Napisane przez: Jarosław Przewoźniak 24 lip 2013

(recenzja obejmuje pierwszy tom komiksu)

Czy Wy też Drodzy Czytelnicy macie wrażenie, że w ostatnim czasie biurokracja rozrosła się do poziomu wręcz absurdalnego? Ostatnio nawet w sklepach wymagają od nas zapoznania się z całą masą dokumentacji. Nic więc dziwnego, że wielu z nas, aby zaoszczędzić nieco czasu, po prostu kartkuje wszystkie te papierzyska i składa podpis. W większości przypadków obędzie się to bez żadnych konsekwencji. Jednak jak wszystkie, również i ta reguła, posiada potwierdzający ją wyjątek.

Każde z dużych miast rozsianych po naszym globie posiada dzielnicę ciszącą się złą sławą. W Los Angeles takim miejscem jest Chinatown. To właśnie tam znajduje się tytułowy sklep zoologiczny. Prowadzi go młody mężczyzna, który każe nazywać siebie D i który, wbrew napisowi na szyldzie, nie jest hrabią. Tytuł szlachecki należy do jego dziadka, który nieustannie przemierza dalekie kraje w celu odnalezienia rzadkich okazów, które będzie można później z zyskiem sprzedać. Wiele z tych zwierząt jest tak niespotykane, że nie znajdziemy ich w żadnym spisie gatunków zagrożonych. Jednak nie to zainteresowało Leona Orcot'a, detektywa miejskiej policji. Od kilku lat w okolicy Chinatown dochodzi do serii tajemniczych zgonów. Większość z nich w toku śledztwa okazała się być wypadkiem lub śmiercią w wyniku nagłej choroby. Jest jednak coś co wiąże te sprawy. Wszystkie ofiary przed śmiercią odwiedziły sklep D i kupiły tam egzotyczne zwierze.

W życiu każdego z nas, są takie chwile kiedy czujemy, że musimy coś zrobić, mimo, iż, racjonalnie rzecz biorąc, nie wyjdzie nam to na dobre. W moim przypadku było tak przy okazji zapoznania się z mangą Pet Shop of Horrors. Już na pierwszy rzut oka było widać, że, na sto procent, jest to komiks narysowany w poprzednim stuleciu, do tego styl graficzny sugerował, że jest on przeznaczony raczej dla kobiet. Mimo to coś mnie do tego tytułu ciągnęło, jak gdyby mówił "bierz mnie". Wziąłem więc i zacząłem czytać. Pierwszym co zaskoczyło mnie w tej historii był fakt, że sprzedawane w Chinatown zwierzęta przypominają ludzi i to niestety jedynie tych ślicznych/muskularnych/cycatych (niepotrzebne skreślić), przez co odniosłem wrażenie, że autorka pani Akino Matsuri próbuje w ten sposób nadrobić nieco swoje braki w rysowaniu zwierząt. Szybko okazało się jednak, że nie do końca tak jest. Właściciele rzeczywiście widzą swoich pupili tak jak chcieliby, żeby wyglądali ich ukochani, pozostali jednak widzą jedynie ich zwierzęcy kształt. Powiem szczerze, że mocno mnie to zaintrygowało i mam nadzieję, że w kolejnych tomach wątek ten zostanie rozwinięty. 

Muszę również przyznać, że autorka bardzo dobrze oddała zachowanie pojawiających się w komiksie zwierząt. Oczywiście dla potrzeb horroru zostały wyolbrzymione jedynie te cechy które mogą zostać wykorzystane w jak najbardziej makabryczny sposób, ale nie tylko. W jednym z opowiadań młoda dziewczyna otrzymała od D psa przewodnika, jak łatwo się domyślić przybrał on jak najbardziej przystojny kształt. Mimo to cały czas był on dobermanem i jak na każdy przedstawiciel tego gatunku hodowany przez człowieka miał on przystrzyżone uszy. Czy w ludzkiej formie miał on również przycięty ogon, tego nie wiemy. 

Mimo, że w Pet Shop of Horrors każdy rozdział to pojedyncza historia to jednak jest coś co je łączy. Tym czymś są postaci sprzedawcy D i detektywa Orcot'a. Pierwszy z nich bez problemu mógłby być kobietą. Nosi on powłóczyste, kolorowe szaty, które po drobnych przeróbkach mogły by być wytwornymi sukniami, na głowie ma dziwaczną fryzurę oraz na sto procent maluje rzęsy. Wszystko to sprawia, że przypomina mi on Benten'a z anime Cyber City Oedo 808. D posiada jednak pewną cechę, której na pewno zazdroszczą mu dziewczyny. Je on dużo słodyczy i przy tym nie tyje. Drugi z naszych bohaterów wygląda już nieco bardziej męsko. Szkoda tylko, że często się irytuje. Powoduje to, że przestaje on być wiarygodny jako detektyw, który powinien przecież umieć na chłodno analizować fakty. Z drugiej jednak strony rozmowa z D, który bez ogródek do wszystkiego się przyznaje, robiąc to na tyle umiejętnie, że nie można mu niczego zarzucić, może wkurzyć nawet świętego. 

To co najbardziej zmartwiło mnie w komiksie to jego oprawa graficzna, nawet odkładając na bok fakt, że nie przystaje już ona do dzisiejszych standardów. Odniosłem wrażenie, że autorka najwięcej czasu poświęciła głównym bohaterom, danego rozdziału. Postaci te są dopracowane w każdym szczególe, natomiast ludzie pojawiający się w tle, czy tylko na pojedynczych kadrach wyglądają miejscami jak zdeformowane mutanty. Szczególnie było to widać na kadrze, na którym hodowca jaszczurek pokazuje swojemu znajomemu myszy którymi karmi swoich pupili. Gryzonie te na sto procent zostały sprowadzone z okolic Czarnobyla. 

Muszę przyznać, że pomimo początkowych wątpliwość Pet Shop of Horrors pozytywnie mnie zaskoczyło. Komiks czyta się naprawdę dobrze, a kolejne historie wciągają i po kilku stronach przestaje się zwracać uwagi na niedopracowaną warstwę graficzną. Dobrze również, że Taiga zdecydowała się na pozostawienie tytułów rozdziałów w oryginalnej formie, przez co łatwiej zauważyć, że każdy z nich zaczyna się na literę D. Co ciekawe podobny zabieg miał miejsce w komiksie Sandman, Neil'a Gaiman'a gdzie to w oryginale każdy z rodu Niekończonych miał imię rozpoczynające się literą D. Przypadek? Raczej nie, bo oba z tych tytułów zaliczane są do gatunku horror, tak więc pani Matsuri mogła mieć styczność z tym dziełem. Nie mniej jednak polecam tę mangę, bo to naprawdę niezła pozycja.



Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Taiga za udostępnienie komiksu do recenzji!


(Grafiki wykorzystane w artykule pochodzą z Facebooka wydawcy)

{ 1 komentarze Dołącz do dyskusji i podziel się swoją opinią }

  1. Też nie tyję od słodyczy, czipsów ani fast foodów. Chyba polubię tego D, mamy coś wspólnego :)

    Zabrakło mi trochę w tekście czegoś na temat samej jakości wydania. Komiks interesuje mnie od dawna i bardzo się cieszę, że pojawił się na naszym ryneczku, ale Taiga to nowe wydawnictwo, więc nie wiem, jak sobie poradzili z przekładem, doborem fontów i ta dalej i tak dalej. Oczywiscie i tak przejrzę w sklepie, ale lubię znać cudzą opinię, takie zboczenie :)

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © 2010-2014 Półka pełna komiksów - Ore no Imouto - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -