(Recenzja obejmuje tomy od 1- 5 polskiego wydania)
Życie mnie nie oszczędzało. Wychowany w wielodzietnej rodzinie musiałem toczyć bezwzględną walkę o każde przychylne spojrzenie rodziców. Sytuacja ta nie zmieniła się nawet, gdy poszedłem na studia. Duża konkurencja spowodowała, że młodsi wybrali łatwiejsze kierunki. Efekt jest taki, że nawet ucząc się tyle co oni wszyscy razem wzięci i jeszcze więcej, nie byłem w stanie osiągnąć takich wyników jak oni. Na szczęście, czasy te już minęły, udało mi się znaleźć pracę, która pozwoliła mi wyprowadzić się z domu. Poznałem również wspaniałą dziewczynę. Mamy zamiar się pobrać. Oboje wierzyliśmy, że może być tylko lepiej. Dziś jednak, do moich drzwi zapukał doręczyciel.
Komiks
Ikigami, to jedna z niewielu mang, która pojawiała się w zeszłorocznych zestawieniach najlepszych komiksów wydanych w Polsce w 2010 roku. Docenili ją jednak, nie tylko Polacy. W ciągu ostatnich kilku lat, została ona wyróżniona wieloma prestiżowymi nagrodami i wyróżnieniami (m.in. na festiwalach: Festival International de la Bende Dessinee d'Angouleme, Japan Expo czy Le Festival du Voyageur)
1. Nic więc dziwnego, że już przed zakupem, miałem nadzieję, że w moje ręce ma trafić tytuł nieprzeciętny. Akcja komiksu przenosi nas do alternatywnej Japonii, której rząd, po zapaści gospodarczej spowodowanej przegraną w II Wojnie Światowej, wprowadza w życie "Dekret o nieustannym rozwoju kraju". Na mocy którego, każdy młody Japończyk, rozpoczynający swoją edukację, ma obowiązek, przyjąć "szczepionkę rozwoju kraju" (w skrócie roz-kraj). W części z nich zawarta jest nanokapsuła, która wraz z krwiobiegiem przedostaje się do pnia płucnego, gdzie się zatrzymuje i już pozostaje. Taką kapsułę posiada, co tysięczny, młody obywatel Kraju Kwitnącej Wiśni. Gdy nosiciel znajdzie się w wieku pomiędzy 18, a 24 rokiem, życia kapsuła zostaje zdetonowana, powodując zgon. To, przypominające rosyjską ruletkę prawo, ma na celu zmuszenie młodych ludzi, aby już od samego początku, zdawali sobie sprawę z wartości życia. Na chwilę obecną wydaje się, że zamierzenia te zostały zrealizowane, bo wszystkie współczynniki rozwojowe Japonii (wzrost PKB, liczba samobójstw, itd.) utrzymywane są na świetnym poziomie.
Już od pierwszych stron komiksu widać, że pan Motoro Mase, narzucił sobie formę opowiadania historii, którą konsekwentnie realizuje. Każdy rozdział składa się bowiem z trzech aktów. W pierwszym z nich poznajemy dotychczasowe życie młodego człowieka, skazanego przez swój kraj na śmierć. W kolejnym, obserwujemy reakcje skazańca i jego otoczenie na otrzymaną wiadomość. W ostatnim zaś, śledzimy w jaki sposób postanawia on spędzić swój ostatni dzień. Oczywiście we wszystkim pomaga państwo, które umożliwia posiadaczowi Ikigami darmowe korzystanie z większości dostępnych w kraju rozrywek. Także jego najbliżsi nie zostają pozostawieni sami sobie, gdyż zostaje im przyznana specjalna renta. Jak łatwo się domyślić reakcje młodych Japończyków na wiadomość o rychłej śmierci, są bardzo różne. Niektórzy z nich będą chcieli się zemścić na dawnych oprawcach, inni postanowią za wszelką cenę pozostawić dowody swojego istnienia, jeszcze inni z rezygnacją będą oczekiwali na swój rychły koniec. Ponadto Motoro Mase zadbał o to, aby każda z tych historii miała inny wydźwięk. Obok rozdziałów dramatycznych, czy wręcz makabrycznych, uświadczymy również te niezwykle wzruszające, przy których zapłacze nawet największy twardziel. Taki sposób budowania historii sprawia jednak, że istnieje spore ryzyko, popadnięcia komiksu w tak nie lubianą przez większość czytelników epizodyczność. Na całe szczęście autor znalazł na to sposób. Głównym bohaterem komiksu jest Fujimoto Kango, który zarabia na życie dostarczając młodym ludziom Ikigami, dokument, który otrzymują oni na 24 godziny przed zdetonowaniem nanokapsuły. Mimo, że nie ma on prawa ingerować w zachowanie osób, którym dostarczył zawiadomienie o śmierci to jego obowiązkiem jest złożyć obszerny raport z tych działań. Sprawia to, że Fujimoto, zaczyna mieć wątpliwości, do których zaczyna się coraz głośniej przyznawać. Niestety w jego otoczeniu znajdują się osoby, które chętnie na niego doniosą, bo krzywomyślicielstwo jest w
Ikigami przestępstwem, ściganym przez specjalnie do tego utworzoną tajną policję. Na początku opowieści, wątek doręczyciela jest traktowany nieco po macoszemu. Jego rola ogranicza się wyłącznie do dostarczenia Ikigami oraz podsumowania zaistniałych wydarzeń na końcu rozdziału. Jednak z kolejnymi rozdziałami jego postać jest coraz systematyczniej rozwijana, dzięki czemu jego wątek, coraz mocniej wciąga czytelnika. Wydaje się więc, że w następnych tomach autor będzie się coraz mocniej skupiał na tej postaci.
Ikigami nie jest opowieścią, która spodoba się stereotypowym fan(atyk)om japońskiego komiksu i to nie tylko przez wzgląd na podejmowane tematy. W historii tej nie uświadczymy tabunu cycatych dziewcząt z pyzatymi mordkami. Spotkamy za to całą gamę charakterystycznych bohaterów, czasem brzydkich, a czasem pięknych, wszak nie wszyscy jesteśmy doskonali, jednak za każdym razem realistycznych. Styl pana Motoro Mase jest bardzo oszczędny. Najlepiej widać to na przykładzie teł. Często zdarzają mu się "puste" kadry, jest jednak to zabieg celowy.
Ikigami to opowieść o ludzkich emocjach i to one odgrywają w nim najistotniejszą rolę. Dlatego w komiksie znajdziemy całą masę szerokich kadrów, często wypełniających całą stronę, co ułatwia wyeksponowanie reakcji bohaterów. Zbytnie skupienie się na szczegółach tła, mogłoby rozproszyć czytelnika, przez co trudniejszym byłoby wywołanie u niego odpowiedniej reakcji. Podobnie rzecz ma się z okładkami. Na każdej z nich widzimy Fujimoto z Ikigami w ręce. Tym samym nie jesteśmy z wyprzedzeniem informowani o zawartości kolejnego tomu serii. Być może dla niektórych to niewiele, ale ja lubię, gdy opowieść mówi o sobie sama, bez dodatkowych udogodnień.
Przyjrzyjmy się jeszcze nieco bliżej polskiemu wydaniu, za które odpowiada Hanami. Do tej pory, wydało ono w naszym kraju pięć tomów komiksu Motoro Mase. Wszystkie one zostały wydane w miękkiej okładce. Na końcu pierwszych dwóch tomów znajdziemy: ofertę wydawnictwa, wskazówki dotyczące czytania japońskich nazw własnych oraz wskazówki, jak czytać komiks wydany na japońską modłę. Niestety, nie uświadczymy tego już w kolejnych tomach, a szkoda, bo moim zdaniem jest to świetne ułatwienie dla osób, które po raz pierwszy stykających się z japońskim komiksem. Z drugiej jednak strony rozumiem, że osoba, która sięga po trzeci tom danego komiksu powinna już wiedzieć jak go czytać.
Ikigami jest kolejną mangą dla dorosłych wydaną w naszym kraju. Na tle innych prezentuje się ona całkiem nieźle. Można wręcz rzec, że spokojnie można ją zakwalifikować do czołówki takich tytułów. Komiks ten spodoba się zwłaszcza fanom twórczości George'a Orwell'a, czy
Cory'ego Doctorow'a. Historie młodych ludzi przechodzących przez swój ostatni dzień życia oraz reakcje ich otoczenia na długo pozostają w pamięci. Zmuszając czytelnika do refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie: co ja bym czuł gdybym dziś otrzymał zawiadomienie o śmierci. Czy umarłbym jako zwycięzca, czy może jako przegrany.
Postscriptum
W 2008 roku swoją premierę w Japonii miał film Ikigami: The Ultimate Limit. Powstawał on w momencie, gdy dostępnych było pierwsze pięć tomów komiksu. Fabuła filmu skupiała się na kilku historiach z cyklu. Główną rolę zagrał Shota Matsuda. Na reżyserskim stołku zaś, zasiadł Tomoyuki Takimoto. Film zarobił ok. 134 mln jenów (1,26 mln dolarów).
________________________________________
1- same europejskie imprezy, panie
Zapowiada się ciekawie:) mam głęboką nadzieję, że jakimś sposobem trafi w moje ręce:P powiedz mi jeszcze ile tomów ogólnie jest zaplanowanych?
OdpowiedzUsuń"Ikigami" obok "Pluto", to jedyna seria mangowa, którą regularnie kupuję.
OdpowiedzUsuńSeria zamknęła się w 20 rozdziałach, czyli najpewniej będzie 10 tomów, ale nigdzie nie znalazłem potwierdzenia tej informacji.
OdpowiedzUsuńMała uwaga - w oryginale też nie ma kolorowych stron. Zawsze staramy się je umieszczać, gdy jest taka możliwość (zdarzało się nawet, że były kolorowe strony u nas, a w oryginale nie było).
OdpowiedzUsuńDzięki za sprostowanie, rzeczywiście część stron jest cieniowana, przez co myślałem, że w oryginale są one kolorowe. Feralne zdanie zostało już przeze mnie usunięte z treści recenzji. Chciałbym również przeprosić wydawnictwo za zaistniały błąd, a czytelników, za wprowadzenie ich w tenże błąd.
OdpowiedzUsuń