Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 16 maj 2014

Wielu twórców pytanych o to w jaki sposób osiągnęli swój sukces zwykle odpowiada: "Nie wiem". Przez wiele lat nienawidziłem tej odpowiedzi, gdyż nie wierzyłem, że autor który dziś stoi na piedestale sam nie wie jak się tam znalazł. Uważałem, że jest to pewien sposób walki z konkurencją. Próba niedopuszczenia innych do owego tajemniczego czegoś i jak najdłuższego czerpania z niego profitów. Dziś gdy jestem trochę starszy zdaję sobie sprawę, że o sukcesie zwykle decyduje detal. Detal który w innym przypadku się po prostu nie sprawdza. Detal, który podczas tworzenia w oczach autora jest mało istotny. Detal, którym w przypadku Wolverine'a, była jego amnezja.


Jeden z bohaterów Sandmana Neila Gaimana, Kain powiedział kiedyś, że "dobra tajemnica może istnieć wiecznie". Ze stwierdzeniem tym nie zgadzał się Joe Queseda, który na początku XXI wieku doszedł do wniosku, że po dwudziestu sześciu latach wypadałoby wreszcie opowiedzieć historię o początkach jednego z najpopularniejszych mutantów Marvela. Jak łatwo się domyślić pomysł ten napotkał znaczący opór. Pozostali artyści zatrudnieni w tym czasie w Domu Pomysłów twierdzili, że wydanie takiej opowieści spowoduje, że Wolverine przestanie być atrakcyjny dla czytelników. Ówczesny szef Marvela, Bill Jemas wiedział jednak, że firma która pięć lat wcześniej była praktycznie bankrutem potrzebuje nowych pomysłów. Dał więc nowej miniserii zielone światło.

Akcja Genezy rozpoczyna się w momencie gdy do posiadłości państwa Howlettów przyjeżdża młoda dziewczyna imieniem Rose. Miejsce do którego trafia nie cieszy się dobrą sławą. Tuż po jego wybudowaniu, w młodym wieku umarł najstarszy syn pana domu, a kilka dni później pani Howlett została odwieziona do zakładu dla obłąkanych. Wydarzenia te spowodowały, że mieszkańcy wioski z której pochodzi Rose zaczęli nazywać rezydencję przeklętą. Nie mniej dziewczyna była dobrej myśli. Pracodawca zadawał się być miły, a młody panicz James, którym miała się zajmować szybko się z nią zaprzyjaźnił. Jedynym kłopotem było trzecie dziecko bawiące się u Howlettów, nazywane przez wszystkich Psem. Jego ojciec Logan będący w posiadłości ogrodnikiem, nienawidził ludzi dla których pracował i za wszelką cenę próbował wpoić to również synowi. Często przy pomocy pięści. Nic więc dziwnego, że dzięki takim naukom chłopak z dnia na dzień stawał się coraz dzikszy.

Niewiele postaci w popkulturze jest owiana takim woalem tajemnicy jak Wolverine. Nic więc dziwnego, że trudno było znaleźć ludzi gotowych ten woal zdjąć. Na szczęście znaleźli się odważni. Scenariusz powierzono Paulowi Jenkinsowi i był to strzał w dziesiątkę, bo autor ten podszedł do tematu trochę inaczej niż sugerowałby to tytuł komiksu. Oczywiście ujawnił on w nim kilka tajemnic Rosomaka, to z jakim imieniem się narodził, czy to gdzie się wychował, jednak równocześnie autor wplótł do historii bohatera kolejne sekrety. W tym miejscy można by zadać pytanie czy nie był to jednak strzał w stopę. Czy wprowadzanie takiej ilości istotnych dla postaci wątków nie spowoduje, że historia Wolverine'a przestanie trzymać się kupy. Dziś wiemy, że na szczęście tak się nie stało. Dzięki temu komiksowi Marvel dostał materiał nad którym mógł długo pracować i równocześnie mógł być pewien, że historie na nim oparte na pewno znajdą odbiorców. Nie musiał też wymyślać nieprawdopodobnych scenariuszy jak to dzieje się obecnie w Superior Spider-Manie. Jedyny problem, to dobrze je opowiedzieć.


Za rysunki w Genezie odpowiada Andy Kubert. Muszę, przyznać, że mnie osobiście jego styl bardzo odpowiada. Widać, że bardzo dużo czasu poświęcił on na pracę z materiałem źródłowym. Zarówno dworek w którym wychował się bohater jak i kamieniołom w którym musiał dorosnąć znacząco się od siebie różnią. Głównie ich mieszkańcami. Ci mieszkający u Howlletów są zadbani i czyści nawet jeśli tylko tam pracują (wyjątkiem są Loganowie). Ci drudzy natomiast już na pierwszy rzut oka wyglądają na dużo twardszych niż tamci. O sukcesie strony graficznej komiksu zadecydowała jednak praca jaką wykonał kolorysta Richard Isanove, którego nazwisko znalazło się na okładce tego tomu. Rysunki przez niego pokolorowane sprawiają wrażenie wykonanych przy pomocy tradycyjnych technik. Wrażenie to pogłębia cieniowanie niektórych kadrów przy pomocy ukośnych kresek. 

Fabularnie komiks nie jest równy. Jego pierwsza część dziejąca się w posiadłości wydaje się być dużo lepiej przemyślana niż ta dziejąca się w kamieniołomach. Postać kucharza Cookiego, nie wzbudza takich emocji jak Pies, który był autentycznie zły i którego charakter rozwijał się wraz z trwaniem opowieści. Zachowanie tego drugiego przypomina bardziej psoty (no może poza momentem gdy skraca lonty) przez co w żadnym momencie historii nie wydaje się on być godnym przeciwnikiem dla Wolverine'a. Nie podobała mi się również kreacja zarządcy kopali który pod koniec opowieści ni z tego ni z owego zmienił  swój charakter o sto osiemdziesiąt stopni.

Sięgając po Genezę byłem pełen obaw. Komiks opowiadający historię początków postaci której siła leżała w jej tajemnicy nie mógł być dobry. Mógł tylko wszystko zepsuć. Po jego przeczytaniu doszedłem jednak do wniosku, że wcale nie musi tak być. Stare tajemnice zastąpiono nowymi, przez co postać Rosomaka zyskała podwójnie. Z jednej strony uporządkowano podstawowe wiadomości na temat jego pochodzenia. Z drugiej nie obrócono w niwecz tego co było największą siłą postaci. Zdecydowanie polecam.


{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -