Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 19 maj 2013

(recenzja obejmuje dziewiąty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela)

Każdy z nas miewa takie chwile kiedy wydaje mu się, że wszystkie siły sprzysięgły się przeciwko niemu. Rano samochód nie odpala, a autobus który w zamyśle miał być dla niego alternatywą spóźnił się. Szef w pracy wydał srogą reprymendę za coś czego nie zrobiliśmy, kochanka nie przyszła, a żona przypaliła obiad. Lepiej było nie wstawać z łóżka, prawda? Cóż, część z was zapewne odpowie "prawda", inni zaś powiedzą, że zawsze mogło być gorzej i również będą mieli rację. Zawsze mogliśmy się urodzić superbohaterami, ich ciężkie dni są sto razy gorsze od naszych.

Na początku XXI wieku Marvel przeżywał ciężkie chwile. Ilość czytelników systematycznie spadała, a firma znalazła się na krawędzi bankructwa. Misję zmiany tego stanu rzeczy otrzymał nowy redaktor naczelny Joe Queseda, który w 2000 roku zastąpił na tym stanowisku Bob'a Harras'a. Pomysł nowego szefa był prosty, wprowadzić do firmy jak najwięcej nowych twórców z nowymi pomysłami, którzy gruntownie przebudują nieco już skostniałe uniwersum. Jednak żeby coś zbudować trzeba najpierw coś zepsuć, a jeszcze lepiej wypalić do gołej ziemi. Dobrym pretekstem do tego może być jubileuszowy, pięćsetny numer jednej z najlepiej rozpoznawalnych serii komiksowych. Historia przedstawiona w Upadku Avengers rozpoczyna się w momencie gdy na terenie rezydencji Mścicieli pojawia się niedawno zmarły Jack Heart znany bardziej jako Walet Kier (ang. Jack of Hearts). Na spotkanie z nim wychodzi Scott Lang (Ant-Man), który czuje się winny śmierci przyjaciela, gdyż ten poświęcił życie dla ratowania jego córki. Rozmowa pomiędzy niegdysiejszymi przyjaciółmi jest krótka, Jack wypowiada tylko jedno słowo "Przepraszam" i wybucha Scott'owi w twarz zabierając go ze sobą przed oblicze niedoszłej kochanki Thanos'a. Na nieszczęście dla Avengers jest to dopiero początek całej serii dziwnych zdarzeń, które dla wielu będą odpowiedzią na pytanie: "Czy warto nadal to ciągnąć?".

Upadek... jest jedną z tych historii o których naprawdę trudno się pisze. Z jednej strony jest to komiks, który rozruszał skostniały już nieco na początku XXI wieku gatunek superhero, z drugiej zaś kontrowersyjne decyzje scenarzysty Brian'a Michael'a Bendis'a spowodowały, że wielu fanów miało ochotę rozerwać go na strzępy. Skąd tak skrajne opinie zapytacie. Otóż głównie dla tego, że w tym tomie trup ściele się gęsto i to głównie po stronie tych dobrych, co nie pasuje do etosu Amerykanina-(super)bohatera. Większość czytelników uznała, że skoro Marvel chce przebudować drużynę to niech to zrobi, ale niech nie zabija przy tym nikogo. Drugą kontrowersją był sprawca całego tego zamieszania. W moich oczach postać ta urosła i wreszcie stała się ciekawa (podobnie jak Cyklop po AvX), choć znam odmienne opinie. Fabularnie dziewiąty tom Wielkiej Kolekcji... to cała masa wybuchów i nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w komiksie tym dzieje się nawet za dużo, gdyż czytelnik może zacząć się w tym wszystkim gubić. Z drugiej jednak strony nieznający serii czytelnik w ciągu trwania tych pięciu zeszytów ma możliwość poznania całej plejady przeciwników najsłynniejszej amerykańskiej super grupy m.in. Ultrona, czy kosmiczną armię imperium Kree. Co więcej dzięki ostatniemu zeszytowi serii może się on pobieżnie zapoznać się z całą historią Avengers.

Tutaj przechodzimy do kwestii którą porusza wielu polskich czytelników, a mianowicie do całej masy różnych stylów rysowania pod koniec serii. Wielu się to nie spodobało co mnie osobiście zdziwiło, głównie dlatego, że zabieg ten bardzo dobrze oddaje ducha serii. Komiks Avengers wystartował w 1962 roku i siłą rzeczy przez te pięćdziesiąt lat istnienia na jego łamach tworzyło bardzo wielu rysowników i scenarzystów. Każdy z nich podarował serii coś innego, dlatego, w moim mniemaniu, rozwiązanie z jakim spotykamy się w Upadku... jest bardzo dobrym sposobem na oddanie hołdu tym wszystkim, którzy do tej pory tworzyli przygody Mścicieli. Za stronę graficzną pozostałych rozdziałów w całości odpowiada David Finch, który moim zdaniem całkiem nieźle poradził sobie z całą serią wybuchów i scen batalistycznych. Mam jednak jedno zastrzeżenie. W kilku miejscach miałem wrażenie, że rysownik zapomniał, że ludzka twarz jest bardziej zbliżona do owalu niż do prostokąta. Szczególnie widać to przy okazji szału She-Hulk (co jest pewnie zamierzone i ciężko mówić, że postać ta, podczas furii, wygląda nierealnie, bo tak naprawdę nikt z nas nie wie jak ma ona wyglądać "naturalnie") oraz w scenie z "pijanym" Tony'm Stark'iem, który w pewnym momencie wygląda niemal jak M.O.D.O.K..

Wraz z dziewiątym tomem Wielkiej Kolekcji... otrzymaliśmy komiks który rozpoczął rewolucję w uniwersum Marvela, której punktem kulminacyjnym była Wojna Domowa. Oczywiście jak łatwo się domyślić Avengers wcale nie upadli. Ich miejsce zajęła nowa grupa. Jej formowanie się mogliśmy śledzić w wydanych przez Muchę pięciu tomach serii New Avengers. W mojej opinii Upadek... jest jednym z tych komiksów, który każdy fan Marvela powinien znać i to bez względu na to z jakimi odczuciami obudzi się on po jego przeczytaniu.


{ 2 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Za rysunki odpowiada "David" Finch. Swoją drogą, że też przed oddaniem do druku, nikt nie wyłapał tego błędu i na okładce mamy "Brian" zamiast David.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, zasugerowałem się okładką, błąd poprawiony. Dzięki za wychwycenie błędu.

      Usuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -