Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 26 kwi 2013

(Recenzja obejmuje siódmy tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela)

Przyznam szczerze, że osobiście nigdy nie czułem głębszej potrzeby zapoznawania się z komiksową historią Hulka. Pal licho, że koncepcja człowieka-demolki, w mojej opinii, nie dawała zbyt dużego pola do popisu scenarzystom. Dla mnie, była to postać w dużej mierze zahaczająca o plagiat, przez co długo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że przy jej tworzeniu, Stan Lee poszedł na łatwiznę. Koncepcja wątłego naukowca zamieniającego się w "złego" pierwotnie wyszła spod pióra szkockiego pisarza Roberta Louis'a Stevenson'a w 1886 roku. To właśnie wtedy swoją premierę miała nowela Doktor Jekyll i pan Hyde. Różnica między tym utworem, a Hulk'iem polegała głównie na tym, że w Marvelowskiej wersji alter-ego doktora, był w gruncie rzeczy miłym gościem (jak powstały w 1818 roku tytułowy bohater Frankenstein'a). Czy tak bliskie podobieństwo do klasyków horroru może sprawić, że Hulk się od nich odetnie? Do czasu przeczytania Niemego Krzyku byłem pewny, że odpowiedź na tak postawione pytanie, może być tylko jedna. Dziś jednak wiem jak bardzo się myliłem.

Historia przedstawiona w siódmym tomie Wielkiej Kolekcji... rozpoczyna się w momencie, gdy, po rezygnacji z posady żołnierza jednej z organizacji przestępczych w Vegas, Hulk (działający teraz pod pseudonimem Joe Fixit) poszukuje żony Bruce'a Bunner'a, Betty. Niestety po raz kolejny coś go rozprasza. Tym razem jest to dziwna feria barw dobiegająca z okien jednego z nowojorskich budynków. Nasz bohater, gnany ciekawością, postanawia znów nadłożyć drogi i zajrzeć do owego mieszkania. Odnajduje w nim swojego dawnego kumpla, mistrza magii dr Strange'a walczącego właśnie z jedną z istot mających chrapkę na nasz wymiar. Obecność giganta na chwilę rozprasza uwagę maga, co niestety wystarcza, aby został on wciągnięty do obcego wymiaru. Niewiele myśląc, Hulk wskakuje za doktorem, w celu podania mu pomocnej dłoni (albo dwóch) oraz zrehabilitowania się za swoją lekkomyślność. Niestety, duża gęstość świata, do którego wkroczyli nasi bohaterowie utrudnia im poruszanie się oraz orientację na tym obcym terenie. Kto wie jak zakończyłaby się ta cała afera, gdyby swoich trzech groszy (i silnych ramion) nie wtrącił ostatni z członków oryginalnego składu Defenders, a prywatnie również książę mitycznej Atlantydy, Namor the Sub-Marriner. 

Po przeczytaniu tego krótkiego streszczenia pierwszego z ośmiu zeszytów wchodzących w skład siódmego tomu Wielkiej Kolekcji..., można wysnuć co najmniej jeden wniosek. Zaopatrując się w Niemy Krzyk czytelnicy nie poruszający się po uniwersum Marvela tak sprawnie, jakby sobie tego życzyli, mogą pokrótce zapoznać się z kilkoma naprawdę, klasycznymi postaciami tego wydawnictwa. Prócz wymienionych parę linijek wyżej herosów w komiksie swoje pięć minut mają również Super Skrull i Ringmaster, wszyscy oni są bohaterami (i antybohaterami), których naprawdę wstyd nie znać. Co więcej, teraz dzięki wydawnictwu Hachette wystarczy kupić tylko jeden komiks, aby móc choć trochę się im przyjrzeć. Jak już przy przyglądaniu jesteśmy, to czy zauważyliście, że na okładce tego tomu pojawia się szara, hulkopodobna postać? Otóż to, moi drodzy, jest właśnie Joe Fixit, czyli Szary Hulk, kolejne wcielenie Bruce'a Banner'a. Ta wersja jego alter-ego jest nieco słabsza od zielonej, jednak nadal jest to najsilniejsza postać w uniwersum. Zmienia się również sposób przemiany, aby stać się w Szarym Hulk'iem dookoła musi zapanować ciemność, oznacza to, że przemiana dokonuje się tylko dwa razy na dobę, o świcie i o zmierzchu. Najważniejszą różnicą jest jednak to, że szarak jest diablo inteligentny. Wykorzystuje on jednak tę przewagę głównie do dogadywania swoim przeciwnikom.  Jednak, w przeciwieństwie do Spider-Man'a, nie jest on przy tym tak bezczelny, ale dowcipny. Spowodowało to, że podczas czytania lektury kilka razy wybuchłem naprawdę szczerym śmiechem. 

