Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 27 cze 2013

Ostatnimi czasy dziesiąta muza, niczym panna na wydaniu, coraz śmielej nęci nas komiksiarzy swoimi wdziękami. Początkowo szło jej nie najlepiej, kolejne odsłony skrawków jej cia..., to jest, kultowych dzieł światowego komiksu, zamiast przyciągać do niej śliniących się kawalerów skutecznie ich od niej odpędzały. Doszła więc do wniosku, że widocznie nie eksponowała tego co powinna. Zwolniła więc dotychczasowych wizażystów, czy innych scenarzystów i po dokładnych oględzinach jej walorów zaczęli od Początku. Strategia okazała się na skuteczna, bo dziś nawet i ja, mimo, iż do niedawna stroniłem od aktorskich wersji moich ulubionych opowieści, chętnie wpadam do Dziesiątej pooglądać to co ma mi do zaoferowania. Tym razem mój wzrok padł na Człowieka ze stali.


Mało kto dziś wie, że pierwsza filmowa adaptacja komiksu superbohaterskiego weszła na ekrany amerykańskich kin ponad sześćdziesiąt lat temu. Dokładnie miało to miejsce w 1951 roku, a filmem tym był Superman and the Mole Men w reżyserii Lee Sholem'a. Na kolejną ekranizację przygód Kal-El'a fani komiksu musieli czekać, aż do roku 1978, kiedy to w rolę człowieka ze stali wcielił się genialny Christopher Reeve, który odegrał tę postać, aż czterokrotnie, przez co wielu do dziś to właśnie z jego twarzą kojarzy Supermana. Po raz kolejny tego superbohatera mogliśmy oglądać na wielkim ekranie nie tak dawno temu, bo w 2006 roku przy okazji bardzo słabo odebranego Powrotu Supermana. Dziś historia zatocza koło i, podobnie jak to miało miejsce sześćdziesiąt dwa lata temu, znowu możemy oglądać przygody najpotężniejszego z superbohaterów na wielkim ekranie.

Historia narodzin Supermana jest prosta i wszystkim znana, ale z zawodowego obowiązku napiszę o niej kilka słów. Pierwszy i jedyny syn Jor-El'a i Lary przyszedł na świat w sposób jak najbardziej naturalny. Obyło się nawet bez cesarskiego cięcia. Mimo to był to poród niezwykły, gdyż mieszkańcy planety Krypton już wieki temu zrezygnowali z naturalnego sposobu urodzeń, oddając wszystko w ręce sztucznych macic, które w ich imieniu zajęły się produkcją nowych Kryptonian. Skąd więc taka decyzja? Otóż planeta stoi na krawędzi zagłady, a ewakuacja jej mieszkańców nie wchodzi już w grę, dlatego trzeba znaleźć inny sposób. Kluczem do niego ma być mały Kal-El. Niestety rozmowy z radą na ten temat zostały zerwane w momencie gdy doszło do puczu generała Zod'a, którego działania zniweczyły ostatni plan umierającej rasy. Od tego czasu mijają trzydzieści trzy lata. Przez cały ten czas wpatrzeni w gwiazdy Ziemianie nie zdołali zauważyć, że pośród nich mieszka przybysz z martwej już planety.


Najnowszy film Zack'a Snyder'a (300, Strażnicy) zaczyna się naprawdę źle. Wizja umierającego Kryptona mnie nie przekonała. Ciemne wnętrza i szarobure stroje mieszkańców planety jakoś nie pasowały mi do rasy, która rzekomo miała stworzyć pstrokaty strój Supermana (choć już nie tak pstrokaty jak kiedyś). Gryzło się to również z tym co widzieliśmy choćby w wydanym w Polsce All Star: Superman w którym mieszkańcy planety chodzili ubrani w kolorowe stroje. Dalej było tylko gorzej. Sceny podróżującego w poszukiwaniu samego siebie Clark'a Kent'a przeplatane retrospekcjami z jego dzieciństwa były niezłym pomysłem, jednak im dłużej to trwało tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że scenarzysta przesadził i mógł część z tego materiału odrzucić, co było by tylko z pożytkiem dla filmu (mam tu na myśli głównie scenę rodem z Discovery). Już miałem wychodzić z kina gdy nagle, nastąpił przełom. Było to w momencie, gdy generał Zod nadał swoje orędzie do Ziemian. Muszę przyznać, że sceny tego typu do tej pory widziałem wyłącznie w horrorach. Gasnące światła i samoczynnie włączające się telewizory. Obłęd. Potem poziom filmu już tylko rósł, co więcej zaczynał on również nabierać sensu, który wydawał się szybko tracić w pierwszych minutach seansu. 

Czyżby Supcio był zazdrosny?
Niestety ciągle pozostawał jeden zgrzyt, Lois Lane. Postać, którą bardzo lubię. Silna kobieta. Przede wszystkim piękna, o czym, jak w przypadku Mary Jane, nie zapomnieli twórcy ekranizacji. Do tego niezwykle mądra i czarująca. O co więc chodzi, zapytacie. Cóż, głównie o to, że była ona wpychana wszędzie tam gdzie się da i to, aż do granic absurdu. Na całe szczęście całą sytuację ratowała Amy Adams, która świetnie wczuła się w rolę dziennikarki. W ogóle gra aktorska stała na dość wysokim poziomie. Henry Cavill świetnie wszedł w rolę człowieka ze stali. Szczególnie urzekła mnie jego mimika, która bardzo mi pasowała do słów Quentin'a Tarantino, według którego Superman widzi w nas wyłącznie słabeuszy, dlatego też wciela się on w rolę fajtłapy Kent'a. Podobała mi się również kreacja przeciwników człowieka ze stali szczególnie Faory w którą wcieliła się Niemka, Antje Traue. Właśnie takie kobiety wzbudzają strach w męskich sercach, choć tak naprawdę skrycie wielu z nas o takich marzy.


Na sam koniec przysłowiowa wisienka na torcie, czyli muzyka. Tak naprawdę do jej opisania wystarczą dwa słowa: Hans Zimmer. Bez przesady napiszę, że stworzona przez niego ścieżka dźwiękowa mogła by sama opowiedzieć historię Supermana. Mamy tu spokojne nostalgiczne utwory, które świetnie opisują beztroskie chwile dzieciństwa. Nie brakuje również patetycznych utworów od słuchania których nie jednemu zjeży się włos na głowie. Towarzyszą one głównie chwilą chwały zarówno tych dobrych jak i tych złych. Nie brakuje również mocnych jak cios Supermana utworów towarzyszących nam podczas walk. Bez sprzecznie najlepsza część filmu.

Człowiek ze stali udowadnia, że najsilniejsza istota na naszej planecie nie musi być wcale dobra i prawa. Superman Snyder'a nie stroni od zemsty, czasem nawet kradnie, mimo to jak każdy prawdziwy Amerykanin szanuje on prawo do życia każdego, bez względu na to kim on jest. Miejmy nadzieję, że każdy kosmita, który odwiedzi naszą planetę będzie taki jak on.

{ 3 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Jeśli chodzi o fabułę to na pewno niedałbym czwórki a co najwyżej trójeczke. :) Moja ogólna ocena nowego filmu Snydera to 6 w skali do 10. Ogólnie główny mankament to pewne niespójności w fabule, które po prostu kują w oczy.

    moja recka supermana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już tak ładnie zaspamowałeś to może mnie też zareklamujesz na swojej stronce (choćby ten post). Szkoda, że nie odniosłeś się do postaci Zoda (podobnie jak ja) to właśnie za tę postać dałem czwóreczkę w fabule. W mojej opinii najlepiej przedstawiony superłotr na wielki ekranie.

      Usuń
  2. Co Wy wygadujecie?! 10/10 No piękny Superman, nie spodziewałem się aż tak dobrze zrobionego. Oczywiście są jakieś niesójności w filmie, ale co tam - całość miażdży. Krzysiek

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -