Napisane przez: Jarosław Przewoźniak
15 lis 2010
Jakbyś zareagował drogi czytelniku (lub droga czytelniczko), gdyby śmierć nie okazała się jedynie doznaniem, ale osobą? Oczywiście nie mam tu na myśli ponurego jegomościa, który mógłby wyjść trochę na słońce i koniecznie zmienić dietę. Co byście powiedzieli, aby po drugiej stronie przywitała was młoda kobieta, ubierana w czarny top i czarne, obcisłe spodnie, która być może nieco przesadza z makijażem. Jej uroda mogła by zawstydzić niektóre modelki, a na dokładkę, żyła by pełnią życia (co w stosunku do niej jest pewnym uproszczeniem, ale wiecie co mam na myśli). Panie i panowie! Przedstawiam wam Śmierć!
Na samym wstępie pragnę coś wyjaśnić. Recenzja, którą właśnie czytacie, będzie bardzo subiektywna. Oczywiście, każda recenzja jest mniej lub bardziej subiektywna, ale ta będzie szczególna pod tym względem. Dlaczego, zapytacie, otóż jestem wielki fanboy'em twórczości Neil'a Gaiman'a, który to napisał scenariusz do prezentowanego tutaj komiksu.
Śmierć została wydana w Polsce w 2007 roku przez wydawnictwo Egmont. W jej skład wchodzą dwa opowiadania: Wysoka cena życia (oryg. Death: The high cost of living) i Pełnia życia (oryg. Death: The time of your life). Dodatkowo otrzymujemy bonus w postaci sześciostronnicowego opowiadania pt: Śmierć mówi o życiu, w której dowiadujemy się co nieco o chorobach wenerycznych i o tym jak można ich uniknąć. Ciekawostką jest, że w tym opowiadaniu naszej bohaterce asystuje pewien ubrany w prochowiec, blondyn o wdzięcznym imieniu John. Niektórzy z was pewnie już załapali o kogo chodzi. Tak, to John Constantine.


Opisywany tu komiks można zaliczyć do gatunku, czy raczej podgatunku zwanego, urban fantasy. Jego głównym założeniem jest to, że obok nas, w naszych miastach, żyją stwory znane z baśni i nierzadko moją one wpływ na to co się dzieje wokół. Właśnie w takich klimatach najlepiej czuje się Gaiman. I co tu kryć, jest w tym świetny. Światy realny i fantastyczny w Śmierci nie przeplatają się, ale tworzą całość. Całość w której wszystko idealnie do siebie pasuje. Opowieść nie jest przesadnie ugrzeczniona, ale taka jaką widzimy ją za oknem. Pełna kontrastów. Wielu z nas udaje jednak, że niektóre rzeczy się tak naprawdę nie dzieje. W światach Gaiman'a nic nie jest ukryte. Niektórych może to szokować, ale obok nas naprawdę, żyją sfrustrowane nastolatki wychowywane przez rozwiedzionych rodziców, niepełnosprawni, którzy chcą jedynie z kimś pogadać, a nawet kobiety, które wolą inne kobiety.

Graficznie komiks prezentuje się dobrze. Duża dbałość o szczegóły i odpowiednio wypełnione kadry, sprawiają, że opowiadania nie tylko się dobrze czyta, ale także świetnie ogląda. Kolory, są dobrze nałożone i dobrane do nastroju opowieści. Do wyglądu postaci, również nie mam zastrzeżeń. Autorzy uniknęli, również znanej z wielu komiksów maniery, która powoduje, że główni bohaterowie muszą mieć figurę modelki (lub modela).
Jeżeli lubisz opowieści, które w sposób prosty opowiadają, o rzeczach trudnych, bierz. Jeżeli nie boisz się opowieści, które poruszają kontrowersyjne tematy, czytaj. Jeżeli lubisz fajne babki, bez względu na to jakiej jesteś płci, jest to komiks dla ciebie. Jeżeli, zaś jesteś młodocianą fanką (lub fankiem?) przesłodzonych opowieści, podaruj sobie ten tytuł.
Postscriptum


Śmierć jest jedną z siódemki rodzeństwa Nieskończonych. Jest ona druga w kolejności starszeństwa, pozostali to według starszeństwa: Los, Sen, Pożądanie i Rozpacz (bliźniaki), Zniszczenie oraz Maligna (która kiedyś była Marzeniem).
Jeżeli jesteście zainteresowani innymi komiksami Gaimana odsyłam do mojej recenzji Sygnału do szumu.
Śmierć w komiksach Wielkiego Gaimana zawsze witałem z uśmiechem na twarzy.. w tej postaci nie ma nic banalnego, nic oklepanego, ale to zawdzięczamy geniuszowi Gaimana. Jeśli kogoś interesuje ubran fantasy i chciałby się mu przyjrzeć z bliska to polecam "Amerykańskich Bogów" Gaimana. Z rodzeństwa Nieskończonych zaraz po Śmierci lubiłem najbardziej Maglinę. Nie wiem czemu:P
OdpowiedzUsuńLubiłeś Malignę, a nie Maglinę :P
OdpowiedzUsuńa mnie się ten pan na 3 fot. podoba :D
OdpowiedzUsuńChodzi oczywiście o Sextona (jeżeli ktoś się nie domyślił). Mi osobiście ten pan przypomina Adama z czasów kiedy miał długie włosy :P.
OdpowiedzUsuńTrzeba było widzieć moją minę "zdziwionego żółwia”, gdy ujrzałem śmierć w wersji Gaimana. Tak jak napisał Pit, tak różna od swojego stereotypu. Spokojnie mogę powiedzieć, iż odmieniła moje spojrzenie na śmierć :P
OdpowiedzUsuńi wszyscy nagle chcecie umierać :P
OdpowiedzUsuń