Ostatnie wydarzenia na naszym rodzimym rynku mangowym pozwalają wysnuć teorię, że Polacy lubią się bać. Wydawane od niedawna rysowane horrory spadły na podatny grunt i cieszą się w naszym kraju coraz większym wzięciem. Nic więc dziwnego, że kolejni wydawcy próbują swoich sił na tym polu. Jednym z nich jest poznańskie Yumegari, które niedawno wypuściło pierwszy tom mangi
6000, autorstwa Nokuto Koike. Tytuł komiksu może wydawać się nieco dziwaczny, jednak, wbrew pozorom nie jest on przypadkowy, gdyż akcja komiksu dzieje się właśnie na takiej głębokości. W tym momencie można zadać sobie pytanie: "skąd tyle japońskich opowieść grozy koncentrujących się na zagrożeniu pochodzącym z morskich otchłani?", bo przecież nieobcy jest polskiemu czytelnikowi inny horror którego akcja jest blisko związana z morzem, czyli
Gyo, Junji Ito. Otóż należy pamiętać, że Japończycy to przede wszystkim wyspiarze, dlatego właśnie na otaczających ich wodach opierają swoją stabilność ekonomiczną oraz bezpieczeństwo. Wyraźnie było to odczuwalne w latach 1636-1854, gdy to dość skutecznie odizolowali się oni od Europejczyków i Amerykanów. Nic więc dziwnego, że Japończycy dobrze rozumieją jakie zagrożenia może nieść ze sobą ten, słabo przecież poznany przez człowieka żywioł. Dodajmy do tego jeszcze talent potomków samurajów do wymyślania najbardziej wykręconych stworów i mamy gotowy przepis na horror.
Głównym bohaterem
6000 jest Kengo Kadokura, młody Japończyk którego firma została przejęta przez chińską stocznię Kyosei. Konsorcjum to objęło również pieczę nad podwodną placówkę badawczą, która została opuszczona przez Japończyków. Dlaczego tak się stało? Nieoficjalnie mówi się o pożarze, który miał rzekomo rozpętać się trzy lata temu. Jednak personel, w skład którego wchodzi nasz bohater, oceniający obecny stan techniczny obiektu, nie znajduje na to wystarczających dowodów. Na domiar złego na stacji dochodzi do serii niepokojących zjawisk. Pal licho sprzęt, który samoczynnie włącza się i wyłącza. Wielu pracowników spotyka na korytarzach obcych ludzi, którzy po chwili znikają. Niektórzy zarzekają się, że są wśród nich byli ich zmarli rodzice. Jednak najbardziej niepokojąca jest rosnąca liczba samobójstw. Co więcej nowi zarządcy placówki wydają się nic sobie z tego nie robić, co tylko pogarsza nastroje pracowników.
Jak już zapewne wszyscy wiemy, komiksem nie jest łatwo przestraszyć. Oddziaływanie tylko na jeden ze zmysłów skutecznie zawęża jego autorowi pole do popisu. Nie mniej jednak niektórym się to udaje. W tym celu stosowane są różne zabiegi. W
6000 postawiono na niedomówienie. Czytelnik wraz z rozpoczęciem historii wie już, że coś jest nie w porządku. Bohaterowie widzą różne rzeczy, jednak większość z nich jest jedynie wytworem ich wyobraźni. Na początku bez problemu jesteśmy w stanie je rozróżnić, na szczęście sytuacja ta szybko się zmienia i wraz z kolejnymi rozdziałami będziemy coraz mniej pewni co jest prawdziwe, a co jest jedynie złudzeniem. Przyznam, że to mieszanie w głowie czytelnikowi jest najmocniejszą stroną komiksu.
Dużo gorzej jest z narracją. Momentami można odnieść wrażenie, że kolejne sceny są osobnymi historyjkami z tymi samymi bohaterami. Przejścia między nimi są tak strasznie chaotyczne, że czasem potrzeba nam kilku chwil, aby ogarnąć panującą na kartach komiksu sytuację. Być może zabieg ten miał spotęgować poczucie zagubienia. Jeżeli tak to Nokuto Koike wywiązał się ze swojego zadania, aż za dobrze. Kolejnym problemem jest fakt, że czytelnik ma spore szanse na zapomnienie, że bohaterów opowieści od śmierci dzieli jedynie cienka warstwa stali i tworzyw sztucznych. W komiksie zabrakło mi kilku kadrów, czy też kwestii, przypominających w jak niebezpiecznym miejscu znajdują się bohaterowie. Tak naprawdę akcja
6000 mogłaby dziać się w placówce położonej każdym innym miejscu.
Graficznie manga prezentuje się nieźle. Dobrze oddano surowy wystrój korytarzy, czy kwater badaczy. Mimo to kadry nie są puste, ale maksymalnie wykorzystane. W tle widzimy jakieś przewody, szafki na akta, czy komputery. Dzięki czemu ani na moment nie zapominamy, że znajdujemy się w stacji badawczej. Spodobały mi się również projekty humanoidalnych stworów wyłaniających się z ciemności, które doprowadzają do szaleństwa kolejnych członków personelu. Trochę gorzej rzecz ma się z projektami bohaterów, którzy są dość podobni do siebie. Momentami miałem problem z rozpoznaniem kto jest kim na danym kadrze. Na całe szczęście takich momentów było naprawdę niewiele.
Nakuto Koike to nie Junji Ito, mimo to
6000 czytało mi się naprawdę nieźle. Zagadka tajemniczego wypadku sprzed lat wciąga, a kolejne wydarzenia sprawiają, że jesteśmy coraz bardziej ciekawi do czego to wszystko zmierza. Mocną stroną tytułu są także bohaterowie, dzielący się na dwie grupy Z jednej strony mamy korporcjonalistów, którzy zazdrośnie pilnują swoich tajemnic, z drugiej zaś zwyczajnych pracowników, którzy chcą rozwiązać zagadkę. To co ich łączy to fakt, że są oni uwięzieni na dnie oceanu i to czy wrócą na ląd nie zależy wcale od nich.
Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Yumegari za udostępnienie tomiku do recenzji!
(Wszystkie grafiki pochodzą ze strony wydawnictwa)
Seria jest już zakończona i ma 4 tomy, więc ten plus przy czwórce jest nieprawidłowy ;)
OdpowiedzUsuńZgadza się, błąd poprawiony, dzięki za czujność :).
Usuń