Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 18 lip 2012

Warszawa. Miasto o który napisano niezliczoną ilość hymnów, pieśni i piosenek. Miasto, którego dzieje można śledzić w kronikach i na płótnach wielkich mistrzów. Wreszcie, miasto, które, siłą rzeczy, zawsze było w centrum wydarzeń decydujących o losie naszej ojczyzny. Nie dziwi więc, że to właśnie tu, 14 lipca 2012 roku odbyła się inscenizacja jednej z ważniejszych bitew w historii Japonii. Na wstępie muszę Wam przyznać, że do końca nie wiedziałem czy wybiorę się na tegoroczne Animatsuri. Ekipa z którą miałem jechać, sukcesywnie się rozpadała. W końcu, na kilka dni przed wyjazdem, gdy miałem już jechać po bilety na pociąg, okazało się, że jadę wyłącznie ze swoją o sześć lat młodszą siostrą, Weroniką, dla której miał być to pierwszy w życiu konwent.

Honorowy patronat objęła ambasada Japonii
Podróż z Bydgoszczy do Warszawy przebiegła nam bez większych nieprzyjemności. Można wręcz powiedzieć, że aż do Torunia jazda była wręcz komfortowa, gdyż oprócz nas w przedziale siedziała tylko jedna pani. Potem już, nasz przedział sukcesywnie się wypełniał. Do stolicy naszego kraju dojechaliśmy około godziny siedemnastej, czyli na godzinę przed rozpoczęciem imprezy. Podróż z peronu do szkoły konwentowej przebiegła nam sprawnie i szybko. Dużo szybciej niż się spodziewałem, gdyż początkowo zakładałem, że będziemy długo kluczyć po mieście. Bardzo pomocna okazała się dokładna mapka dojazdu, zamieszczona na stronie internetowej organizatorów. Pierwsze co ukazało się naszym oczom to kolejka, bardzo długa kolejka, wychodząca, aż poza teren XXI LO im. Hugona Kołłątaja. Tu przydały się nam nasze dziennikarskie wejściówki, umożliwiające nam ominięcie kolejki i szybkie dostanie się na teren konwentu. Ciekawostką jest fakt, że ochrona wpuszczała najpierw osoby bez rezerwacji. Być może akurat wtedy, to właśnie to stanowisko było wolne. Po ominięciu ochrony skierowaliśmy się do okienka dla VIPów, gdzie pojawił się pierwszy zgrzyt. Otóż okazało się, że nie ma nas na liście. Miła pani długo szukała naszych nazwisk, w końcu jednak dopisała nas na nią i pozwoliła przejść, wręczając uprzednio plan atrakcji, informator (zawierający kilka stron z komiksu Usagi Yojimbo), znaczek z maskotką stowarzyszenia Animatsuri, czyli z Echiko Matsuri, Usagiego w wersji zrób to sam i bransoletkę, którą mieliśmy obowiązek pokazywać przy wejściu na teren konwentu.

Po pokazie każdy mógł sprawdzić się w
wymachiwaniu szabelką
Na sam początek zapoznaliśmy się z planem atrakcji i tu małe rozczarowanie, bo pierwszego dnia znaleźliśmy jedynie jedną atrakcję, która nam pasowała. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wolny czas poświęciliśmy na szwendanie się po wszelkiej maści kramach. Największy tłum był jak zwykle przy stoisku Yatty, gdzie zakupiłem kolejne tomy, Battle Royale, Pluto oraz HotD. Oprócz tego Yanek i spółka rozłożyli automat do Purikury, który cieszył się raczej średnim zainteresowaniem. Po odciążeniu portfela, udaliśmy się do siostry naszego dziadka, mieszkającej około 40 minut jazdy autobusem od szkoły konwentowej. Rozwiązanie to miało swoje plusy i minusy. Plusy to oczywiście smaczne jedzenie i wygodne łóżka, a nie gnieżdżenie się w ciasnych sleep roomach lub gdziekolwiek indziej (kilka osób spało na półpiętrach, czy też wręcz między stoiskami, skutecznie utrudniając przemieszczanie się innym uczestnikom). Z drugiej jednak strony, dobre wychowanie nie pozwoliło mi na udział w kilku nocnych atrakcjach w których chciałem uczestniczyć. Pytanie jednak, czy dałbym radę wstać np.: na 4:00.

Klany Date (niebieski) i Takeda (czerwony)
w potyczce słownej
Drugi dzień na Animatsuri zaczął się nam od dosyć śmiesznego zdarzenia. Jednak wcześniej musieliśmy znaleźć salę, co było o tyle trudne, że wszystkie one miały, japońskie nazwy. Utrudniało to nieco znalezienie sali. Oczywiście prócz nazw (pisanych na szczęście naszym alfabetem) pokoje miały też numery, jednak były one tak małe, że wręcz niewidoczne. Osobiście nie zazdroszczę uczniom tej szkoły, szczególnie gdy są w niej nowi. W końcu jednak odnaleźliśmy nasz cel. Tuż przed wejściem zaczepiła nas dziewczyna w kimonie, która zapytała nas o plan atrakcji. Nie zastanawiając się długo, podałem jej swoją rozpiskę, którą ona szybko przestudiowała i stwierdziła, że to właśnie ta sala której szuka. Jak się okazało, ową nieznajomą była Ankh, która miała poprowadzić interesującą nas prelekcję. Spotkaliśmy się z nią jeszcze dwa razy, gdyż tak się złożyło, że to właśnie ona prowadziła interesujące nas pogadanki. O godzinie trzynastej chcieliśmy wziąć udział w koncercie Aralki, spóźniliśmy się jednak około trzydziestu minut i koncertu nie było. Później dowiedziałem się ów koncert się jednak odbył. Nie wiem, czy był po prostu tak krótki, czy też odbył się w innym terminie. Nieco zniesmaczeni udaliśmy się pod scenę, ustawioną na szkolnym boisku, gdzie odbywał się pokaz kendo. Wszystko byłoby super, gdyby nie brak nagłośnienia, które nie dojechało. Było to szczególnie odczuwalne na pokazie ceremonii picia herbaty, które tylko oglądałem, mimo, iż siedziałem kilka metrów od prowadzącej.

Animatsuri, był jednak przede wszystkim konwentem tematycznym, koncentrującym się na konflikcie pomiędzy klanami Takeda i Date, który miał miejsce w okresie Sengoku (XVI w.) w Japonii. Każdy z uczestników mógł się opowiedzieć za jedną ze stron i zdobywać dla niej punkty podczas licznych konkursów i warsztatów. Kulminacją tych zmagań był LARP, będący inscenizacją bitwy pomiędzy wrogimi klanami w którym wzięło udział ponad 150 osób, odzianych w kartonowe zbroje. Celem każdej z drużyn było zdobycie sztandaru przeciwnika. Osoba ugodzona mieczem musiała zejść z boiska. Po potyczce nastąpiło ogłoszenie zwycięzcy rywalizacji, którym został klan Date. Po tym wydarzeniu konwent opustoszał zupełnie, wszyscy udali się do sali gimnastycznej, gdzie odbyć miał się cosplay. Sala był oczywiście za mała, aby wszystkich pomieścić, więc część osób musiała obyć się smakiem (w tym, niestety, również ja).

Czasem o wyniku decydują białogłowe
Ostatniego dnia wzięliśmy udział w dwóch panelach, moim zdaniem najlepszych na tym konwencie. Wcześniej jednak zaopatrzyliśmy się w koszulki konwentowe (tu mała rada: jeżeli jest taka możliwość zamawiajcie takowe wcześniej, zaoszczędzicie sporo kasy). Pierwsza pogadanka w której uczestniczyłem dotyczyła różnic między japońskimi, a amerykańskimi superbohaterami. Kolejna zaś wzięła na warsztat stare anime. Prowadzący ją Aldar, do którego z widowni dołączył Duo, mówił o tym czym różnią się wcześniejsze animacje od tych nowych oraz co poszło w dobrą, a co w złą stronę w tym temacie. Z pogadanki wyszedłem w naprawdę dobrym nastroju, gdyż mimo, iż od nie dawna jeżdżę na konwenty, to jednak orientuję się w temacie klasycznych anime dość dobrze. Sprawia to, że jestem stworem dość dziwnym, jakoby nieznanym, ale posiadającym dość dużą wiedzę. Jest to rzecz niespotykana, gdyż nowi uczestnicy, zwykle znają jedynie nowe produkcje i zmuszeni są nadrabiać zaległości. Ja natomiast oglądałem Yattamana na Polonii 1, ha! Była to ostatnia atrakcja konwentu, tak więc po tym panelu ni pozostało nam nic jak udać się na dworzec, wsiąść do pociągu i wrócić do Bydgoszczy.

Mimo przewagi liczebnej Tokugwa polegli
Jednoznaczna ocena Animatsuri nie jest dla mnie łatwa. Z jednej strony na kilku konwentach już byłem, ten jednak był moim pierwszym stricte mangowym. Dojazd od ciotki i mieszkanie tam, uniemożliwiło mi wzięcie udziału w nocnych atrakcjach, przez co nie mogę powiedzieć, jak ten pomysł się sprawdza. Problem też było dostać w miarę tanie jedzenie na konwencie czy też w jego okolicy. Tu problemem był mapka dołączona do informatora, która była naprawdę słabej jakości i pozwalała jedynie namierzyć bankomat, których notabene w okolicy naliczyłem trzy, a wcale ich nie szukałem. Kolejnym problemem były opisy sal. Z jednej strony klimatyczne, z drugiej utrudniające nieco odnalezienie celu. Same atrakcje jednak były na naprawdę wysokim poziomie organizacyjnym i były prowadzone w sposób rzetelny (z jednym małym wyjątkiem: panelem o kobietach w anime o mechach), co można zapisać organizatorom na spory plus. Także konwencja okazała się sukcesem, a wieńcząca ją bitwa, świetną zabawą. Po pierwszym dniu konwentu myślałem, że nie pozostawię na nim suchej nitki. Na całe szczęście później było już tylko lepiej, dzięki czemu opuszczaliśmy Warszawę w dobrych humorach i kto wie może wpadniemy również w przyszłym roku.

{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Ohayo!
    Też byłam na Animatsuri i muszę powiedzieć, że zrobili porządne atrakcje. Moim zdaniem najlepszy był panel o kotach w Japonii oraz swobodna dyskusja na tematy okołomangowe. Mam nadzieję, że na innych konwentach też będą tak porządnie zrobione panele.


    Pozdrawiam cieplutko ^ ^.

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -