Rynek komiksu japońskiego rozwija się nad Wisłą nader prężnie. Mamy już trzy wydawnictwa o silnie ugruntowanej pozycji. Wprawdzie bardzo często zdarza się im nie dotrzymywać terminów wydawniczych (z winy Japończyków, oczywiście), ale summa summarum, wydają one wszystko co sobie zaplanują (przykładem niech będzie niesławny Uzumaki). Nic więc dziwnego, że pojawia się coraz więcej osób chcących uszczknąć co nieco z mangowego tortu.
|
Jak dotąd, cycki, były kojarzone głównie z
magazynem Arigato |
Jeżeli zaczynasz interesować się jakąkolwiek dziedziną życia naturalnym jest, że zaczynasz szukać o niej jak największej ilości informacji. Jedni w tym celu zaczynają przeszukiwać Internet. Problem z nim jest jednak taki, że można tam znaleźć dużo nieautoryzowanych treści, które, po krótkim zapoznaniu się z nimi, okazują się być zwykłymi śmieciami. Dlatego niektórzy poszukują innych źródeł informacji np.: czasopism specjalistycznych. Potencjalny fan japońskiej kreski miał, do tej pory, do wyboru trzy takie tytułu: magazyny
Otaku,
Arigato i
Kyaa. Od lipca do tego grona dołączył
Akiba.
Twórcy magazynu już na starcie mieli utrudnione zadanie. Po pierwsze: duża konkurencja (a, jak!). Po drugie: duża niechęć fan(atyk)ów do nowego pisma. Wydawać by się mogło, że czynniki te wymuszą na redakcji duże zaangażowanie i stworzenie czegoś oryginalnego na względnie wysokim poziomie. Sztuka ta udała się redakcji
Akiby tylko połowicznie. Z jednej strony położono duży nacisk na tematy, którym konkurencja nie poświęcała za dużo uwagi lub w ogóle je pomijała. Z drugiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że magazyn był robiony w dużym pośpiechu, ale po kolei.
Pierwsze co rzuca się w oczy po pobieżnym przejrzeniu gazetki, to problem z zagospodarowaniem miejsca. Odnoszę wrażenie, że gdyby usunąć całą masę niepotrzebnych spacji można by odchudzić magazyn o jakieś 20%. Przykład znajdziemy na samym początku. Spis treści, pierwsza strona wypełniona w niemal stu procentach, choć gdyby zmniejszyć zdjęcie figurki można by tam coś jeszcze dołożyć, bez ryzyka, że stanie się on nieczytelny. Druga, natomiast to trzy linijki, długo, długo nic, kolejne dwie, znowu długa przerwa, znowu trzy linijki tekstu i na końcu, napisane nieco większą czcionką słowo konkurs. Odnoszę wrażenie, że można by tam dać dodatkowo np.: odpowiednio sformatowany, wstępniak znajdujący się stronę wcześniej. Kolejne co rzuca się w oczy to nieciekawe tła w dziale newsy i w tym nieszczęsnym spisie treści. Wiadomo, większość społeczeństwa to wzrokowcy, więc jeżeli ktoś taki przejrzy w Empiku kilka magazynów o tej samej tematyce, ostatecznie kupi ten najbardziej kolorowy.
|
Akiba to skrócona nazwa jednej z dzielnic Tokio, Akihabary |
Przejdźmy do tekstów. Recenzje animacji i komiksu, bo jest jedna taka recenzja w dodatku autor omawia w niej równocześnie komiks jak i jego adaptację, reprezentują dość niski poziom. Niektóre z nich to w gruncie rzeczy streszczenia w których autor ograniczył swoją opinię do jakichś pięciu zdań. Uśmiech na mojej twarzy wywołało stwierdzenie w jednym z artykułów: "Czas przejść do spraw stricte technicznych". No tak, pomyślałem, w końcu to ostatni akapit. Kolejnym co nasuwa się po lekturze recenzji to fakt, że ich autorzy bali się powiedzieć coś złego o danym tytule. Jeżeli już to robili, to starali się tak zakręcić, żeby wyszło mu to na dobre. Zabieg ten spowodował, że czytelnik przestaje orientować się w sytuacji i już nie wie czy warto się z danym dziełem zapoznać (jest to błąd, który sam przez długi czas popełniałem, jednak w końcu kolega
Pitek, w swej łaskawości, zwrócił mi na ten fakt uwagę). Licho prezentuje się również artykuł o figurkach. Jestem laikiem w tym temacie, więc był to tekst, który szczególnie mnie zainteresował. Niestety, zawierał on bardzo niewiele istotnych informacji. Na plus za to muszę zapisać recenzję figurki
Black Rock Shooter- animation version, mimo, że krótka jest bardzo rzeczowa.
Czas napisać coś o najmocniejszej części magazynu, czyli o dziale j-games. Znajdziemy w nim dwie obszerne recenzje oraz kilka krótszych. Znajdujących się tam tekstów autorzy nie muszą się wstydzić, są to pełno krwiste recenzje i chyba najlepiej rozplanowane strony w magazynie, gdyby nie te nieszczęsne tła. Wreszcie odnosi się wrażenie, że autor ma pojęcie o czym pisze, czy może raczej, wie co chce przekazać czytelnikowi poprzez swój tekst. Dla kontrastu następny w kolejności jest najgorszy dział czyli, j-music. Fani japońskiej muzyki musieli się sporo zawieść, bo ogranicza się on tylko do informacji o koncertach, które mają się odbyć w Polsce. Na stronie z tym działem, oprócz stopek, znajduje się siedem zdań. Liczyłem! Dalej znajdziemy kurs origami, tu właściwie wszystko w porządku, tylko sugerowałbym, aby na zdjęciach prezentowały się jakieś zadbane, najlepiej kobiece, dłonie, a nie włochate łapska jakiegoś faceta. Na końcu zaś znajdziemy sudoku.
Akiba.pl - magazyn japońskiej popkultury from Akiba.pl on Vimeo.
Po przeczytaniu
Akiby miałem mieszane uczucia, wygląda to średnio, czyta się też nie najlepiej (duża ilość literówek, czasem dziwacznie sformatowany tekst, błędnie ponumerowane strony), ale widać, że magazyn ma w sobie potencjał. Zamiast skupiać się na recenzjach komiksów i animacji, rozwinęli działy poświęcenie innym tematom kręcących fanów japońskiej kreski, co jest krokiem w dobrą stronę. Widać, jednak, że twórcy, są mało doświadczeni w pisaniu tego typu tekstów. Niestety, redakcja ma niewiele czasu na naukę. Niedawno magazyn
Otaku zapowiedział, że w najnowszym numerze pojawią się działy poświęcone j-grom i figurkom, jakby tego było mało zapowiadany jest kolejny mangowy magazyn,
Ohayo. Można oczywiście mówić, że pierwszy numer
Otaku też był beznadziejny, jednak tytuł ten startował, gdy fani, po "śmierci"
Kawaii łyknęli tę gorzką pigułkę, bez żadnych oporów. Teraz sytuacja na rynku jest zgoła odmienna. Tak więc redakcjo
Akiby: do działa! Bo kolejny tak słaby numer, będzie najpewniej ostatnim.
Wydaje mi się z Twojej recenzji, że pismo to stworzyli zapaleńcy, którzy pewnego razu pewnie wpadli na pomysł pt. "ale by było fajnie jakbyśmy pismo wydawali". Niestety wychodzi też na to że starali się ugryźć zbyt duży kawał mięsa: pisząc o tak szerokim zakresie przejawów j-kultury tak naprawdę nie skupiają się na żadnym, przez co pisane są pobieżnie. Literówki itp zdają się potwierdzać, że całość jest mocno amatorska: nie stać ich widocznie było na korektę. Wiesz może jaki mają nakład? To by pomogło stwierdzić czy masz do czynienia z amatorami-zapaleńcami bez zaplecza czy z profesjonalistami, których gonił czas.
OdpowiedzUsuńNakład: 2100 egzemplarzy, jednak myślę, że więcej powiedziała by ilość sprzedanych egzemplarzy. Jeżeli chodzi o korektę to w stopce są dwa nazwiska.
OdpowiedzUsuńnie, nie sięgnąłbym po ten magazyn.
OdpowiedzUsuńBądźmy szczerzy magazyn ten ma niewielką wartość dla osób interesujących się komiksem, bo jest on skierowany do osób interesujących się szeroko rozumianą japońską (pop)kulturą. W dodatku jak już pisałem znajdziemy tam tylko jedną recenzję komiksu.
OdpowiedzUsuńTy chwalisz ten dział o j-games chyba tylko dlatego bo nie znasz opisywanych przez nich gier - w recenzji Rorony jest nawet tak podstawowy błąd jak przekręcenie nazwiska postaci (które, żeby się upewnić, wyguglałam w kilka sekund).
OdpowiedzUsuńAbsolutny brak korekty ("sruvival", "wyfafca"), skład na odwal (przy zapowiedzi RE:Mercenaries screeny z RE5), a treści jak w Bravo, słaba czytanka na pół godziny.
Jeśli chodzi o as atutowy czyli teksty o rzeczach, o których inni nie piszą, to nie znam się na figurkach, a mimo to wiem więcej niż zaprezentowano w tym artykule. I mam wrażenie że powstał tylko po to, żeby autor mógł się pochwalić swoją kolekcją.
I oni chcą dziewięć złotych za to wszystko.
Na Ohayo natomiast nie licz, to troll od początku do końca. I chyba lepiej.
Dzięki za uzupełnienie recenzji. Fakt o j-grach nie wiem za wiele, dlatego nie byłem w stanie wychwycić tych błędów.
OdpowiedzUsuńDodatkowo, gratulacje! Twój komentarz był dwusetnym na tym blogu. Niestety nie przewidziano za to żadnych nagród :P.