Na samym wstępie pragnę coś wyjaśnić. Recenzja, którą właśnie czytacie, będzie bardzo subiektywna. Oczywiście, każda recenzja jest mniej lub bardziej subiektywna, ale ta będzie szczególna pod tym względem. Dlaczego, zapytacie, otóż jestem wielki fanboy'em twórczości Neil'a Gaiman'a, który to napisał scenariusz do prezentowanego tutaj komiksu.
Śmierć została wydana w Polsce w 2007 roku przez wydawnictwo Egmont. W jej skład wchodzą dwa opowiadania:
Wysoka cena życia (oryg.
Death: The high cost of living) i
Pełnia życia (oryg.
Death: The time of your life). Dodatkowo otrzymujemy bonus w postaci sześciostronnicowego opowiadania pt:
Śmierć mówi o życiu, w której dowiadujemy się co nieco o chorobach wenerycznych i o tym jak można ich uniknąć. Ciekawostką jest, że w tym opowiadaniu naszej bohaterce asystuje pewien ubrany w prochowiec, blondyn o wdzięcznym imieniu John. Niektórzy z was pewnie już załapali o kogo chodzi. Tak, to John Constantine.
W
Wysokiej cenie życia poznajemy szesnastoletniego młodzieńca imieniem Sexton Furnival, który jest tak zmęczony życiem, że aż postanawia z nim skończyć. No, tak nastolatki wiedzą już wszystko o życiu. W przerwie między ponurymi rozmyślaniami o prozie życia, wybiera się on na wysypisko śmieci, gdzie zostaje przygnieciony przez lodówkę. Jak widać życzenia czasem się spełniają, prawda? Nieprawda. Od niechybnej śmierci ratuje go młoda, tryskająca optymizmem dziewczyna, której cała rodzina całkiem niedawno, ot drobnostka, straciła życie w wypadku samochodowym. Zapowiada się "mroczno- różowa" opowieść o trudach życia pary emo i romansem w tle? Nic z tych rzeczy, u Gaiman'a nic nie jest tym czym się, na pierwszy rzut oka, wydaje.
Drugie opowiadanie opowiada o parze lesbijek, które tracą syna (Co!? Nasze radio już organizuje "pielgrzymkę" pod jego [Gaimana] dom!). Pierwsza z nich posługuje się pseudonimem Foxglove (pol.
naparstnica) i jest robiącą szybką karierę piosenkarką, która ostatnie pół roku spędziła w trasie. Druga ma na imię Hazel i to na jej barkach spoczywa opieka nad domem i notabene, jej małym synkiem. To właśnie ona zawarła z kosiarzem (czy też kosiarką, bo to ona) umowę. Na jej mocy Śmierć zgodziła się, że zostawi małego Alviego, ale za jakiś czas zgłosi się po którąś z jego matek (wybaczcie, ale nie mogłem się powstrzymać).
Opisywany tu komiks można zaliczyć do gatunku, czy raczej podgatunku zwanego,
urban fantasy. Jego głównym założeniem jest to, że obok nas, w naszych miastach, żyją stwory znane z baśni i nierzadko moją one wpływ na to co się dzieje wokół. Właśnie w takich klimatach najlepiej czuje się Gaiman. I co tu kryć, jest w tym świetny. Światy realny i fantastyczny w
Śmierci nie przeplatają się, ale tworzą całość. Całość w której wszystko idealnie do siebie pasuje. Opowieść nie jest przesadnie ugrzeczniona, ale taka jaką widzimy ją za oknem. Pełna kontrastów. Wielu z nas udaje jednak, że niektóre rzeczy się tak naprawdę nie dzieje. W światach Gaiman'a nic nie jest ukryte. Niektórych może to szokować, ale obok nas naprawdę, żyją sfrustrowane nastolatki wychowywane przez rozwiedzionych rodziców, niepełnosprawni, którzy chcą jedynie z kimś pogadać, a nawet kobiety, które wolą inne kobiety.
Graficznie komiks prezentuje się dobrze. Duża dbałość o szczegóły i odpowiednio wypełnione kadry, sprawiają, że opowiadania nie tylko się dobrze czyta, ale także świetnie ogląda. Kolory, są dobrze nałożone i dobrane do nastroju opowieści. Do wyglądu postaci, również nie mam zastrzeżeń. Autorzy uniknęli, również znanej z wielu komiksów maniery, która powoduje, że główni bohaterowie muszą mieć figurę modelki (lub modela).
Jeżeli lubisz opowieści, które w sposób prosty opowiadają, o rzeczach trudnych, bierz. Jeżeli nie boisz się opowieści, które poruszają kontrowersyjne tematy, czytaj. Jeżeli lubisz fajne babki, bez względu na to jakiej jesteś płci, jest to komiks dla ciebie. Jeżeli, zaś jesteś młodocianą fanką (lub fankiem?) przesłodzonych opowieści, podaruj sobie ten tytuł.
Śmierć po raz pierwszy pokazała się w ósmym rozdziale kultowego już
Sandmana pt:
Odgłos jej skrzydeł. Komiks opowiadał o jej młodszym bracie, Śnie, który był postacią dosyć ponurą. Jego siostra mimo, że jej funkcja we wszechświecie nie przysparza jej fanów, została pokazana jako wesoła, czerpiąca z życia pełnymi garściami, młoda dziewczyna. Przez co świetnie kontrastowała z Morfeuszem. Szybko zyskała dużą popularność, dzięki czemu bardzo często pojawiała się na kartach
Sandmana. Jak dla mnie najlepsza postać z tego uniwersum.
Śmierć jest jedną z siódemki rodzeństwa Nieskończonych. Jest ona druga w kolejności starszeństwa, pozostali to według starszeństwa: Los, Sen, Pożądanie i Rozpacz (bliźniaki), Zniszczenie oraz Maligna (która kiedyś była Marzeniem).
Jeżeli jesteście zainteresowani innymi komiksami Gaimana odsyłam do mojej recenzji
Sygnału do szumu.
Śmierć w komiksach Wielkiego Gaimana zawsze witałem z uśmiechem na twarzy.. w tej postaci nie ma nic banalnego, nic oklepanego, ale to zawdzięczamy geniuszowi Gaimana. Jeśli kogoś interesuje ubran fantasy i chciałby się mu przyjrzeć z bliska to polecam "Amerykańskich Bogów" Gaimana. Z rodzeństwa Nieskończonych zaraz po Śmierci lubiłem najbardziej Maglinę. Nie wiem czemu:P
OdpowiedzUsuńLubiłeś Malignę, a nie Maglinę :P
OdpowiedzUsuńa mnie się ten pan na 3 fot. podoba :D
OdpowiedzUsuńChodzi oczywiście o Sextona (jeżeli ktoś się nie domyślił). Mi osobiście ten pan przypomina Adama z czasów kiedy miał długie włosy :P.
OdpowiedzUsuńTrzeba było widzieć moją minę "zdziwionego żółwia”, gdy ujrzałem śmierć w wersji Gaimana. Tak jak napisał Pit, tak różna od swojego stereotypu. Spokojnie mogę powiedzieć, iż odmieniła moje spojrzenie na śmierć :P
OdpowiedzUsuńi wszyscy nagle chcecie umierać :P
OdpowiedzUsuń