Tak duże zagęszczenie Hulk'ów na metr kwadratowy, pozwoliło scenarzyście Peter'owi David'owi rozwinąć wątek rozdwojenia jaźni głównego bohatera. Jedną z postaci pojawiających się w Niemym Krzyku jest psychiatra, dr Leonard Samson, który podąża śladem Hulk'a, aby wyleczyć Banner'a z jego przypadłości. Oczywiście starcie zwykłego człowieka z Hulk'iem (dowolnej barwy) skończyłoby się dość marnie. Na całe szczęście nasz doktorek nie jest do końca normalny. Wynika to z faktu, że współpracował on z Bruce'em, przez co, często był narażony na działanie promieniowania gamma. Z czasem, promieniowanie to, zaczęło wpływać na jego tkankę mięśniową która urosła do całkiem zacnych rozmiarów. Dzięki temu dr Leonard może stanąć do, w miarę wyrównanej, walki z Hulk'iem. Jednak, aby wątek rozdwojenie jaźni był wiarygodny, należało zadbać jeszcze o jego wiarygodną przyczynę. W tym przypadku scenarzysta postanowił wykorzystać wątek, który już wcześniej pojawiał się w sadze o potworze, jednak nigdy nie został w pełni wykorzystany. Mowa tu o trudnym dzieciństwie Banner'a, które zostało tu bardzo wiarygodnie przedstawione. Na całe szczęście nie zostało ono również jakoś strasznie rozwleczone i przemienione w melodramat.

Przejdźmy teraz do dodatków, które możemy znaleźć w komiksie. Niestety, znów mam do nich kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, tytuł. Pierwotnie Niemy Krzyk ukazywał się w serii zatytułowanej The Incredible Hulk, jednak na okładce polskiego wydania napisane jest, że seria nazywa się Hulk, co ciekawe wewnątrz tomu nigdzie więcej nie znajdziemy nazwy z okładki, ale zawsze będzie używana nazwa oryginalna.  Jak już przy okładce jesteśmy to przyczepiłbym się do jej pokolorowania, otóż dwa fragmenty, rozerwanych przez zielonego, postaci unoszących się pod jego lewą piersią są zielone. Jeżeli zapoznacie się z treścią komiksu to dowiecie się, że mogą one być każdego koloru, ale na pewno nie zielonego. Zdaję sobie sprawę, że jest to zwykłe czepialstwo z mojej strony, ale tak jakoś wpadło mi to w oko. Kolejnym do czego mam zastrzeżenia to dodatek o nazwie Echa Przeszłości, który z założenia miał nas wprowadzać w daną historię. Otóż zaczynam mieć wrażenie, że wydawca coraz bardziej stawia na pokazywanie w nim losowych kadrów z poprzednich zeszytów (które i tak nie są tłumaczone), niż przybliżenie nam fabuły. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że na jednej stronie ciężko streścić ponad trzysta zeszytów, ale gdyby odjąć, ze dwa kadry, na pewno udało by się wyjaśnić więcej. 

Będąc na licznych prelekcjach poświęconych bohaterom Marvela nie raz spotkałem się z opinią, że Hulk, może być postacią nie tylko tragiczną, ale również komiczną. Byłem skłonny w to uwierzyć, jednak bałem się o poziom tych żartów. Po przeczytaniu Niemego Krzyku wiem już, że humor w tego typu publikacjach może stać na naprawdę wysokim poziomie. Dlatego, jeżeli dotąd omijaliście ten tytuł przez wzgląd na opinię, że Hulk to tylko naparzanie, to wiedzcie, iż nie mieliście racji.


{ 3 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. a na Iron Mana będzie jakiś "wspólnotowy' wypad do kina? Dorota (od Arka ;P)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rysunki 5+? Tak słabej kreski nie mieli nawet w latach 70. Oprawa graficzna to najsłabsza część tego numeru.

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -