentu środkowo- azjatyckiego
Astro Boy: Największy robot na Ziemi, powstał ok. 50 lat temu jednak współczesnego czytelnika może szokować jak bliska może być nam ta opowieść. W trakcie śledztwa zaczyna być jasne, że morderstwa mają związek z 39. incydentem środkowo- azjatyckim, który dział się na terytorium królestwa Persji (dzisiejszy Iran) zainicjowany przez ONZ na wniosek Stanów Zjednoczonych i (tu lekki zawód) Tracji (terytorium dzisiejszej Bułgarii, Grecji i Turcji). Wojska sojuszu poszukiwały tam robotów masowej zagłady i podobnie jak u Husseina nic nie znaleziono, jednak mimo to przystąpiono do działań zbrojnych.

{ 3 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. bardzo fajny pomysł na serię artykułów.
    mam nadzieję, że wytrwasz i nie zaniechasz
    gdzieś w połowie i/lub wcześniej.

    powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... mnie interesują te filozoficzne rozważania o których wspomniałeś. Za każdym razem jak czytam jakiś japoński komiks to czuję, że filozofia tam jest wrzucona trochę na siłę, jako zapychacz stron (pozdrawiam "Solanina" i "Osiedle promieniste"). Czy w Pluto jest tak samo?:>

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozważania te dotyczą czysto ludzkich uczuć takich jak radość czy gniew. Roboty dyskutują o nich i starają się je zrozumieć, bo nie są w stanie ich doznać. Trzeba zaznaczyć, że oryginalna opowieść ma ponad 50, czyli wtedy gdy komiks dopiero zaczął sięgać po poważne tematy. Dlatego też nie mamy tu gadającej głowy i morza napisów, czy całego rozdziału poświęconego pytaniu czym jest dorosłość (patrz "Solanin"). W "Pluto" są to raczej luźno rzucone pytania, w rozmowie między robotami, nad którymi czytelnik musi się zastanowić sam. Dlatego też nie przeszkadzają one w lekturze. "Pluto jest na pewno dużo bliższy klasycznym kryminałom niż GitS 2: Innocence.

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -