Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 23 lip 2014

(Recenzja obejmuje komiksy Batman: Trybunał Sów i Batman: Miasto Sów)

Przez ponad 75 lat jego superbohaterskiej kariery kolejni redaktorzy DC dbali o to, aby świat nigdy nie zapomniał o Batmanie. W tym celu stworzyli oni dla niego zastępy charakterystycznych przeciwników oraz grupę nietuzinkowych sojuszników. Pisali przygody, które nie tylko odcisnęły piętno na samej postaci Zamaskowanego Krzyżowca, ale i sprawiły, że świat zaczął inaczej postrzegać komiks jako medium. Przez te wszystkie lata dla wielu z nas Batman stał się niekwestionowanym władcą Gotham. Nic jednak nie jest wieczne.

Największą siłą komiksów o Batmanie jest to, że można o nim opowiadać na wiele różnych sposobów. Czasem obserwujemy to jak godzi on biznesową karierę Bruce'a Weyne'a z obowiązkami superbohatera. Kiedy indziej zagłębiamy się w mroczne dusze jego najzagorzalszych przeciwników. Zdarza się również, że autorzy pokazują nam jak Batman powoli stacza się w otchłań szaleństwa, przyjmując metody, których nie powstydziliby się Joker, czy Bane. Ja jednak najbardziej lubię te opowieści w których główną rolę odgrywa miasto Gotham.

Trybunał Sów niczym najlepsze filmy Hitchcocka rozpoczyna się od trzęsienia Ziemi. Przez pierwsze kilka lat swojej działalności Zamaskowany Krzyżowiec umieścił w Arkham, zakładzie dla obłąkanych przestępców pokaźną ilość nowych pensjonariuszy. Wśród nich znaleźli się i tacy, którzy byli przywódcami dużych grup przestępczych. Nikogo więc nie zdziwiło, że w końcu zorganizowali oni ucieczkę. Zaskoczeniem nie była również szybka interwencja Batmana. To co zaskoczyło wszystkich miało fioletowy garnitur i wykrzywione w diabolicznym uśmiechu usta. Joker, bo o nim mowa, niespodziewanie wsparł swojego odwiecznego wroga w jego misji. Był to jednak dopiero początek niespodzianek. W jednej z kamienic Gotham odnaleziono ciało mężczyzny. Znalezione na miejscu zbrodni dowody doprowadziły śledczych do starej rymowanki o trybunale sów, który jakoby rządzi miastem z cienia. Problem polega na tym, że owa organizacja według wiedzy najznamienitszego znawcy Gotham, nigdy nie istniała.

W roku 2011 za sprawą działań Flasha w historii Flashpoint całe uniwersum DC została zrestartowane. Stare historie przestały być obowiązujące, a nasi ulubieni herosi mieli znów mieć czystą kartę. Tyle teorii. W praktyce wyglądało to trochę inaczej. Niektóre serie rzeczywiście potoczyły się od początku np. Liga Sprawiedliwości, inne jak Action Comics (w Polsce wydawany jako Superman) znów wałkowały te same historie. Scott Snyder poszedł jednak inną drogą. Doszedł on do wniosku (w mojej opinii jedynego słusznego), że skoro mamy opowiedzieć historię herosa od początku to opowiedzmy ją zupełnie inaczej. Oczywiście w grze pozostali Joker i inni, bo trudno sobie wyobrazić, aby włodarze DC z nich zrezygnowali. Akcja Trybunału Sów rozpoczyna się kilka lat po rozpoczęciu przez Batmana działalności. Ma on już ugruntowaną pozycję i w mniemaniu swoim oraz większości mieszkańców miasta jest niepokonanym, superherosem. Wszystko zmienia się, gdy w Gotham pojawia się zupełnie nowy przeciwnik. Przeciwnik, który staje się metaforą miasta które rzekomo, Nietoperz tak dobrze zna. Ciężko jest mi tu pisać o samym Trybunale, bo to właśnie na odkrywaniu jego tajemnic opiera się fabuła komiksu. Napiszę więc o czymś innym.

W obu komiksach wchodzących w skład nazwijmy to cyklu sowiego, duży nacisk położono na relacje Batmana z innymi Bat-herosami. Szczególnie na jego przyjaźń z Nightwingiem. Zamaskowany Krzyżowiec zawsze uchodził za samotnika, bohatera, który mimo, iż wychował cały zastęp Robinów woli działać sam. W Trybunale oraz Mieście Sów relacje pomiędzy Batherosami dużo bardziej przypominają te które zachodzą w rodzinie. Dick pełni w niej rolę pierworodnego syna (mimo, że w historii pojawia się prawdziwy syn Bruce'a). Wayne ceni sobie więc rozmowy ze swoim młodszym kolegą i z mniejszą lub większą chęcią wysłuchuje tego co ma on do powiedzenia, nadal jednak patrzy na niego z góry.

Szpon, zbrojne ramię Trybunału
Graficznie komiks to niekwestionowana pierwsza liga. Na szczególną pochwałę zasługuje scena podczas której Batman jest więźniem w labiryncie sów. Im więcej czasu tam przebywa tym bardziej poddaje się on szaleństwu i utwierdza się w przekonaniu, że trafił na przeciwnika, którego pokonać się nie da. Kadry na kolejnych stronach obracają się przez co czytelnikowi, podobnie jak bohaterowi, udziela się uczucie zagubienia, zwłaszcza jeżeli kolejna strona jest ustawiona do góry nogami względem poprzedniej. To co jednak mnie się najbardziej spodobało to sposób w jaki Greg Capullo pokazał halucynacje Batmana, który widzi zarówno siebie jak i swoich przeciwników jako hybrydy ludzi i sów.

Na końcu Miasta Sów znajdziemy dwie bonusowe historie przybliżające nowe postaci w nietoperzowym uniwersum, czyli Lincolna Marcha i Harper Row wydane pierwotnie w Batman #11 i Batman #12. Ta pierwsza zaspokaja nieco apatyty, które wywołała w czytelniku główna historia. Co do drugiej mam mieszane uczucia, bo nie wiem, jaki jest sens w tworzeniu nowego pomagiera Gacka, gdy Batrodzinka jest już tak duża, ale może jestem złym prorokiem.  

Pierwsze dwa tomy Batmana są w mojej opinii najlepszą (jak dotąd) historią wydaną w Polsce w ramach nowej 52, czy też nowego DC Comics. Już od samego początku nabiera ona niesamowitego tempa, które utrzymuje się, aż do samiutkiego końca (z niewielkimi zgrzytami po drodze). Jest również świetnie narysowana. Współczuję tylko osobom, które podobnie jak ja czekały siedem miesięcy na drugi tom. Na szczęście na taką historię naprawdę warto czekać.



{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Podpisuję się pod recenzją obiema rękoma i nogami a nawet łokciem! Kawał pierwszoligowego komiksu! Kto nie czytał ten jest celem dla Trybunału Sów!

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -