Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 1 mar 2010

Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Vancouver właśnie się skończyły. Dla wielu będą to Igrzyska niezapomniane. Przyznam, że dla mnie, również i to nie tylko dlatego, że zdobyliśmy rekordową ilość medali, czyli sześć.

Na pewno Igrzyska te przejdą do historii jako jedne z najgorzej przygotowanych. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem igrzysk, na torze saneczkowym, zginął gruziński saneczkarz Nodar Kumaritaszwili. Kilka dni później groźnie wyglądający upadek zaliczyła Petra Maidic, jedna z najgroźniejszych rywalek Justyny Kowalczyk. Najbardziej zadziwiające jest nie to, że jedna z najlepszych zawodniczek na świecie wypadła z trasy, ale to, że dwumetrowa skarpa nie była w żaden sposób zabezpieczona. Jednak Słowenka się nie poddała i mimo, jak się później okazało pięciu złamanych żeber i przebitego płuca, zdobyła brązowy medal i w mojej opinii stała się największą bohaterką tych Igrzysk. Nie były to niestety jedyne wypadki sportowców w Vancouver, bardzo niebezpiecznie było również na torach narciarskich. Bardzo dużo wywrotek, jak na standardy olimpijskie, było, również na wspomnianym już torze saneczkowym oraz torze bobslejowym.
Wróćmy jednak do naszej reprezentacji. Worek z medalami otworzył nie kto inny jak Adam Małysz. W fantastycznym stylu zdobył on dwa srebrne medale. Co ciekawe w obu konkursach indywidualnych na podium stawali Ci sami zawodnicy: Simon Ammann, nasz orzeł i Gregor Schlierenzauer. Wszyscy oni reprezentowali "biało-czerwone" barwy, mimo, iż każdy z nich, jest z innego kraju. Zawsze stawali, również w tej samej kolejności. Zawiodła niestety nasz drużyna, wszyscy, prócz pana Adama skakali poniżej swoich możliwości. Boli najbardziej postawa Kamila Stocha, który w swoim drugim skoku, gdy było już wiadomo, że medalu Polacy nie zdobędą, skoczył wyśmienicie. Szkoda, bo była szansa na medal tym bardziej, że Polacy skakali bardzo dobrze na treningu poprzedzającym konkurs.

Kolejnym reprezentantem Polski, który stanął w Kanadzie na podium, była Justyna Kowalczyk. Wprawdzie nie udało się jej to w pierwszy biegu, ale w kolejnych zdobywała już olimpijskie medale. Na początku, chciałbym zwrócić uwagę na różnice w zachowanie mediów, gdy srebrny medal zdobywali: Adam Małysz i pani Justyna. Gdy srebro zdobywał orzeł z Wisły wszystkie serwisy informacyjne pokazywały zwycięski, jeszcze przed rozpoczęciem serwisu, skok. Natomiast gdy Justyna zdobywała taki sam krążek informacja o tym pokazywana była czasem nawet jak druga lub trzecia. Jednak zawodniczka z Kasiny Wielkiej zdobyła, również złoto i dzięki temu, również i informacja o niej znalazła się na początku wiadomości. Niestety media kompletnie zapomniały o wspaniałej postawie reszty Polek w biegu na 30km. Wszystkie były w pierwszej 30 (na 55 startujących). Na szczególną uwagę zasługuje bieg Kornelii Marek, która była 11.

Największą sensację sprawiły nam jednak nasze panczenistki: Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak i Katarzyna Bachleda- Curuś. W biegach indywidualnych spisywały się słabo, na co z niedowierzaniem patrzeli trenerzy, którzy w wywiadach przyznawali, że ich zawodnicy na treningach osiągali czasy o ponad sekundę lepsze (a w łyżwiarstwie szybkim to sporo). Jednak nasze dziewczęta udowodniły, że można sobie poradzić nie tylko z tremą podczas wielkiej imprezy sportowej, ale również sprawić wielką niespodziankę. Przyznam, że do końca wierzyłem w jakąś polską niespodziankę medalową i nie zawiodłem się. Moim zdaniem to najcenniejszy krążek jaki wywieźli Polacy z Vancouver.

Warto wspomnieć, również o bardzo dobrej indywidualnej postawie naszych biathlonistek: Weroniki Nowakowskiej i Agnieszki Cyl, niektórzy liczyli nawet na medal w sztafecie, ale zawiodły ich bardziej doświadczone koleżanki.

Trzeba również wspomnieć o naszych snowboardzistach, którzy zawiedli na całej linii. Prezes PKOl, Piotr Nurowski, stwierdził w jednym z wywiadów, że klan Ligockich może się pożegnać ze wsparciem związku.

Zatrzymam się jeszcze przy władzach PKOl. Dla mnie niezrozumiałym jest, że są pieniądze na bardzo wysokie nagrody dla medalistów i ich współpracowników (choć nagroda dla Roberta Matei, który jedynie filmował skoki Małysz i zanosił jego kombinezony do pralni jest dyskusyjna), a niema pieniędzy choćby na tory dla łyżwiarzy szybkich, którzy mimo to i tak medale zdobywają.

Zakończoną właśnie olimpiadę w Vancouver, czy też raczej w Whistler (bo tam odbywała się duża cześć zawodów) Polacy zapamiętają bardzo dobrze. Echa konfliktu Kowalczyk Bjoergen szybko przeminął, zresztą Polka i tak przeprosiła Norweżkę za swoje zachowanie. My za to będziemy patrzeć z optymizmem w przyszłość wierząc, ze nie jest to jednorazowy wybryk. Zresztą na ostatnich trzech igrzyskach Polacy zdobyli dziesięć z czternastu krążków w historii naszych występów na igrzyskach, a należy wspomnieć, że Polska wystawiła swoich reprezentantów, na wszystkich zawodach, od 1924 roku. Będziemy, również mieć, nadzieję, że na następny na następny "Mazurek Dąbrowskiego" nie będziemy czekać kolejnych 38 lat, a na kolejny medal naszych łyżwiarzy kolejnych 50.

{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. No i tu zapodam swój cytaty "Kto przeżywa ten wygrywa". Ja poskarżę sie jeszcze, że nie udało mi się w ogóle obejrzeć curlingu przez zajęcia angielskiego. Było to moja tradycja i chyba tego najbardziej żałuje z tegorocznej olimpiady. No i zadziwiające jest dla mnie jak wielu sportowców w obecnych czasach choruje na astmę.

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -