Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 4 lip 2013

Pamiętam, że jak byłem mały to lubiłem jeździć do moich dziadków. Nie, nie mieszkali oni na wsi, ani nawet na przedmieściach. Oni mieszkali w centrum miasta . Nie mniej jednak ich dom posiadał ogromną piwnicę składającą się z kilku pomieszczeń. W jednym z nich były konfitury, w innym mały warsztat dziadka, a w kolejnym zwykła graciarnia. Było także jedno pomieszczenie w którym dziadek trzymał sadzonki, które potem przesadzał do ogródka. Dobrze robił, bo zaniedbana roślina potrafi być naprawdę groźna.

Każdy komiksiarz miał w swoim życiu taki okres kiedy marzył, że sam zacznie tworzyć. Narysuje parę kadrów i niczym Stan Lee stanie się wzorem dla młodych twórców. Szybko jednak okazuje się, że nie jest to takie łatwe jak się początkowo wydaje. Po pierwsze trzeba znaleźć kogoś komu spodoba się to co stworzymy i w konsekwencji nas wyda. Po drugie trzeba znaleźć też kogoś kto będzie chciał tą naszą historię czytać. Najłatwiejszym sposobem na spełnienie obu tych warunków, wydaje się być znalezienie wydawcy, który ma już ugruntowaną pozycję na rynku. Wydawcy którego logo na naszym dziele będzie tylko zachęcać potencjalnych czytelników. W PRL-u taką rolę pełniły czasopisma np.: Świat Młodych. Dziś publikuje się swoje rysowane opowieści na Deviantarcie, czy na innych tego typu portalach, jednak ich duża popularność sprawia, że nasze prace giną gdzieś w gąszczu bylejakości. Na całe szczęście w naszym kraju ciągle są wydawnictwa, które nie boją się ryzykować i wydają kolejnych "młodych-zdolnych". Ostatnio do ich grona dołączyło poznańskie Yumegari.

Życie sieroty nie należy do łatwych, o czym codziennie przekonuje się nastoletnia Christina. Dzieje się tak głównie za sprawą pani Mildheim, która ciągle porównuje ją do jej koleżanki, "świętej" Alice. Mimo to nasza bohaterka nie narzeka, bo i tak ma dużo szczęścia, a na pewno ma go więcej, niż dzieciaki Hatlington'ów, które zostały zamordowane przez ojca na kilka chwil po porodzie ich najmłodszej siostry. Dziś Christina i jej znajomi z sierocińca stoją przed opuszczoną rezydencją w której piętnaście lat temu rozegrała się ta straszliwa tragedia. Oczywiście każda tego typu paczka składa się z kilku typów ludzi. Jednym z nich jest lider, który zakłada się z naszą bohaterką, że nie wytrzyma ona godziny w opuszczonym dworku. Po chwili wahania dziewczyna zgadza się, bo przecież mimo całego swojego nieszczęścia posiada jeszcze dumę, której za nic nie chce stracić. Jak łatwo się domyślić najciekawszym miejscem w całej rezydencji jest pokój w którym przed laty rozegrało się dopełnienie historii starego rodu. Dla dziewczyny to jednak za wiele, postanawia więc zmienić pomieszczenie i kieruje się do piwnicy, gdzie lśni niezwykły kwiat. Kwiat który, niczym znajdująca się w innej części Anglii szafa, ma moc przenoszenia do innego świata.

W moich ostatnich recenzjach sporo marudziłem, dlatego też tym razem zacznę od plusów. Za stronę graficzną komiksu odpowiada Studio Yumemori, czyli grupa czterech rysowniczek, powołana przez Yumegari, specjalnie po to, aby podbić nasz rodzimy rynek. Każda z dziewczyn jest odpowiedzialna za inną jego część, dlatego pozwolę sobie oceniać każdy z elementów grafiki według tego klucza. To co mnie absolutnie zachwyciło w Basement to tła. Muszę przyznać, że Martyna Janik w tej kategorii osiągnęła poziom przewyższający średnią światową. Piszę to bez żadnego lizusostwa, tak po prostu jest. Świat pokazany w tym komiksie żyje. Miasteczka po których porusza się bohaterka, są zaludnione. Bohaterowie nie poruszają się w nieskończonej bieli, ale po świetnie narysowanych pomieszczeniach, czy polach i lasach. Jedyne czego mógłbym się przyczepić w tej materii to niektóre tła mające na celu podkreślenie dramaturgii sceny. Trochę za dużo postawiono tu na rastry, a za mało na ręczną robotę. Za pozostałe elementy grafiki odpowiedzialne były Emilia Oset (główna rysowniczka) i Karolina Kaźmierkiewicz (w roli jej asystentki). Tutaj jest już nieco gorzej, ale tylko niewiele. Widać, że każdy z kadrów został maksymalnie dopieszczony, nigdzie nie widać niedoróbek. Co więc mi się nie podobało? Odniosłem wrażenie, że dziewczyny lubią chudzielców. W komiksie jest taka scena w której psołak Verdeash się kąpie (przy pomocy wiadra na sznurku mimo, że obok jest jezioro). Przyznam, że gdy to czytałem tak mi się zrobiło żal tego człowieka (?), że aż chciałem mu rzucić jakąś kanapkę. Naprawdę. Niestety nie jest on jedyny, wszyscy bohaterowie małą jakieś takie chude łapki. Ostatnią rysowniczką wchodzącą w skład grupy jest Dorota Kuśnierz, która to wszystko koordynowała i nie powiem wywiązała się ze swojego zadania śpiewająco.

No dobrze, normę chwalenia już wyrobiłem, więc teraz czas na marudzenie. Otóż Basement świetnie się ogląda, ale dużo gorzej czyta. Pierwsze dwa rozdziały rewelacja. Jest tajemnica, jest mroczno, w to mi graj. Nagle bach, zaczyna się trzeci rozdział i całą atmosferę szlag trafia. Z horroru przenosimy do fantasy komedyjki z jakimś przystojnym wilczurem. Dlaczego, pytam, dlaczego Magdalena Lech, poszła w tą stronę. Powiązanie mitycznej krainy z oświeceniową Anglią, było niezłym pomysłem, niestety wszystko to się gdzieś rozmyło na rzecz kilkudniowego romansu Christiny z Verdeashem. Oczywiście w kontekście całości było to ważne i jak najbardziej na miejscu, ale rozbudowywanie tego do sześciorozdziałowego fillera to lekka przesada i gdyby nie bezczelny wróżek Gran było by to niezjadliwe. Na całe szczęście zakończenie nie rozczarowuje, napiszę więcej, to ono ratuje całą tę historię, powodując, że dla niego samego warto ten komiks kupić.

Na koniec jeszcze parę słów odnośnie strony technicznej. Widać, że Yumegari nabrało już wprawy w tym zakresie. Wszystkie kartki trzymają się kupy, kadry są ostre, a czerń, czarna. Dostaliśmy również dwie kolorowe strony na modnym wciąż, śliskim papierze. To czego będę się czepiał to określenie, że Basement jest "komiksem w stylu mangowym". Na temat tego mitycznego stylu napisano już wiele, więc nie będę się nad tym rozwodził. Napiszę tylko, że ja osobiście wierzę, że dziewczyny mają swój własny styl i nie potrzebują żadnych tego typu łatek. Na końcu tomiku znajdziemy grafikę wykonaną przez Alicję Wolską przedstawiającą maskotkę wydawnictwa, Kaoru. Szkoda tylko, że jest ona czarno-biała. Kolorową znajdziecie tutaj (to ta pierwsza z prawej). 

Polskie dziewczyny rysują komiks o angielskim tytule, w japońskim stylu, którego akcja dzieje się (m.in.) w Wielkiej Brytanii. Dlaczego? Dlaczego nie zdecydowały się one na coś bardziej swojskiego, zahaczającego może o nasze rodzime, słowiańskie mity. Rej się normalnie w grobie przewraca. Niemniej jest to komiks na pewno świetnie narysowany. Jednak jeżeli Yumegari chce nadal iść w tę stronę to musi ono przede wszystkim znaleźć jakiegoś lepszego scenarzystę, albo podszkolić nico panią Magdę, bo Basement miało zadatki na to aby stać się perełką na naszym rodzimym rynku komiksowym, a tak niestety, jest tylko kolejnym średniakiem.


Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Yumegari za udostępnienie komiksu do recenzji!


(Grafiki zamieszczone w artykule pochodzą ze strony internetowej wydawcy)

{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Wielu kwestiach zgadzam. Się z recenzja lecz ja dałbym więcej punktów .moja ocena to 7 na 10. Ogólnie polecam

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -